dzień wokół nas, eroll
czyli Jeruzalem płonie w oddali.
Miałem pisać o pewnym serialu na N. Ale stwierdziłem, że co ja jestem? Filmweb? I pozwlekałem i zapomniałem już o tym. Ale teraz słyszę w radio jak pan pyta panią, czy wie, co 29 lat temu, w 1991 roku, weszło na Listę Przebojów Programu 3. Pani odfuknęła szybko – miałam wtedy 2 lata.
Uwielbiałem ten utwór, ten zespół, ten album. A jak wypuścili „Son of the Blue Sky”, to już w ogóle w Polsce epidemia Wilków nastała. Mieli swój czas. Pamiętam jak byłem w sklepie muzycznym za debiutem Wilków. To były czasy, kiedy zaczęto tępić piractwo i miało się już alternetywę – piracka kaseta za 10 000 zł, albo oryginał za 38 000 zł. Różnica widoczna, c’nie? Przeważnie piraty miały gorszej jakości wkładkę i książeczka była tylko taką okładką-wkładką. Oryginały miały wsad z obrazkami, tekstami. Także na bogato. Poprosiłem pana sprzedawcę o pokazanie oryginału i pirata. Okazało się, że różnią się tylko odcieniem niebieskiego. Oba produkty miały identyczną … książeczkę. To po co przepłacać. To był chyba ostatni raz, kiedy kupiłem pirackie wydawnictwo polskiego artysty. Kiedyś Michał Wiśniewski mówił mi, że na spotkanie z fanami jakaś laska przyniosła piracką płytę CD do podpisu. Zapytałem, co zrobił. Powiedział, że zniszczył płytę.
W ubiegłym roku poszukałem na iMusic Wilków. I czar wrócił, błysk nadal jest. Cały czas podoba mi się też „Aborygen”.
Ale, motyla noga, 29 lat to już!? Szok, jak czas pędzi. Przecie ja mam … 29 lat (przymrużenie oczka)!
I w tym samy radio, w tym samym programie pan powiedział, że młode pokolenie nie zna ogromnego przeboju, jakim był album Myslovitz „Miłość w Czasach Popkultury”. Ale co się dziwić, skoro to wydano w 1999 roku. Nie było tej młodzieży na świecie jeszcze. Ale niedawno pojawiło się to wydawnictwo na serwisach streamingowych na S i T. Wydaje się, że na iMusic raz te nagrania są, raz nie ma. Bo jak coś sobie ściągnę do biblioteki muzycznej, to za chwilę staje się nieaktywne. Ale wydaje mi się, że tego wydawnictwa nie było nigdy na apple’owym serwisie streamingowym. Muszę teraz zerknąć. Płyta mi się podobała prawie w całości. Oprócz tego koszmarnego – i nawet kiedy jestem cham, nie zmienię się. No radio obrzygało nas tym hitem. A w radio prowadzą audycję o serialach i państwo prowadzące zaprezentowało „Nienawiść” Myslovitz właśnie, bo to przecie z serialu „Ślepnąc od świateł”. Nie wiem, nie widziałem, nie mam HaBeO.
Wartość dodana z tej audycji radiowej, to fakt, że dowiedziałem się, że w marcu 2021, jak nic się nie wydarzy pandemicznego, nastąpi debiut serialu Many Saints of Newark, czyli prequel The Sopranos. To jest jeden z moich najbardziej ulubionych seriali. A dlatego, że lubię mafijne klimaty. A dlatego, że kręcili to w okolicach Jasnego Zieleńca w stanie New Jersey, do którego zajeżdżam regularnie od 13 lat już. I niektóre scenerie rozpoznawałem. Czyli taki swojski serial. A dlatego też jeszcze, że obsada aktorska świetna. Szkoda, że James Gandolfini odszedł od nas w tak młodym wieku. Zagrał Tony’ego Soprano rewelacyjnie. Ten serial z przyszłego roku ma ponoć odpowiedzieć na wiele pytań, gdyż zakończenie serialu było wieloznaczne. Ale przede wszystkim ma pokazać jak się to wszystko zaczęło. Młodego Tony’ego zagra syn – Michael Gandolfini. Nie mogę się doczekać. Może Dexter wróci w końcu z Kanady? Bo serial też świetny, ale zakończenie koszmarnie banalne. Ale byłem i w Kanadzie, i na Florydzie. Ja nie wróciłbym.
Koniec o wątkach pobocznych. Wracam do Wilków i właściwego serialu.
„W głębi lasu” wchłonąłem szybciutko. I jestem pod wielkim wrażeniem. Świetnie dobrana obsada. Bardzo dobra gra. Brawa dla scenarzysty za przeniesienie miejsca akcji spod Nowego Jorku do Polski. Kilka drobiazgów do zauważenia, to:
– górna warga matki głównego bohatera. W tamtych czasach chyba nie robiono na taką skalę operacji plastycznych. A medycyna estetyczna była bardzo niszowa albo w powijakach. Pani wyglądała dziwnie. A to za młodu ładna kobieta była. Dziwię się, że wzięto ją do obsady. Mogli lepiej się przyłożyć do zachowania realiów 1994 roku
– na początku pomyślałem, że kolejna produkcja cofająca się do lat 80-tych. I zdziwiłem się jak zobaczyłem retrospekcję z 1994 roku. Ale później nie miałem już takiego rozdźwięku i dyskomfortu
– końcówka jak dla mnie była lekko banalna. Wzdrygłem ramionami, jak wytłumaczyli i rozwiązali te zagadki. Ale cliffhanger jest. Ciekawe, czy pan Coben skusi się na kontynuację? Na razie się zarzeka, że nie. Pożyjemy, zobaczymy. Może powstanie druga seria bez książki?
A co mi się bardzo nie podobało? Jak zwykle w polskich produkcjach?
Dosyć szybko musiałem włączyć napisy. Nie rozumiem tego. Czy naprawdę to jest taki wielki koszt dobrze nagłośnić aktorów? Ktoś mi kiedyś powiedział, że w Stanach jak kręcą swoje filmy i seriale, to 15 mikrofonów wisi nad planem. W Polsce ponoć tylko 2. I to niestety słychać. To znaczy nie słychać. Wstyd.
A co się bardzo podobało? Muzyka. Słyszałem rozmowę z panią odpowiedzialną za dobór melodii. Mówiła, że najpierw miało być zagranicznie, ale później stwierdzili, ze jak to ma iść w świat, to niech będzie polskie. Że my nie gęsi i też swoje piosenki mamy. I fajnie to zabrzmiało. Ponoć tylko Spin Doctors „Two Princes” się ostało, bo to taki masakryczny hit był. Był, ale czy ja wiem? My raczej doń nie pląsaliśmy. Z naszych osiemnastek, to pamiętam Clawfinger i ich „Tell me the truth motherfucker” oraz „Ni*ger” z debiutu „Deaf Dumb Blind”.
Ale tego akurat zabrakło w tej produkcji.
Czytam zarzuty, że muzyka nie jest dobrana dobrze chronologicznie. Że kto słuchał Janerki/Klausa Mitffocha i jego „Konstytucji” na biwakach? Że słuchanie Maanamu to obciach był. Że „Dzieci” Elektrycznych Gitar, to taki jakiś pijacki przebój dla rodziców, którzy pozbyli się pociech z domu.
Cóż, Wilki z 1991 roku mogły być przecie słuchane w 1994 roku. Gorzej, gdyby akcja działa się w 1990 roku i młodzież śpiewała Eroll’a.
Co do Janerki. To fakt, my też nie słuchaliśmy. Ale w odpowiednich środowiskach? Czemu nie? Nie każdy musiał być mainstreamowy.
Hey’a potwierdzam. Dwie pierwsze płyty katowaliśmy równo na wyjazdach klasowych i prywatkach.
Maanamu nie słuchaliśmy jednak. Ani nowych przebojów, ani starych. Ale nie pamiętam, żeby to był obciach słuchać ich.
„Dzieci” były hitem, który nuciła cała młodzież. Na szczęście przebój to był krótkotrwały. Pojawił się i znikł. Na szczęście. Hitem dla rodziców to był rok 1998 i Kult’owe „Gdy nie ma dzieci”.
Serial polecam. Szkoda, że nie można tego odzobaczyć i jeszcze raz popatrzeć. Eh.