shaker maker
nie wiem dlaczego akurat dziś przypomniała mi się pewna historia z shakerem. Straszną głupotę zrobiłem. Aż wstyd się przyznać. Stare czasy. Jeszcze przed Wielkim Remontem w 2014.
Weekend mija pod znakiem robót.
Dopiero gdzieś po 18 dotarłem na Sadybę. Zmęczony lechutko. I głodny. Wychodząc z biura zacząłem się zastanawiać, gdzie by tu przetrąć to i owo. Na pewno nie w centrum. Jakoś nie miałem ochoty na tłumy. Wskoczyłem do 180 i lecę na Sadybę. Pomyślałem o Fidze, takim bistro na dzielnicy u mnie. Ale skonstatowałem szybko, że 180 leci Powsińską, nie Sobieskiego. Także Figa odpada. A schaboszczaka robią całkiem całkiem.
Hindus? Yaki Taki, czy jak się to nazywa? No też nie, bo trzeba poczłapać kilka dobrych kroków w bok. Do Segmentu mi się nie chciało, bo to wyprawa na pół dnia. Zaraz się właściciel rozochoci i zaczniemy gadkę. Lubię Roberta, ale nie miałem ochoty na pogaduszki dziś. Jeść, pić, spać, jak Tamagotchi. Już nawet pomyślałem zajść do tej ohydnej restauracji włoskiej obok mnie. Ale nie. Żabka wygrała. Oj dałem dziś po zdrowym jedzeniu. Pizza niestety bez smaku. A piwo też jakieś osobliwe. Smakuje jak płyn do mycia naczyń o smaku cytrynowym.
Tłukę talerzami i trzaskam szafkami i widzę mój shaker. I taka mnie naszła reminiscencja. Kupiłem ja sobie dawno temu shaker. Że niby będę se drinki robił. A wtedy piłem tylko piwo i wódkę. No ale jako już dojrzały mężczyzna, dobijający do 30 albo nawet do 33, pomyślałem, że shaker powinien być. No to sobie pamiętam drinka postanowiłem zrobić. Wódka z colą, albo cuba libre. Już nie pamiętam. Na pewno drink z colą. Wlałem wszystkie składniki do środka – alkohol i colę. Chyba tylko raz zdążyłem potrząsnąć. Jak nie pizgło, jak się nie rozchlapało! Nie zrozumiałem co się stało od razu. Dopiero po kilku sekundach zacząłem sam się z siebie śmiać. Zamiast drinka miałem szorowanie ścian. Dziwne. Tylko trochę tej coli, a tyle się nachlapało dookoła. Taki głupiutki kiedyś byłem.