-
z jednym butem wracam z ameryki
Stało się. Po prawie 6 latach wróciłem do Stanów. 15-ty raz. I muszę powiedzieć, że czar Nowego Jorku prysł. Tłoczno, syfiasto. I ten niemożliwy do zniesienia smród/zapach (niepotrzebne skreślić) trawy. Ale byłem, odwiedziłem i mam odklikane. Fajnie, że Ulę i jej chłopaków odwiedziłem. Miszka już duży chłopak. Jej. Jak ten czas leci. Bardzo fajny młodzieniec. Klasyczny nastolatek. Zakręcony i żyjący w swoim świecie. Wycieczka na luzie. Codziennie albo Manhattan, albo shopping. Albo jedno i drugie. Powracałem na raty. Do Kopenhagi i dzień później do Waw. Przy okazji zdarzyła mi się zmiana czasu, także o dziwo jet legu nie miałem. Ale pierwszy raz po przylocie do USA trafiło mnie.…
-
ostatni dzień sierpnia
od kilku lat o tej porze słucham sobie tego barda warszawskiego. Kolejne lato mija. Za 4 miesiące będzie … szykowanie się na bal. Eh, czas gna. I co sobie mam powiedzieć?Jest 93 rok W ’93, w sierpniu, zdałem na prawo jazdy. Za drugim razem, ale kto by to pamiętał. Teraz, po 32 latach mogę powiedzieć tak – pół Polski, pół Europy, pół Stanów przejechane. Ciekawe co by teraz powiedział mój instruktor? Ciekawe czy on jeszcze żyje. Duży fiat, pomarszczony stary dziad wiecznie z papierosem pomiędzy żółtymi palcami. I ten, przepalony, chrapliwy głos. Tylko raz mnie pochwalił, że dobrze sobie radzę. Ale wtedy to pijany był. Czuć było. Faktycznie Fugessi byli…
-
suchy styczeń
czyli dry january, czyli tu pić, czy tu nie pić. Rok temu znajomi ze Szwecji zrobili sobie suchy styczeń. Zero alku przez miesiąc. Cóż, w kraju katolickim, takim jak Wolska, przecie mamy sierpień – miesiąc bez alkoholu. I znam ludzi, którzy czczą to. W tym roku i ja postanowiłem sobie zrobić przerwę od alkoholu. Na miesiąc. Takie podśmiechujki były, że może jeszcze luty. Ale ja poważnie mówiłem, że „nie wiem”, albo „nie mówię „nie””. Wczoraj pozwoliłem sobie na to i owo w restauracji, ale tak sobie myślę, że może dać sobie spokój z trunkami i w lutym? Ktoś powiedział nawet żartem, że teściowa czyjaś zrobiła sobie „white january”, czyli biały…
-
piekło zamarza
a kiedyś tak The Eagles nazwali swoją płytę. Po 14 latach ciszy wydali album koncertowy. A jak się pytali wcześniej Dona Henleya, czy zespół zagra jeszcze, to odpowiedź padła szybka i jasna – jak piekło zamarznie.Glenn Frey bardziej merkantylny był, ale również nie zakładał powrotu ( “I just rule out the possibility of putting the Eagles back together for a Lost Youth and Greed tour.”). No I piekło zamarzło. Panowie wrócili i nagrali kilka płyt – tę koncertową, jedną studyjną i coś tam kompilacyjnego. Piekło zamarzło, bo dziś tramwaj do Wilanowa ruszył. Ja od razu stwierdziłem, że moja noga w nim nie postanie, ale chyba się muszę przeprosić, bo okazało się,…
-
to były piękne dni
Już czas. Czas ruszyć dalej. Do Warszawy przeprowadziłem się 1 lipca 2004 roku. A właściwie 30 czerwca wspomnianegoż roku. W Portugalii europejski czempionat w nogę się dział. CR7 się objawiał światu. To były piękne dni. Nie zapomnę nigdy tego, że przygarnęło mnie Państwo z Europy na K. do siebie. Na Ochotę. Mieszkałem 2 miesiące, bo w końcu zrozumiałem, że środowe dodatki wydania Gazety Wyborczej pod nazwą DOM zostawiane na stole kuchennym, to nie przypadek, nie aluzja, a … motywacja. Do tej pory się z tego śmiejemy. Dzięki wspomnianemu Państwu, po kilku miesiącach, a właściwie roku, trafiłem na Sadybę. Bo ich znajomi akurat sprzedawali mieszkanie. I pomyśleli o mnie. Kompletnie nie…
-
powieść w odcinkach, czyli …
powrót do słuchania Trójki. Jakoś nie zrobił na mnie wrażenia fakt, że Agnieszka Szydłowska objęła stery w Trójce. A niech sobie grają – tak myślałem. Nikt nie będzie lepszy od Radio 357. Zaintrygował mnie jednak transfer Katarzyny Borowieckiej z Radio 357 do Trójki na stanowisko pani kierownik. Przejrzałem wtedy rubrykę „kogo nie słychać w Radio 357”. I się zaskoczyłem. Rysa na radiostacji się pojawiła. Gawędziłem też nie tak dawno z Rafałem i jego małżonką o Trójce. Że niby tak ładnie zmartwychwstają. Ale ja wtedy nadal nie dawałem się przekonać, bo kilka razy podsłuchałem Trójki i jakoś nie przekonali mnie. O ile jeszcze muzyka była ok, to prowadzący kompletnie niepasujący do…
-
nawiedzony dom
a nawet i dwa. Nie pisałem tego nigdy, ale mam wrażenie, że duch pierwszej właścicielki mieszka ze mną. Czuję jej obecność czasem. Na szczęście dobra to mara. Kupiłem mieszkanie od wnuczka pewnej pani. I on mi powiedział, że to mieszkanie jego babci. No to chyba musiała umrzeć w tym mieszkaniu, c’nie? Ale on mi tego nigdy nie powiedział. Poza tym, hmmm, on jest młodszy ode mnie o rok, a kupiłem chatę 19 lat temu. To jeszcze jedna moja babcia żyła. Czyli w sumie jego też mogła. Może zabrali ją rodzice do siebie? A wnuczek się wprowadził? Nie wiem. Wolę wszystkim opowiadać, że ta pani tu zmarła i ja czuję jej…
-
i cóż, że ze szwecji
Muzykę szwedzką lubię. Od dosyć dawna. Zawsze wydawała mi się taka … skandynawska. Jakoś za norweskimi i duńskimi szlagierami nie przepadałem. Najbardziej lubiłem Roxette. Później doszedł Kent. Inni też się przewijali przez moje muzyczne fascynacje. Kent już pewnikiem nie zagra razem, więc nie ma co marzyć. The Hives widziałem w ubiegłym roku – hałaśliwe i energetyczne chłopaki. The Cardigans zauważyłem w takiej głupiutkiej pioseneczce Carnival. Głupiutkiej, ale bardzo urokliwej. Później było gorzej, bo przeboju filmowego do Romeo i Julii nie mogłem znieść. Pamiętam, jak witaliśmy 1999 rok w Żegiestowie. Często przesiadywaliśmy przed telewizorem i oglądaliśmy MTV. Polowaliśmy na Mariah Carey i jej słodki przebój „Sweetheart”. I wtedy często prezentowany był…
-
kraczka dziwaczka
Loren Kramar wydał płytę. Niestety wykrakałem wczoraj. To moja przemiła pani sąsiadka Zofia przeszła na drugą stronę. To o niej ta klepsydra. Oj. Wielka szkoda. No pisałem, że kilka dni temu widziałem ją na chodzie, a 25 maja takie nieszczęście. Na Powązkach ma grób rodzinny. I o mało co, a nie wykrakałby swojego obrządku przejścia na tamten świat. Wczoraj opisałem hipotetyczny scenariusz, jak należy mnie pożegnać. A dziś o mało co … Och, do teraz nie mogę dojść do siebie… (przymrużenie oczka). Dziś rano, przed robotą, postanowiłem, że kroki porobię. Kilka tylko, ze 4 tysiące, żeby było na zaś. Przecie całą sobotę w aucie spędzam. Oczywiście z kroków nici. Bo…
-
kamienie milowe, czyli …
jest nas coraz mniej. Drzewiej Kurier Poranny miał taką stałą rubrykę pn. Kamienie Milowe. Podawano tam kto na świecie się pojawił, a kto odszedł. Chyba mi sąsiadka zza ściany zeszła. Klepsydra wisi na wejściowych wrotach, że przeżywszy lat 91 pożegnała się nami Zofia J. (RODO nie obowiązuje już co prawda, ale nie chcę przekręcić nazwiska nieboszczki). A skąd wiem, jak się moi sąsiedzi nazywają? Och, co to za historia! Przecie nie dawniej niż 3 lata temu instalowałem w mym gniazdku klimatyzację. I oczywiście akceptację musiałem uzyskać od góry, dołu, boku jednego i boku drugiego. Także pani Zosia mnie autograf składała. Pamiętam tę wizytę – światło ledowe, tak jak u moich…