kamienie milowe, czyli …
jest nas coraz mniej. Drzewiej Kurier Poranny miał taką stałą rubrykę pn. Kamienie Milowe. Podawano tam kto na świecie się pojawił, a kto odszedł.
Chyba mi sąsiadka zza ściany zeszła. Klepsydra wisi na wejściowych wrotach, że przeżywszy lat 91 pożegnała się nami Zofia J. (RODO nie obowiązuje już co prawda, ale nie chcę przekręcić nazwiska nieboszczki).
A skąd wiem, jak się moi sąsiedzi nazywają? Och, co to za historia! Przecie nie dawniej niż 3 lata temu instalowałem w mym gniazdku klimatyzację. I oczywiście akceptację musiałem uzyskać od góry, dołu, boku jednego i boku drugiego. Także pani Zosia mnie autograf składała. Pamiętam tę wizytę – światło ledowe, tak jak u moich rodziców. Żarówki powymieniane, bo niby energooszczędniej. Tylko nikomu z domowników nie przeszkadza, że klimat prosektoryjny się wykreował.
Oh, czytałem ostatnio o zmianach w języku polskim, które wejdą w życie w styczniu 2026. Nic nie zrozumiałem. No może części nie zrozumiałem. Ale nie zrozumiałem po co wprowadzają. Czy to znaczy, że stare zasady będą błędami? Czy będzie można pisać i tak, i tak?
Stopień najwyższy będziemy zapisywać łącznie, nie najlepszy, nie najłatwiejszy, teraz zapisujemy oddzielnie
Wśród kolejnych zmian, jest zmiana zapisu nazw geograficznych. Wszystkie człony tych nazw będziemy zapisywać wielką literą, żeby się nie zastanawiać jak napisać, czy również nazwy mieszkańców, miast dzielnic, osiedli.
Czyli teraz my Sadybianie!
Wracając do wizyty u pani sąsiadki. Światło zimne, w mieszkaniu skromnie. Pani Zosia siada przy stole (po tym, jak w końcu zrozumiała o co mi chodzi) i bierze do ręki bardzo mocne szkło powiększające, po czym, bez żadnych ceregieli, kaligrafuje swoje imię i nazwisko. Stąd wiem, jak się nazywa. Muszę sprawdzić czy to ona. Bo kilka dni temu widziałem ją całkiem na chodzie, jak na swoje lata. Także jak jutro zobaczę ją z wózkiem na zakupy, to ja jeszcze jakiego zawału dostanę i zejdę. Proszę zapamiętać, że gdybym był zszedł, to proszę mnie sproszkować. Trumienka najtańsza z papieru, szaty z szafy, żadnych fikuśnych proszę mi nie kupować. Dynda mnie to. Gdyby do tego czasu można by się było rozsypać, to ja poproszę sypnąć mnie, hmmm, trudna sprawa. Zawsze myślałem, że Złotoria, ale teraz to nie wiem. Chyba na Sadybie. Ale miejmy nadzieję, że do tego czasu to jeszcze wiele wody w Wiśle …
Na moim ostatnim pożegnaniu ma być wesoło, grać ma muzyka i wino ma się lać. Muzyka taka, jaką lubiłem, czyli nie Queen. Jak kto mi Freddy’ego Mercury’ego zagra, to będę nawiedzał w domu jego. Złowrogo nawiedzał! Bo jak wiecie Queen u mnie nie grał, nie gra i grać …
Pani Zosia bardzo głośno słucha telewizora – TVPiS. Akurat po drugiej stronie ściany na wysokości mojego łoża, jej odbiornik stoi. A telewizor sobie pani sąsiadka bardzo ceniła i był on jej oczkiem w głowie. To już było dawno jak sobie konwersowaliśmy, na początku maja roku pewnego. Pani Zosia mówiła o złodziejach, że grasują niby. I że do mojego mieszkania pukali i ona wyszła, bo co to za hałas. Ona miała w zwyczaju często wyglądać jak gwarno się robiło na korytarzu.
– Wie Pan, wyszłam i zapytałam kim są – zaczęła swoją relację.
Odpowiedzieli jej, że kaloryfery będą wymieniać.
– Ale ja wiem, że żadnych kaloryferów nie będą wymieniać, bo nic nie pisali z Administracji – dodaje.
– Dobrze, dziękuję, niech pani goni, ja nic w domu nie wymieniam – rzekłem.
– Bo wie pan, ja to sama jestem, w domu cały czas siedzę, ale do Stanisława mogę wyjść na imieniny – dodała
Stąd wiem, że to musiał być początek maja. Bo przecie tatuś też Stasio i 8 maja się celebruje.
– No i jak mi telewizor ukradną, to co ja będę robić – zakończyła
Smutno mi się zrobiło, ale cóż, takie życie.
Kiedyś chciałem wyjść w majtkach samych i wynieść śmieci. Otworzyłem drzwi i stwierdziłem, że nie. Nie będę scen robił gorszących. Postawię na korytarzu, będę wychodził, to wezmę. Jak pomyślałem, tak zrobiłem. Drzwi zamknąłem i zacząłem się stroić do wyjścia. Drzwi już nie mogłem otworzyć. Zadzwoniłem do ślusarza. Klucz mu rzuciłem przez okno jak się pojawił. Pan zaczął dziurę w ścianie robić przy języczku zamka. Walił, stukał. Pani Zosia oczywiście podeszła z reprymendą. Taka bardzo rezolutna była, pobić by i pewnie mogła. Ale zacząłem jej zza drzwi tłumaczyć, że to ja, że jest ok. Poszła do siebie.
A jak robiłem remont, to weszła jak do siebie i zaczęła do meblarza mówić:
– ależ pan nie ma ściany! – jak tak można
Facet oczy jak 5 złotych
– to ja jestem właścicielem – mówię doń pokazując palcem na się – administracja wie, że nie ma ściany
– ale nie, nie, nie o to mi chodzi. Jak tak można bez ściany? – zapytała szczerze – może ja chociaż ja panu herbaty zaparzę
No podziękowałem pani sąsiadce i w końcu poszła sobie.
Kilka razy nawet interweniowałem u niej w domu. Bo żarówka się przepaliła, bo suszarka podsufitowa się zaplątała, a ona nie umie żarówki wymienić, wejść na taboret, żeby sznurki odplątać. No mieszkanie ma takie jakie ja Boby Budowniczowie zrobili w grudniu 1969. Remont generalny czeka…
Także muszę odnaleźć kartkę z jej zgodą na klimę w moim mieszkaniu. Przekonam się wtedy czy to ona. No bo głupio tak naklejać teraz na drzwi jej mieszkaniakartkę „kupię to mieszkanie”. Bo jak się okaże, że to nie ona, to taki absmak będzie. A z sąsiadami lepiej dobrze żyć. Szczególnie z tymi z tamtego świata. Jednego ducha już w domu mam. Drugiego nie potrzebuję mieć.