z jednym butem wracam z ameryki
Stało się. Po prawie 6 latach wróciłem do Stanów. 15-ty raz. I muszę powiedzieć, że czar Nowego Jorku prysł. Tłoczno, syfiasto. I ten niemożliwy do zniesienia smród/zapach (niepotrzebne skreślić) trawy. Ale byłem, odwiedziłem i mam odklikane. Fajnie, że Ulę i jej chłopaków odwiedziłem. Miszka już duży chłopak. Jej. Jak ten czas leci. Bardzo fajny młodzieniec. Klasyczny nastolatek. Zakręcony i żyjący w swoim świecie.
Wycieczka na luzie. Codziennie albo Manhattan, albo shopping. Albo jedno i drugie.
Powracałem na raty. Do Kopenhagi i dzień później do Waw. Przy okazji zdarzyła mi się zmiana czasu, także o dziwo jet legu nie miałem. Ale pierwszy raz po przylocie do USA trafiło mnie. Jakiś niedorobiony byłem. Ścinało z nóg wcześnie. Nie było tak nigdy. Zawsze wstawałem rano i energii miałem co nie miara.
Ale już jestem, wróciłem, żyję.
Wracając do Europy stwierdziłem, że muszę kupić walizkę do Waw, bo 3 pary butów nie mieszczą się w małej walizce i plecaku. Ulcia dała mi starą, do wywalenia po powrocie, walizkę. Napakowałem się jak głupi. Na lotnisku w Kopenhadze były bezduszne automaty do zrzucenia bagażu. Kładę, skanuję, sprawdzam. 23,3 kg pokazuje na wadze i za chwilę komunikat, że za dużo. Walizka nie odjeżdża. Wyjąłem jeden but i walizka pojechała. z jednym butem w plecaku wracałem z tej Ameryki.
Aha, miałem air tagi w walizkach. Nie polecam, stresujące. Jak wylądowaliśmy w Kopenhadze, to pokazało mi, że 1 walizka jest ponad 6 000 km ode mnie. Stresik. Ale po chwili wszystko wróciło do normy. W Waw miałem już 2 walizki i 2 air tagi (po 1 w walizce). Mała walizka była wsadzona w dużą. Także jak pokazało mi, że jedna jest przy mnie, a druga 686 km ode mnie, to się uspokoiłem. No bo jakim cudem?
Wyjazd był ciekawy też kulinarnie. Codziennie inna kuchnia. Chińskie w China Town bardzo słabe. Hitem była dla mnie restauracja birmańska. Polecam