• finally summer is here

    …not   Lato chciało wrócić. Próbowało wczoraj przed 11 oraz po 16. Słońce się przebiło przez ciężkie chmury i było tak bardzo leciwie, letnie, latowo(?). Oczywiście wtedy najmniej spodziewałem się słońca, bo wykonywałem prace fizyczne i dodatkowe źródło ciepła było trochę nie na miejscu. Ale fajnie, że w końcu zrobiło się tak ciepło i co najważniejsze – JASNO. Po takim rozpieszczeniu, chmury z powrotem zamknęły bramy niebios. Sierpień ma być ponoć upalny. Hm, myślę, że wątpię. Lipiec też zaprognozowano na koszmarnie przegorący i co? Nic! Powiem szczerze, że nie pamiętam takiego lata. Przechadzam się po tym świecie ponad 3 (prawie 4) dekady już i nie stwierdzam faktu przeżycia takiego lipca.…

  • niemożność i nieochoczość

    Jak się ma taki widok za oknem i jak się ma taką aurę przez 90% lipca, to nachodzi niemożność i nieochoczość. Wczoraj się zapowiedzieliśmy sobie i umówiliśmy na wyjście na miasto. Do UFO na Rozdrożu. Bardzo fajne miejsce, tylko szkoda, że nieczynne 😉 Chyba aura pokrzyżowała plany wszystkim. Na szczęście dużo nie mieliśmy zakupionego, więc oczekując pozostałej części znajomych, rozkoszowaliśmy się również rozmową. Nie dość, że zimno, to jeszcze zaczęło siąpić. Poradziliśmy sobie idąc do Okien. Ale na podwórku o tej porze dnia i nocy, też sama nieprzyjemność i dyskomfort. Nieważne, bo nie o tym miałem pisać. Obiecywałem, zapowiadałem, przygotowałem sobie entree i nic. Post toaletowy na razie jest pustą…

  • ładne kwiatki

    Zasiałem rukolę. I czekam, i się zastanawiam, i już nawet nie trzymam kciuków. Co ma wyrosnąć to wyrośnie. Kiedy w 2005 roku dostałem na parapetówie kwiatki: kaktusik oraz ooo-taki-jak-ten, ucieszyłem się, że moje mieszkanie będzie takie zielone, a nie zimne. Byli właściciele zabrali firanki i zmienili dywan. A mówili, że tylko żyrandol z kuchni wezmą. Dla mamusi niby. Mieszkanie bez firanek wygląda na chłodne ale i większe. Poza tym niewygodnie też jest, jak się mieszka na pierwszym piętrze i ma gołe okna. Kurz, pył i odgłosy starszych pań sąsiadek z serii „co kupiła?”. Pierwszy kwiatek był przez mnie pielęgnowany. Podlewany 2 razy w tygodniu. Nawet raz go przesadziłem, bo się…

  • gdzie król chodzi piechotą

    Postanowiłem w końcu się zmusić do częstego przebywania w toalecie. Postanowiłem w końcu zmusić się do opisania wszystkich koncertów, na których byłem. Postanowiłem w końcu oprócz koncertów opisać te wszystkie rzeczy, które mam w kolekcji, a nie są związane z koncertami. Chociaż z tym ostatnim to chyba przesadzam. Co mam napisać, że jechałem metrem w Rzymie albo busem z lotniska Frankfurt Hahn do centrum Frankfurtu? Się zobaczy się. Może nie będzie niczego. Ale nie chodzi tu o to, że na tronie dobrze mi się myśli i jak zrzucam gruz czy robię jedynkę, to pamięć wraca. Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu bilety z różnych atrakcji, czy to koncertów, czy…

  • Ok, jest 1:22 mego czasu, 31 marca 2008 r. … – vol.2

    Dzień szósty, 2 kwietnia, środa A wybrałem sie do Miasta tak sobie pochodzić. Wysiadłem na George Washington Bus Terminal na 175th lub 179th ulicy (Harlem) i w metro czym prędzej do 4th ulicy. To sobie poszedłem na sam dół prawie na Wall Street. Tak się sobie kręciłem po alejach ale głownie Broadway’u się trzymałem. Zapytać się o drogę raz musiałem, bo coś za nisko Downtown myślałem, że już jestem i minąłem dzielnicę biznesu. Ale nie 😉 Porobiłem zdjęcia, przeszedłem obok czegoś, gdzie kiedyś stały dwie wieże WTC (World Toilet Center) i na górę do Uli pod pracę na lunch (11 West 42nd St) pognałem. Lunch, jak lunch, miłe japońskie jedzenie.…

  • Ok, jest 1:22 mego czasu, 31 marca 2008 r. Zaczynam pisać ten pamiętnik – vol.1

    LOT No i wybrałem się jak nienormalny na Okęcie za wcześnie. Byłem 2h15min przed odlotem. Ale po przygodach Uli ze stycznia myślałem, że trzeba być wcześnie. W sumie też po świętach leciałem. Nowy terminal na Okęciu robi wrażenie. Piękny, czysty, duży. No i ludzi nie było, więc z miejsca się odprawiłem. Pochodziłem po sklepach, kupiłem to i tamto, i już. Gate’ów A jest ok. 40, a B też nie mniej. Także duży terminal w rzeczy samej. Trochę sklepów przymało, ale grunt, że są. Przechadzając się po bezcłówce, minąłem terminal stary, nr 1 znaczy. Oops, dziadostwo i nędza w porównaniu z nowym bratem. Do samego lotu, czyli samolotu LOT się zapakowałem…

  • Mój pierwszy raz i w ogóle geneza

    Moim marzeniem od zawsze było zobaczyć NYC, zwiedzić Australię i wsiąść w samochód w RPA i pojechać do Kairu (albo odwrotnie). Pomysł ostatni już nie jest w moich planach. Za to bardziej mnie Chiny i Wietnam ciągną. Tak naprawdę to ten wpis powinien być pierwszym wpisem na moim blogu. Ale wtedy jeszcze nie miałem pojęcia o blogach. Na początku 21. wieku memu tacie pan w Ambasadzie powiedział NIE. Bo na pewno przy okazji wizyty u brata w Chicago, mój tato skorzysta z okazji i znajdzie pracę i zostanie tam na stałe. Widocznie pan nie wziął w ogóle pod uwagę stanu zdrowia aplikującego o wizę. Dlatego też ja powiedziałem sobie wtedy…

  • co nas wkurza, co nas śmieszy

    ah, taka parafraza tytułu filmu Allena… dziś zacznę nie od tego, że wstałem sobie rano i zaproponowałem sobie śniadanie do łoża, ale od tego, ze wróciłem właśnie na kwadrat. Chyba muszę zrobić reminiscencję (albo aneks) na temat zarazków tu i tam. No atakują wszędzie. Wejścia na mój korytarz na klatce strzeże domofon. Kolejny domofon. W ogóle wtrącę tu teraz, że mam 7 kluczy do mego mieszkania. Wejście do budynku (1), skrzynka na listy (2), wejście na korytarz (3), drzwi pierwsze (4 i 5), drzwi drugie (6 i 7). Trochę tego jest. Ale fajnie brzęczy przy breloku Manchesteru United. Przy wspomnianym wcześniej wejściu jest kolejny domofon, który można otworzyć kodem. Mieszkania…

  • Moje wirtualne wakacje

    Chyba nie muszę nigdzie jechać na wakacje, bo czuję się jakbym był o dwa miesiące od Australii. Tam zima, a u mnie … jesień 😉 Pada, pada, i przestać nie może. Szaro, buro. Ale nie narzekamy. Od piątku ma być ponoć nawrót lata. I cały lipiec ponoć ekstremalny. Pamiętam z matematyki, że obliczając ekstremum, należy wyliczyć punkt przegięcia. U mnie to 20 stopni w cieniu. Jest też punkt krytyczny ale to nie w tej szerokości geograficznej. Przy tym punkcie polecam mój post o najdłuższym urlopie (sierpień 2009). Tam była taka czy też dygresja, czy też myśl, czy też odczucie odnoszące się do wyjścia z lotniska na Newark. Wracając do jesieni…

  • Aaaaa ooooo eeeee ooooo

    Nie płuczę gardła, nie ćwiczę tonacji. Zanuciłem po prostu dwa ostatnie szlagiery Britney Spears. Właściwie to zaśpiewałem. Jaki ten pop jest gówniany dziś. Kiedyś to były przeboje. A teraz, eh szkoda słów. Jakby ktoś zapomniał tekstu napisać. Z drugiej strony jak już ktoś napisze, to też szkoda gadać. Tak sobie wstałem rano w czwartek i jak co dzień pozwoliłem sobie zjeść śniadanie w łóżku, oglądając TV przy okazji. Stanęło na muzycznych kanałach trzech. Na jednym wspomniana królewna popu, na drugim – drugi kawałek królewny popu, a na trzecim Shakira. Nie mogę znieść tej pani również. Głosu to ona za grosz nie ma. Nagrywa teraz jakieś takie spanglish-owe numery. No ale…