życie

Moje wirtualne wakacje

Chyba nie muszę nigdzie jechać na wakacje, bo czuję się jakbym był o dwa miesiące od Australii. Tam zima, a u mnie … jesień 😉
Pada, pada, i przestać nie może. Szaro, buro. Ale nie narzekamy. Od piątku ma być ponoć nawrót lata. I cały lipiec ponoć ekstremalny. Pamiętam z matematyki, że obliczając ekstremum, należy wyliczyć punkt przegięcia. U mnie to 20 stopni w cieniu. Jest też punkt krytyczny ale to nie w tej szerokości geograficznej. Przy tym punkcie polecam mój post o najdłuższym urlopie (sierpień 2009). Tam była taka czy też dygresja, czy też myśl, czy też odczucie odnoszące się do wyjścia z lotniska na Newark.
Wracając do jesieni w miejscu, w którym obecnie przebywam.
W piątek zaczęło lać zaraz po tym, jak wszedłem do mego pokoju, czyli lekko po 8 rano. I tak pada do dziś.
Oczywiście, w pracy, poproszono mnie o pomoc w załadowaniu gadgetów. Koleżanka specjalnie się pofatygowała po nie autem służbowym. Jako, że pani płeć słaba, więc nie umiałem odmówić, gdy zapytała czy ktoś jej pomoże. Sama radość pakować do bagażnika i na tylne siedzenie ciężkie kartony, gdy tak leje. Katharsis, psia mać.
Wczoraj co prawda na chwilę słońce się pojawiło. Ale akurat wtedy, kiedy do domu żem wracał. Czyli spocić się zdążyłem. I tak wczoraj trzymając się za poręcz w metrze i autobusach przypomniał mi się ekoporadnik zaprezentowany kiedyś w Trójce. Zarazki, zarazki i jeszcze raz zarazki. OK., po każdej fajce – myję ręce, bo po co mają śmierdzieć. Po powrocie ze sklepu też – bo nie wiadomo jaki dziad trzymał rękę na wózku, koszyku, albo kto przede mną ściskał tego pomidora. No i przypomniały mi się te wszystkie poręcze i rączki w środkach komunikacji miejskiej. Dokładając do tego duchotę i tłok, czuję podświadomie jak te zarazki prześmiewczo sobie skaczą z rączki do rączki. I później widzę je wszystkie na mej dłoni … Jak się nazywa taka choroba, że człowiek ma fobię na punkcie czystości? Chyba detektyw Monk miał taką przypadłość. Dokładnie nie wiem, bo widziałem raptem jeden (a właściwie niecałe pół) odcinka. Ale koleżanka z pracy wielką fanką serialu była, to mnie oświeciła o przypadłości głównego i tytułowego bohatera.
Grrr, właśnie zostałem oschle poinformowany, że stanu liczników wody nie podałem. Dziwne?! Zawsze czytam ogłoszenia blokowe zamieszczane na drzwiach wejściowych do budynku lub przy windzie (o ile mają szlachetnej wielkości czcionkę. A jak dadzą kolor na taki komunikat, to na bank przeczytam). Na szczęście doszliśmy z panią do porozumienia (oczywiście administracja obsługuje interesantów w czasie krótszym niż ja pracuję). Nie mail, i nawet nie fax, nie wspominając już o gołębiu pocztowym. Telefonicznie mogę przekazać dane dotyczące konsumpcji wody w moim lokalu za ostanie pół roku. Wyjątkowo dla mnie pani zrobi mi tę możliwość. Jak miło. W Polsce byłaby awantura. A tu, dwa miesiące od Australii, wszyscy mili i wszystko można załatwić, przy odrobinie dobrej woli. Uff, case closed. Byleby nie zapomnieć się spisać.
Czy ktoś się orientuje o co chodzi ze zbieraniem plastiku? Na klatce stoi koszyk z napisem „prosimy o wrzucanie nakrętek plastikowych”. Ja chętnie oddaje, skoro ktoś potrzebuje. Mogę zamiast do mego kosza wrzucić do tego pojemnika. No problem, korona z głowy nie spadnie. Chyba akcja „plastik” przerodziła się w akcję społeczną, bo wypełnianie to tylko kwestia czasu. I ktoś był na tyle i miły, i uprzejmy, i wdzięczny, że dopisał do prośby koślawe, ale łatwą do odczytania czcionką, „jesteście super!”. Mała, durna plastikowa rzecz, a cieszy. W biurze pani zarządzająca czystością na dużych powierzchniach biurowych też chętnie zbiera, bo jakaś osoba z któregoś piętra prosiła ją o to. Starałem się wywiedzieć, o co chodzi z plastikiem. Ponoć służy to zbieraniu funduszy na wózek inwalidzki! Tyle lat w dziadowiznach się obracam, a pierwszo słyszę. Myślałem kiedyś, że to na przetop dla firm rzeźbiących w tym tworzywie. Ale nie. Mam znajomych w tej branży i mówili, że nowe rzeczy muszą być z czystego plastiku, a nie ze zwrotów. Co prawda można wykorzystywać te nakrętki ale ponoć są takie wytyczne co do zachowania jakości, że z tego recyclingu niewiele da się zrobić. Czyli ogólnie gra niewarta świeczki.
Dziś z rana, jak co dzień, zaproponowałem sobie śniadanie do łóżka. A taka fanaberia. Postanowiłem poświęcić ten czas na kanały informacyjne i śniadaniowe. Informacji co się dzieje na świecie i w kraju jakoś nie mogę przyswoić. Niby po polsku mówią i obrazki mają ale coś omija to skutecznie moje zainteresowanie i zrozumienie. Padło na TVP1 i ich „kawa czy herbata”. Oczywiście, że kawa. Niestety. A kiedyś była herbata. O-mój-boże! O czym oni mówią? Jak spakować skutecznie plecak!! Ale pan miał taki sprytny plecak, z kapturem! Nawet nie zdążył go założyć, bom przełączył. Jakiś czas temu, podczas mojego długiego przymusowego urlopu często zdarzało mi się oglądać TV z rana. Właściwie było to skakanie po kanałach, niż zatrzymywanie się na dłużej i przysłuchiwaniu się temu z większą atencją. „KcH” kontra „dzień dobry TVN”. I tu stało się coś ze mną dziwnego. Wciągnąłem się. Ale na zasadzie takiej, że patrzyłem w telewizor i oglądałem. Raz „kawę”, raz „dzień dobry”. Te programy mają coś hipnotyzującego. Dopiero po jakimś czasie docierało do mnie o czym oni mówią. I to był ostatni raz! Do widzenia TVN i TVP1.
Jak już jestem przy ranie(?). Tak się mówi? Mianownik liczby pojedynczej to „rano”, czyli jestem „przy czym? przy kim?” – przy ranie? Oj, dzisiaj szóstki z matury z polaka by nie było 😉
Jak już jestem przy tej porze porannej, to przypomniał mi się jeszcze jeden wywód naukowy. Odnośnie snów. Mam tak, że nie pamiętam szybko co mi się śniło. To ponoć norma i standard u większości ludzi. Rad kilka:
– opowiedz sobie sen zaraz po przebudzeniu,
– nie patrz przez okno! Duża przestrzeń, oczy się rozbiegają, mózg zaczyna skupiać się na tym widoku i rozpraszać. Czyli zapomina o śnie.
A ile z was miało piękny sen, w którym ktoś nagle zadzwoni, zatrąbi, wyda dźwięk. I sen staje się taki rzeczywisty, bo to budzik?
Czas chyba zakończyć wspomnienia i refleksje z moich wirtualnych wakacji. Australia tuż tuż.

Brak komentarzy

  • aUla

    Proponuje “przy poranku”, Panie Macieju.
    A co do snow, znajoma specjalistka w tej dziedzinie utrzymuje, ze primo mozna sie nauczyc pamietac sny poprzez przypominanie ich sobie zaraz po przebudzeniu i zapisywanie, secundo mozna je sobie przypomniec stosujac formy relaksacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!