życie

a to jednak był dziadek, …

a nie tata! Przez całe życie myślałem, że to ojciec dał jej psa!

Wrzucałem ja ci ostatnio story na insta z pysznym słoiczkiem kimchi od pana słoiczka kropka pl. Okrasiłem to szlagierem małej Natalki. I wielce się zdziwiłem, bo …po pierwsze primo – insta music ma ten hit w swojej bazie i po drugie … primo – ona śpiewa jednak, że to dziadek dał jej psa! Puszka Okruszka! Puszka Kłębuszka!

 

Kilka razy pisałem jaki to ja jestem perfekcyjny pań domu. Że lubię na szmacie jeździć, szorować, pucować. Kilka razy też ogłaszałem wszem i wobec o moim podnieceniu, jak przypadkiem na tik toku zobaczyłem, że piekarnika drzwiczki można rozkręcić i wyczyścić w środku. A już miałem nowy piec kupować, bo tłusty rosół mi wciekł pomiędzy szybki i zacieki zostawił.

Smuciłem się też wielce, że mój zlew brudny i doczyścić nie mogę. I jakaż to ekscytacja mną targnęła, jak poczytałem komentarze na Onecie w artykule „jak wyczyścić zlew”. Oczywiście „autor/ka” tekstu opisywała przeróżne metody. Wręcz jak alchemia to brzmiało. Dodaj to, wciśnij tamto, zamieszaj, szoruj i tak dalej. Już we zwątpieniu miałem zamknąć karty onetu, kiedy rzuciłem oczkiem na komentarze. Bardzo lubię opinie innych czytać i bardzo często przechodzę od razu na dół nie przeczytawszy uprzednio „artykułu”. I pod tymi wszystkimi mądrościami, dość skomplikowanymi mądrościami, ktoś napisał lapidarnie, ale treściwie, esencjonalnie wręcz – wystarczy domestosem polać. Od tamtej pory życie stało się lepsze. A miałem już zlew nowy kupować.

Ostatnio sen z powiek spędzają mi zacieki na drzwiach prysznicowych! Już nawet myślałem o remoncie łazienki! Czegokolwiek bym nie robił w toalecie, to zawsze te zacieki na mnie patrzyły. Zawsze patrzyłem na nie bezradnie. Nic nie działało! Domestos – nie! Płyny do kabin prysznicowych – nie! Odkamieniacze – nie! Poczytałem swego czasu kolejne mądrości i zdecydowałem zastosować eliksir o następujących ingrediencjach, szalenie prostych zaznaczam, ingrediencjach – H2O i CH3COOH! Czyli nasza zwykła woda i … ocet!

Zadziałało! Ale nie tak jakbym chciał. Dużo zeszło, ale trochę zostawało. Próbowałem jeszcze mopa parowego, ale utwierdziłem się jedynie w przekonaniu, że to urządzenie dobre jedynie jest na wytępienie pluskiew! No to sobie tak raz na tydzień myłem drzwi prysznicowe wodą z octem i tylko ramionami wzdrygałem, że lepiej się nie da. Na insta zobaczyłem też post o octowipe – taka bawełniana ścierka, którą po skąpaniu we wspomnianej miksturze „przykleja się” do drzwi szklanych na kilka godzin. Później się zdejmuje, przeciera i … błysk się ma! Hmmm, no może dlatego, że użyłem zwykłej ścierki, a nie octowipe, nie uzyskałem efektu WOW.

Stwierdziłem w końcu, że zacieki na drzwiach miałem, mam i mieć będę i … już (żeby nie powiedzieć dosadniej).

Z drugiej strony, moja pedanteria/perfekcjonizm brał górę i coraz poważniej zastanawiałem się nad re-dekoracją pomieszczenia łaźniowego. Umywalkę bym wymienił, muszlę klozetową też. W sumie to bym chyba tylko podłogę zostawił. Ale wiadomo – inflacja i kryzys. Drogo i koszty robocizny skoczyły. Nie warto. Lepiej hajsiwo na głupoty wydawać.

Z rok temu dostałem takie myszo-ścierki ze Szwecji – Svinto.

Ponoć można gary wyszorować. Mam dwa opakowania – po 10 szt w jednym. Garów nie szorowałem, bo po co. I tak się nie doczyści zapewne – tak myślałem. Wczoraj spojrzałem na moją kawiarkę i stwierdziłem, że czas chyba przywrócić błysk maszynce. I tak ścichapęk złapałem za svinto i przetarłem zabrudzenie. Nie zeszło do końca. Skoro już rozpakowałem jedno svinto, to może warto poczyścić co się da – rzekłem sam do siebie. To Svinto wygląda jak futro zdechłej i wysuszonej myszy.

Także nie za bardzo atrakcyjnie. Fajnie się jednak pieni po spotkaniu z wodą. Także czyszczenie tym, to …czysta przyjemność. Spód patelni ładnie się wyszorował. Reszta garów nie wymagała czyszczenia, więc wpadłem na genialny pomysł pójścia z tym do pokoju kąpielowego. Zacząłem zawzięcie szorować drzwi prysznicowe. Bez wielkich nadziei, ale zarazem z taką pewną ciekawością. Po wszystkim zerknąłem na dzieło i … podniecenie wróciło! I to jak?! Banan na twarzy i satysfakcja! Zacieki zniknęły. Ciekawe na jak długo!? Ciekawe czy to Svinto będzie już zawsze działać? A czy zlew też można tym potraktować? Bo jakoś nie przepadam za płukaniem go chemią.

Ha! Jakiż podniecony i szczęśliwy jestem. Polecam. I cóż, że ze Szwecji!

Pies cztery łapy ma!

PS. Wpis zawiera loco-wanie produktów!

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!