-
hipochondriusz
lubię się bawić języ(cz)kiem, słowem, literkami. Lubię sobie wymyślać imiona różne. Raz dzieciom Państwa z Europy na K. próbowałem wmówić, że mam na imię tak naprawdę Ambrozjusz. Małe wtedy były, więc chyba uwierzyły. Podoba mi się również Klaustrofobiusz. Za Genitaliuszem nie przepadałem, bo jakieś takie … *ujowe było. Ale Hipochondriusz brzmi pysznie! I tak … esencjonalnie. Ogólnie lata mi koło nosa, jak się coś ze mną dzieje. Na początku oczywiście atak paniki, jak coś łupnie, zgrzytnie i zaboli. Najgorsze scenariusze przed oczami mi stają. Przecie pisałem, jak po dostaniu bomem w głowę, biegłem na … jezzzu, chciałem napisać na trepanację czaszki! Nie, nie. Zapisałem się na takie badanie, co się…
-
twindemia
Świat nie przestaje mnie zadziwiać. Ostatnio tak sobie gaworzyłem z kimś, że cisza w sprawie pandemii w mediach. A dwa lata temu i w ubiegłym roku zamknięci byliśmy i bombardowani zatrważającą liczbą nowych przypadków. Strach blady! Ale po dwóch latach to już nudno było mówić o zarazie. Na nikim liczby już nie robiły wrażenia. Maski tylko uwierały, a nie chroniły. Poza tym ludzie się zaszczepili i … nastała wojna. Kolejny gorący temat. Ale ile można pisać i o czym przez te 8 miesięcy? Wiadomo – Putin chuj. Tak nawet stoi na pewnym stoisku w Food Town’ie w Fabryce Norblina. Przypadki covidowe już nie robią wrażenia i już nie są nawet…
-
ding dong
– a po chuj ci dzwonek? – rzekł, czy też quasi filozoficznie zapytał szwagier – no masz w sumie rację – odparłem zaskoczony błyskotliwym, ale jakże mądrym ni to stwierdzeniem, ni to zapytaniem Moja administracja dała znać o sobie. Rency opadają. Ale chyba się starzeję, bo ani nie napisałem, ani nie zaszedłem do urzędu co by obtańcować. Już wolałem zlikwidować dzwonek. Nie dalej jak kilka lat temu, ale kilka, ze trzy może, moja mądralińska administracyja wymyśliła ulepszenie – światło zapalające się na klatce dopiero jak staniesz twarzą w twarz z foto komórką. Wcześniej wystarczyło lekutko wrota uchylić i już nastawała jasność. A teraz trzeba w ciemność wejść. Bałem się…
-
latka lecą
dziś sobie pogmerałem w intranecie pracowym. Jest tam taka zakładka „twój profil”. Wszystko jest. Ile zarabiam (rubin 13 złotych brutto), ile lat stażu, jakie szkolenia mam, szczeble kariery. Ale uderzyła mnie jedna informacja: Data wejścia w wiek ochronny: 07 marca 2037 rok Data nabycia praw emerytalnych: 07 marca 2041 rok Szok! Emerytura to taka odległa wizja, ale te 15 lat, to takie szast-prast! Za niespełna 15 lat będą mogli mi naskoczyć. Trzeba tylko prześlizgnąć się jakoś przez ten czas. Oczywiście pracując. Cholera, ja i emerytura!? I to już całkiem, całkiem za rogiem. Przecie na Sadybie mieszkam 17 lat! 1 września mi strzelił kolejny rok w tym magicznym miejscu Mokotowa. Aha,…