jest taki dzień, czyli …
oddawać moje hajsy!
Dziś nadszedł dzień spowiedzi przed fiskusem! Co roku tego dnia jest tłok na stronie, jest problem z zalogowaniem, jest niemożliwość porachunków. Bo nagle się okazuje, że wszyscy chcą albo się porachować, albo zobaczyć tę zgrozę – ILE DO DOPŁATY. I wszyscy o tym i wiedzą, i mówią, i co roku jest to samo. Niemożność zalogowania się. Paradnie!
Także Maciusiek już wczoraj knuł i zasadzał się na stronę z podatkami. Ale za każdym razem komunikat grzmiał, że trwają prace nad umieszczeniem PIT-ów.
Dziś rano z taką pewną nieśmiałością zalogowałem się. 7 rano na cyferblacie była. I o dziwo udało się!
Ostatnimi laty podatek był pokolorowany na czerwono. I to bardzo. Aż bolało, aż zająkiwałem. Bo kilkaset złotych ciężko było wysupłać. Właściwie kwota podchodząca pod tysiąc. Na szczęście nauczyłem się magicznych, podatkowych sztuczek i zamieniałem czerwień w zieleń.
Dziś zerkam na stronę. Pięknie, ładnie, inaczej, prościej. Lecę na sam dół. Zamykam oczy! Otwieram i patrzę. NADPŁATA!
6 zł
Hehehehehe. Dziwne.
Kiedyś mi wyszło w porachunkach, że jakieś grosze muszę dopłacić. No może nie grosze, ale kwota była coś w okolicy 1 złotówki. I poleciałem do kasy w Urzędzie Skarbowym. Pani mnie informuje błagalnym głosem, że koszt przelewu jest wyższy niż dopłata.
– ale jak nie zapłacę, to będę miał niezapłacony podatek? – pytam
– no, tak – pani oświadcza
– to płacę
No bo w sumie nigdy nie wiadomo, czy jakichś odsetek nie doliczą i za 5 lat ktoś zapuka do drzwi i powie, że mieszkanie mi zabierają, bo lichwiarskie odsetki narosły.
Później szwagierka mojej siostry powiedziała, że do 5 złociszy US się nie czepia. Ale. Bo zawsze jest jakieś ale. Ja wyznaję zasadę – strzeżonego pan bóg strzeże. Przysłowia znikąd się nie wzięły.
Na sam przód tej nadpłaty nie zauważyłem. Myślałem, że tylko 6 złoty mam do dopłaty. Dopiero później mnie uderzyło, że kwota się zieleni. Czyli zwrot mnie czeka.
I tu nastała magia podatkowa – IKZE i darowizny. Pstryk, hokus pokus, micrato, raepy sathonich.
Także czekam!
Taki był 15 lutego. Na bogato można by rzec.
A co do Teneryfy, to powiem tylko, że było bajecznie. Żałuję tylko tego, że nie byłem tam dwa tygodnie. Patrząc w dal widziałem niekończący się błękit. Bezhoryzoncie! Nie wiadomo, gdzie ocean łączył się z niebem. Wrócę!