internety wszystkich krajów łączcie się
Obsmarowałem mój telefon ostatnio i dziś kara nastąpiła. Mój iPhone się zemścił. W Terorze! Zabrakło interentu. Nie chciał się łączyć i pomagać nawigować. Może się zagrzał? Bo nawet muzyki nie chciał grać. A internet nigdy nie był potrzebny do umilania mi czasu.
Sprawdzam sobie teraz moje konto w Plusie i widzę, że jeszcze 1,47GB w roamingu mam. Może bierze dane jak z Afryki? Bo w sumie blisko?
O ile wcześniej narzekałem na Las Palmas i bałem się mówić mojej wycieczce, że jestem tu po raz trzeci – pierwszy, ostatni i po raz ostatni, to dziś stwierdzam, że jest bajkowo. Dzisiejszy dzień najbardziej bajkowy. Nie dlatego, że dziś kończę … 29 lat … znowu. Ale dlatego, że byłem w niebie i to kilka razy.
Już wcześniej zachwycony byłem wycieczką na południe wyspy. Ale myślałem, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. No właśnie, wiosna. W Polsce chyba nadal zima. Nie chce się wracać.
Początkowo mieliśmy wziąć na cały tydzień auto. Wykalkulowaliśmy, że z paliwem, parkingiem i najmem wyjdzie nam 300 euro. Jak się podzieli na głowy, to nie tak dużo. Tylko chętnych do prowadzenia maszyną nie było. Co prawda w Hiszpanii tolerancja wynosi aż 0,5 promila, ale nadal nikt się nie kwapił. Także było taxi z lotniska, autobus na południe.
Wczoraj taka szybka burza mózgów i przy pomocy map gugla szybko ustaliliśmy trasę. Auto pan nam wynajął za 46 euro z groszem. Za paliwo wyszło bez mała 19 eurasków.
Właśnie! Wczoraj na kolacji zaglądnąłem do mojego kantorku, żeby kupić hajsy, co by za kolację zapłacić. Oj, oj, motyla noga. Kurs, że kacze pióro!
Traskę taką ustaliliśmy.
I cóż mogę powiedzieć? Bajkowe widoki. Miasteczka przecudne – Agaete, Teror, Tejeda. Taka właśnie Hiszpania, jaką miałem w wyobraźni.
Drogi kręte. Auto pali jak smok. Po 100 km zatankowaliśmy 15 litrów i w sumie 165 km zrobiliśmy, czyli jakieś 9 pali. A to KIA Rio, czy coś takiego. Biały.
Kręte drogi na myśl przywiodły mi stare, dobre czasy. Wrzesień 2009 roku, kiedy to z Ulą zwiedzaliśmy Californię – San Francisco i Yosemite oraz luty 2010, kiedy to z Państwem z Europy na K. przemierzaliśmy … Californię, ale okolice Indian Wells. Kręto, strasznie, pysznie. Przygoda. I teraz też.
Jestem zauroczony wyspą.
Zastanawiam się, kto w ogóle mieszka w tych miejscowościach. Zajechaliśmy do Ageate dosyć wcześnie, więc tylko kilku lokalsów było i piło kawę. Ale w innych miejscowościach? Takie maluteńkie, że nawet psów nie ma, żeby mogły wiadomo czym szczekać.
Ale pięknie. W zachwycie jestem i chyba nie po raz trzeci tu byłem. Wiem na pewno, że Las Palmas sobie będę już darował. Choć wczoraj wylądowaliśmy w oceanarium. Wydawało mi się, że raz dwa przeszliśmy obiekt, a tu się okazało, że z 90 minut się bawiliśmy. Fajne te zbiorniki wodne. Zastanawiają mnie połączenia rekinów z takimi małymi, tłustymi, smacznymi rybkami. Nie gryzą się. Ula i ja twierdzimy, że to dlatego, że karmią dobrze, to nie muszą atakować. Z innych stworków miłych dla oka, to piranie czerwonobrzuszne wyglądały interesująco.
Północna trasa dziś okazała się udana. Zdjęcia chyba wrzucę ot tak, bez ładu i składu, bo za raz na kolację lecimy celebrować 7 marca. I żeby nie było, trenowałem dziś troszkę!
I co za historia!
Wybraliśmy się na kolację z okazji 7 marca. Wysłałem iMasaż do pani prof. ze Szczecina. Na zdjęciu byłem ja i kaktus, bo jej stary jest kaktusiarz. I co się okazuje! Ta mi odsyła zdjęcie z … kaktusem. A później z mapką, gdzie jest! Daliśmy plamę życia. Ona w Maspalomes, a ja w Las Palmas. Ona dziś w Las Pal Palmas, a ja dziś na wycieczce. Oj szkoda.Będziemy mieli co wnukom opowiadać …