życie

wyginam śmiało ciało

I nie za bardzo mi to idzie. Ha!

Ah, dygresyja! Byłem w Kopenhadze w ostatnią sobotę. To tylko chwilka od Malmo. Przez ten most się tylko trzeba przeprawić. Pociągiem. Choć Szwedy coś przebąkują o metrze jakimś. Zobaczymy. U nas tramwaj do Wilanowa budują już ponad rok. I powiem tak – bojkotuję! Moja noga w tym pojeździe nie postanie.

Kopenhaga fajna. Polecam, jakby kto miał jakąś nadwyżkę wolnych środków. Bo drogawo jest. Poszliśmy na running sushi. Taka restauracja, w której jedzenie krąży na taśmach. Przybytek otwierali o 17.00, więc mieliśmy czas pozwiedzać stolicę Danii. Wyszukaliśmy w google kilka niewyszukanych, ale popularnych pubów/barów. I o zgrozo do żadnego nie weszliśmy. Okazuje się, że w małych lokalach można palić. I ludzie niestety z tego prawa korzystają. Fuj! Ja już 2504 dni bez. Bardzo serdecznie przepraszam tych, w obecności których paliłem.

Aha, sushi ok. 238 koron duńskich od osoby (jakoś trzeba przez 0,6 pomnożyć i wyjdzie polski pieniążek). I nadal pracuje tam polska dziewczyna, którą spotkaliśmy rok temu. Mówiła wtedy, że na studia przyjechała i znalazła tu pracę.

Aha, po sobocie i po sushi, przepłynąłem 62 baseny. Rekord! Rok temu w maju ledwom jeden mógł pokonać. Dziś koleżanka z pracy mnie uświadomiła, że jeden basen to w tę i we w tę. Czyli wg niej tylko 31 było. No nie wiem. 62 brzmi lepiej.

Ale ad rem.

Jak zapewne nie wszyscy wiedzą od ponad 2 lat chodzę regularnie na siłkę. 3 razy w tygodniu, jak czas pozwala. Najpierw chodziłem z somsiadem Marcinem, ale on później poznał somsiadkę i zaczęli razem w łóżku ćwiczyć. W sumie na siłowni nie potrzebuję towarzystwa. Sam sobie ćwiczę i się sobą zajmuję.

Pamiętam jak nie dalej jak w 2018 roku, com łokieć tenisisty rehabilitował, pani fizjoterapeutka rzekła – ale pan jest sztywny. Miała rację. Niby biegałem, niby paletką na korcie odbijałem i w kometkę z chłopakami grałem. No i jeszcze rower. A ciało się nie wyginało. Rękami do kostek nie dotknę. A kiedyś umiałem.

No i tak ostatnio zapisałem się na mojej siłce na stretching. Yoga okazała się być rano, więc czasowo nie pasowało. Na zajęciach były oczywiście panie w przewadze, jakich stary dziad, młody chłopak i ja. Pani zapytała, kto debiutantem jest. Hm, tylko ja rękę podniosłem. Prawie godzina wygibasów i naciągań. Dziś prawie nie pamiętam co dokładnie robiliśmy. Wiem, że od rana mam zakwasy w niektórych częściach ciała.

Jedne ćwiczenie polegało na tym, że leżąc na plecach należy podnieść jedną nogę. I się do tej nogi rękami zbliżać. Oczywiście wszystkie zadania mi świetnie szły. Najlepszy w całej klasie byłem. Ale zerknąłem w lustro, żeby zobaczyć, jak się prężę i rozciągam. Patrzę! I co ja widzę! Nie ma mnie w odbiciu! Wampir jaki jestem! Zerkam raz jeszcze i w końcu za dużą panią dostrzegam moje uśmiechnięte lico. Ale gdzie noga!? Powinna nad panią wystawać. Przecie prężę kończynę pionowo, wyprostowaną do góry! Nie ma! No nie ma. Pomyślałem, że zwierciadło jakieś krzywe. Ale kątem oka zerkam w lewy dolny róg i … jest! Drży z 10 cm nad podłogą. Hm. No może za rok będę się lepiej prężył. Aha, i kto postanowił, że siedzenie na piętach pochylonym do przodu z rękami na macie jest relaksujące? Nie jest. Boli i nie relaksuje.

Po zajęciach pogaworzyłem z tym starszym panem. Był po raz 8, ale chodził regularnie wcześniej. Operacja spowodowała pauzę. I chwali sobie, i mówi, że widzi różnicę. Wiem, że różnica będzie, że ciało będzie się polepszać. Przecie bieganie pokazało dobitnie to, jak szło mi z treningu na trening coraz lepiej. Pierwszy wybieg z domu i po 200 m plułem płucami i myślałem, że ducha wyzionę. A później to i nawet 3 półmaratony zrobiłem. Także czekam na improvement. Też będę wyginać śmiało ciało. Nie będę sztywny. Starszy, wspomniany wcześniej, pan-kolega zarekomendował mi „zdrowy kręgosłup”. Na drugi dzień był. Oczywiście zapisałem się. Strasznie dużo ludzi. Oprócz mnie i innego starego dziada, same babki. I strasznie niemiłe są! Wciskają się do kolejki po matę i po ciężarki! Jakbym był niewidzialny. Niemiłe koleżanki!

I faktycznie, fajne te zajęcia. Jestem ciekaw, czy jutro z łóżka wstanę?

Po zajęciach miłe dziewczę z recepcji poleciło mi zdrowappkę. Żebym sam się mógł zapisywać. I co ja tam patrzę? „Sztanga” jest. „Brzuch i pośladki” są. Ta joga cholera o 10 rano wiecznie jest. Może w weekend który? Zobaczymy, zobaczymy. Przelecę wszystkie te zajęcia. Tylko za 62 zł/miesięcznie, bo w robocie się znowu ludzie rzucili na my benefit i cena karty multisport spadła. Heh! W zdrowym ciele, zdrowy duch!

Jakbym jutro nic nie pisał i nie instagramował, to znaczy, że mam zakwasy całego ciała. Ale i zdrow(sz)y kręgosłup!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!