• shaker maker

    nie wiem dlaczego akurat dziś przypomniała mi się pewna historia z shakerem. Straszną głupotę zrobiłem. Aż wstyd się przyznać. Stare czasy. Jeszcze przed Wielkim Remontem w 2014. Weekend mija pod znakiem robót. Dopiero gdzieś po 18 dotarłem na Sadybę. Zmęczony lechutko. I głodny. Wychodząc z biura zacząłem się zastanawiać, gdzie by tu przetrąć to i owo. Na pewno nie w centrum. Jakoś nie miałem ochoty na tłumy. Wskoczyłem do 180 i lecę na Sadybę. Pomyślałem o Fidze, takim bistro na dzielnicy u mnie. Ale skonstatowałem szybko, że 180 leci Powsińską, nie Sobieskiego. Także Figa odpada. A schaboszczaka robią całkiem całkiem. Hindus? Yaki Taki, czy jak się to nazywa? No też…

  • Jestem straumatyzowany

    Z taką pewną nieśmiałością naszło mnie. A to wszystko spowodował deszcz, jedno zdjęcie, jeden owoc. Jak grzyby po deszczu te truskawki wyrosły. Pamiętam jak rok temu postanowiłem zrobić dżem. Po raz pierwszy w życiu dżem. Oczywiście na sam przód zatelefonowałem do ekspertki wszelkiej Kulinarii – mamusi. Wywiedziałem się wszystkiego. Przy okazji konwersowania z Wielkim Pe, kiedy to poinformowałem go o moim planie, nauczyłem się, że warto dorzucić kilka plasterków imbiru. – ale jak to imbiru? Przecie nie znajdę później – pytam wielce zadziwiony – znajdziesz – odpowiedział ze stoickim spokojem Wielki Pe! I cholera, znalazłem! Nie byłem zachwycony z moich dżemów. W sumie to jestem rzadko kontent. Krytyczny co do…