życie

tjaa … gruby Maciek

Jutro gruby Maciek idzie siódme poty zostawić na siłowni. Zgrzeszyłem!

Wczoraj zakładałem, że dziś po zębiście nie będę nic jadł, a na pewno nie te cholerne pączki. No w sumie pączków nie jadłem. Bo jeden to nie „pączki”. To tylko JEDEN pączek. 300-400 kalorii.

Ale po kolei. Poleciałem do pana doktora. Pan wysłał na rtg. Masakra. Jakby powiedzieli wcześniej „proszę wziąć zdjęcie rtg zrobione w Szwecji”, to bym wziął. A tak, to nie wziąłem. Myślałem, że jak zrobili pantomograf, to już widzą wszystko jak dłoni. No nie widzieli. Na szczęście fotkę zrobili cyfrową, więc zanim przekroczyłem korytarz (drzwi pana doktora i pracowni rtg były vis a vis), to pan medyk już wszystko widział.

Kanałowe leczenie mnie czekało. Po 20 minutach pan zwinął zabawki i powiedział, że drugi kanał jest maciupi i on nie trafi w niego, bo go raczej nie znajdzie. Wysyła mnie do endo-kogośtam, kto mi pod mikroskopem to zrobi. Grrr. Kolejna wizyta, a ja nadal niewyleczony. Przy okazji polecił mi protetyka. Zaszedłem, bo od razu było wolne. Pani zaśpiewała 2281 zł. To i tak tanio, bo mam „ładną” [sic!] zniżkę. Zadzwoniłem do siostry (też w branży zębowej siedzi) i okazało się, że pewnikiem mamusię i tatusia odwiedzę dwa razy (pewnie) w marcu. 1500 zeta za wszystko.

Wracawszy do domu zaszedłwszy do Sadyba Best Mall. W nagrodę chciałem sobie dać prezent – pączka od A.Blikle – z maskarpone i czarnym bzem. 8,99 zł to nie tak drogo – pomyślałem. Magda Gessler liczy sobie 16 złociszy. Pączek wydawał się być jakiś wczorajszy. Zdegustował mnie raczej i ten zakup, i ten pączek. Ale smak fajny.

Zaszedłem do Kerfura po rzeczy na obiad i … tylko chwilę zastanawiałem się, czy wziąć 150 czy 200 gram faworków.

Co prawda nie były takie jak u mamy, ale wcale takie ostatnie nie były. Wtranżoliłem od razu. A co! Kawę zdążyłem jeszcze zrobić, bo zacząłem podjadać już po przejściu wrót obrotowych Best Malla. Także pączków nie było, był pączek. No i ten chrust. Po obżarstwie był spacer po osiedlu.

A jutro dzień siłowni, to spalę to wszystko. Obiadu oczywiście już nie zrobiłem. Barszcz tylko podgrzałem. Dla zdrowotności zabieliłem … fuj … jogurtem naturalnym.

Nie dobry jestem! Gruby, ale za to słodziutki Maciek. Merde!

To ja pisałem – gruby, ale słodziutki Maciek!

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!