życie

gdzie król chodzi piechotą

Postanowiłem w końcu się zmusić do częstego przebywania w toalecie. Postanowiłem w końcu zmusić się do opisania wszystkich koncertów, na których byłem. Postanowiłem w końcu oprócz koncertów opisać te wszystkie rzeczy, które mam w kolekcji, a nie są związane z koncertami. Chociaż z tym ostatnim to chyba przesadzam. Co mam napisać, że jechałem metrem w Rzymie albo busem z lotniska Frankfurt Hahn do centrum Frankfurtu? Się zobaczy się. Może nie będzie niczego.

Ale nie chodzi tu o to, że na tronie dobrze mi się myśli i jak zrzucam gruz czy robię jedynkę, to pamięć wraca. Nie, nic z tych rzeczy. Po prostu bilety z różnych atrakcji, czy to koncertów, czy to US Open 2009, czy to z metrów różnych postanowiłem sobie „upamiątkować” w antyramach i upiększyć toaletę tym samym. O wiele lepiej się załatwia w takich reminiscencjach. Minusem tego jest brutalna wizja mijającego czasu. To już tyle lat od tego czy tamtego wydarzenia? Jakby wczoraj wydawałoby się.

Pobyt w toalecie też do przyjemnych nie będzie należał, także nie ma mowy o relaksie. Jak się siedzi na tronie, to widzę tylko część dużej antyramy, czyli nie wszystko spiszę. Jak się robi jedynkę, to ogarniam wszystko ale nie ma jak notować. Więc sami widzicie, będzie to typowa ciężka praca.

Poświęcę chyba osobny post na blogu poszczególnemu koncertowi. No może coś połączę, jeśli jakieś elementy zbieżne znajdę w mojej pokręconej logice i zagmatwanym opisie wspomnienia. Zobaczymy co przyniesie praktyka.

Kiedyś, jak wybrałem się na pierwszy duży koncert (nie zdradzam nic na razie, bo nie będę miał co pisać w wątku), to stwierdziliśmy z kumplem, że “ku pamięci” bilet sobie naprasujemy na t’shirty. Ale teraz tych bluzek musiałbym mieć ze czterdzieści.

Musze jeszcze wprowadzenie zrobić do pewnych sformułowań, które chyba mogą być w częstym użyciu.

W 2006 roku zapisałem się na forum Marillion oraz zostałem oficjalnym członkiem brytyjskiego fanklubu tegoż zespołu. Tak się udzielałem w dyskusjach, że w pewnym momencie miałem największy odsetek wpisów spośród wszystkich forowiczów. To miejsce dyskusji było bardzo przyjacielskie. Nikt nikogo nie obrzucał błotem, nie pluł jadem, jak to ma miejsce np. na Onecie. Jeśli jednak komuś się nie podobały czyjeś opinie, to ewentualnie dostawał maile z pogróżkami. Mój kolega napisał nieprzychylnie o wtedy najnowszej płycie kapeli. I dostał maila od jakiegoś fana, który informował go, ze coś mu zrobi. Sprawa trafiła do adwokata kolegi ale nie pamiętam jak się zakończyła.

Ale ogólnie było to fajne miejsce. Piszę, że “było”, gdyż od liku lat już tam nie udzielam się. Zerknę raz na 10 miesięcy i tyle.

I pewnego razu w sekcji „any other business” ktoś założył wątek o najnowszej płycie jakieś kapeli (nie pamiętam nazwy już). Wpis był krótki, bo brzmiał mniej więcej tak – their new album is a real crap! Czyli, w wolnym tłumaczeniu, ich nowa płyta była prawdziwym krabem tyle, że przez „p” w środku (to chyba znaczy, że jakiś biały kruk, czy coś. Nie wiem, słaby byłem z biologii).

Odpowiedział mu kolejny fan, którego recenzja zabolała. Uświadomił autora wątku, że w ten sposób obraża kapelę i nie szanuje fanów. Jeśli mu się album nie podoba, to mógł przekonwertować swoją myśl w następujące dwa sposoby:

  1. This isn’t an album i’ve been waiting for – to nie jest płyta, na którą czekałem
  2. They haven’t recorded this album for me – nie nagrali tej płyty dla mnie

Kolega numer jeden podziękował za uwagę i przeprosił za powstały błąd kroków, czyli faux pas i re-wyraził swoją myśl na temat tego albumu w następujący sposób – their new album is a real crap!

Mnie osobiście spodobała się ta dyskusja. Faktycznie, po co obrażać czyjeś odczucia i estetykę? De gustibus non est disputandum! Od tej pory, o ile nie zapominam, zamiast mówić, że ten album jest gówniany, staram się mówić, że albo nie nagrali tej płyty dla mnie albo informuję, że to nie jest płyta, na którą czekałem. Prawda, że śliczniej?

Tyle gwoli wprowadzenia. Chyba kilka razy napiszę, na które płyty nie czekałem albo na którym koncercie wokalista nie śpiewał do mnie. A jeśli nawet nie, to przynajmniej można nauczyc się czegoś tolerancyjnego z tego postu, nie możnaż?

Udanych wspomnień sobie życzę i a wam ciekawej lektury. Jestem zadziwiony, że tyle osób chce zaglądać na mój blog i czytać takie głupoty 😉

“o rezerwuar”, tzn. au revoir

Brak komentarzy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!