sam prezes mnie odwiedził
i coś mi drgnęło w końcu.
Od czego by tu zacząć?
W tygodniu urlopowym dostałem SMS. Że kurier nadjedzie z pakietem startowym na OnkoBieg. Myślę sobie:
Po pierwsze – bez sensu. Przecie nikogo nie ma w domu.
Po drugie – bez sensu. Przecie miałem odebrać pakiet od samego prezesa Stowarzyszenia Sarcoma.
Dzwonię ja ci do Kamila i mu wykładam co i jak. Chłopina się zgodził ze mną i się umówiliśmy na spotkanie i przekazanie pakietu.
Wracam ja ci z wczasów i bęc! Znowu SMS. Znowu jakiś kurier się do mnie wybiera. No nie – myślę sobie. Pan prezes chyba zapomniał.
Ale wczytuję się w treść wiadomości i widzę, że to Wielka Litera nadciąga. A właściwie paczka od niej. Już mam! Przecie ja zamówiłem przedpremierowo dwie książki. Ale one miały trafić do mnie dopiero 26 sierpnia.Paczę na kalendarz i … kurczaczki! Faktycznie jest już 26 sierpnia! Czas zapier…ala jak ta lala.
Kasia Nosowska wydała nową książkę. Poczytam i oddam pewnie moim amerykańskim Ulom. No i to nowe dzieło tego najpopularniejszego obecnie dziennikarza radiowego w Polsce Kazika Niedźwieckiego 😉 dorzuciłem sobie do koszyka. A co!? Lubię pana Marka. Słuchać i czytać.
Także książki są, leżą, czekają. Niestety wkręciłem się teraz w te sensacyje tego seryjnego pisarza Mroza (czy jak on się nazywa). Seryjnego w sensie, że pan pisarz wydaje średnio jedną książkę na miesiąc. Czy coś podobnego. Wkręciłem się w serię o Chyłce. No nie jest to proza najwyższych lotów i troszkę mnie boli, jak czytam, ale cholercia, wciąga! Może dlatego, że w serialu z TVN w rolę pani adwokat Joanny Chyłki wciela się moja ulubiona aktorka Magdalena Cielecka. Lubię tom paniom i już.
Także pakiet mam.
Książki mam.
I pamiętamy. Któregoś września biegamy. Nie pamiętam, kiedy dokładnie, w sensie data, ale w drugą niedzielę września.
I ludzie to są głupie. Kamil mi mówił, że już jakaś pani skomentowała koszulkę. Że gorsza od szmaty do podłogi. Ludzie! Przecie to nie chodzi o koszulki!
Na którymś biegu, kiedy jeszcze wszystko było normalne, jakaś dziewoja zrobiła scenę Kamilowi, że medali zabrakło i ONA NIE DOSTAŁA. Faktycznie, inni brali te medale garściami. Szczerze nie wiem po co. Kamil był w głupiej sytuacji, a ja byłem zażenowany. Bez chwili zawahania zdjąłem swój medal i wręczając jej powiedziałem – proszę. Nie potrzebuję medalu. Wzięła bez dziękuję powiedziawszy. Okazało się, że ten gest jeszcze bardziej spowodował poczucie głupiej sytuacji u Prezesa Stowarzyszenia Sarcoma. No bo jak to, przedstawiciel sponsora bez medalu. Ale jak to mówi mój serdeczny przyjaciel od gry w rzutki Stasio – daj spokój. Niestety Kamil nie dał i domówił mi ten medal.
Także biegamy i pomagamy. Troszkę jestem w głupiej sytuacji, bo wszyscy uczestnicy będą wrzucać fotki i relacje na swoje MordoKsiążki i Instagramy. A ja co? Chyba będę musiał filmiki nakręcić przed, w trakcie i po, i wrzucać na blog. Ponoć Sarcoma ma zaciągać wszystko o hasztagach OnkoBieg. Pomyślimy. No ja przecie nie pcham się przed kamery. Aktor ze mnie kiepski.
Także pan prezes do mnie osobiście zajechał. Na śniadanie niby. Ale nie chciał mi ambarasu robić, także pojechaliśmy jeść na miasto. Padło na Srabaksa w Wilanowie, bo na tej mojej Sadybie, to pożal się Boże. Przeczytałem wczoraj w gazetce propagandowej, którą wydaje moja spółdzielnia, że prezes SM Energetyka w wieku lat 69 odszedł. Może nowy prezes coś zmieni. Tu i na Stegnach obok nic się nie dzieje, jeśli chodzi o życie towarzyskie. Same zakazy i ograniczenia. Na samych Stegnach mieszka pewnie z 50 000 ludzi, a jedyna knajpa, która jest czynna do północy, to taki blaszak, do którego strach wejść. Ale jak się wejdzie, to się okazuje, że jest bardzo miło.
Także pojechaliśmy za miasto do Miasteczka Wilanów 🙂 i sobie zjedliśmy bajgla, wypiliśmy kawę, pogadaliśmy i zrobiliśmy fotkę. A co!
A co mi drgnęło?
A muzycznie mi drgnęło. Bryndza była jakoś ostatnio. Już nawet z Arkiem-Zegarkiem, jak się spotkaliśmy kiedyś na piwie z nim i z jego szanowną Ulą, to stwierdziliśmy, że ta Sana/Sanah (nie wiem jak się to dziewczę pisze) nie jest taka ostatnia.
Posłuchałem sobie ostatniej płyty Beyonce i stwierdzam, że … nie rozumiem tego. Nie wiem co to jest.
Teraz mega przebojem jest WAP. Cardi B zapowiada drugi album. Singiel bije rekordy popularności na całym wszechświecie. Wzięła sobie do pomocy nową raperkę, która zyskuje na coraz większej popularności – Megan Thee Stallion. Jak śpiewa Miley Cyrus:
I love you Nicki, but i listen to Cardi
No coś w tym jest. No może dlatego, że Cardi jest nowa? A Nicki Minaj już nie taka nowa? Pamiętam początek 2018 roku. Akurat byłem w Stanach. Cardi B już była po swoim mega przeboju Bodak Yellow. Ale szła za ciosem i w pierwszej dziesiątce Billboard’u umieściła jeszcze kilka piosenek i dorzuciła z jeden czy dwa numery jeden. Płytę wydawała właśnie. Wszędzie jej było pełno. No Ameryka potrafi wylansować. Także Cardi B znam, lubię.
No i teraz ten WAP. Wet-Ass Pussy. Matko Boska, co to jest!? Obejrzałem teledysk w osłupieniu. Czy to jest muzyka? Równie dobrze ten teledysk mógłby funkcjonować bez muzyki na wszystkich portalach porno. I właśnie dlatego nazwałem ten gatunek „porn music”.
No zdrowe dziewoje z Nowego Jorku i Teksasu 🙂
Jak Madonna pod koniec 1990 roku wydawała swój singiel Justify My Love ze skandalicznym teledyskiem, to cały świat krzyknął, że to skandal. MTV w Stanach wycofało emisję obrazka do tej piosenki, a bardziej otwarta Europa pokazywała to po 23. A jako że MTV Europe nadawało z UK, to w PL trzeba było czekać godzinkę dłużej. A co zrobiła Królowa Pop’u? Jako jedyna wydała singiel na VHS i odniosła sukces.
Muzycznie Alanis Morissette w końcu wydała album. Posłuchałem i odłożyłem. Ale panowie w radio zachwyceni. Że dobra to płyta. Posłuchałem znowu i faktycznie. Słucham.
Metallica po 21 latach wróciła do filharmoników z San Francisco. No to w piątek włączyłem i słucham. Pierwszy utwór. Hmmm, pan nie śpiewa. Drugi? To samo. Może to jakaś instrumentalna płyta – pomyślałem sobie. Trzeci utwór? For Whom The Bells Toll. Nie, no tu już James Hatfield powinien ryczeć. Mija minuta i nic. Przewijam do trzeciej minuty i jest! Pan śpiewa. Płyta taka sobie. Chyba jednak wolę „łomot tępy i jak bolą zęby” w wykonaniu tych panów. Ale dla przyzwoitości słucham. Na początku drugiej płyty odzywa się Lars Ulrich i mówi, że wita wszystkich, że to jest druga część koncertu, że wita fanów z całego świata. I jako pierwszych wita fanów z Polski. Miło.
No i zaczyna lecieć muzyka. Matko Boska! Co to jest? Jakieś Gwiezdne Wojny, czy co? Wyłączyłem.
W radio też zachwycali się nową-starą płytą Archive. Panowie na nowo zaaranżowali swoje przeboje. Oj. Wyłączyłem.
Wczoraj w radio pan ekscytował się nowym dziełem Gregory’ego Portera All Rise. I faktycznie. Wróciłem do domu po 22 i sobie włączyłem tego pana i grał mi. Dwa razy. Fajny jazz.
I tu się zbliżamy do mojego drgnięcia. W Muzo Fm pan zaprezentował dwa numery z płyty James’a Dean’a Bradfield’a Even in Exile. Víctor Lidio Jara Martínez – chilijski piosenkarz, gitarzysta, bard, aktywista polityczny. Víctor Jara cieszył się w swojej ojczyźnie popularnością jako autor piosenek o charakterze rewolucyjnym i ostro krytykujących ustrój rządzący.
Wiadomo jak takie zachowanie się kończy, c’nie? Ofiara rządów Pinocheta. Jara był torturowany, obcięto mu między innymi palce u dłoni, aby nie mógł grać na gitarze. Został zabity na stadionie Estadio Chile. Ciało muzyka podziurawione 40 kulami wyrzucono na ulicę.
Ten pan zainspirował pana Bradfield’a. Fajna gitarowa, rockowa muzyka. Ja z resztą zawsze lubiłem Manic Street Preachers, to w sumie nic dziwnego, że wzięło mnie i trzyma. Słucham tej płyty przynajmniej raz dziennie.
2 komentarze
ulatx
To na książki czekamy, we wrześniu biegamy, a co niektórych videos nie oglądamy.. ?
p.s. pozdrowienia dla prezesa
m
dzięki. Czekam na Twoje bieganie. Pamiętaj, Ameryka ma OnkoBieg dzień wcześniej