życie

j j

Dziś się wietrzyłem na rowerze. Ładna pogoda, trzeba było korzystać. Wczoraj w sumie też jeździłem. Fajnie, w miarę ciepło, ale piździ jak w kieleckiem. Jak jechałem na południe, to 11 kmh na liczniku tylko. Czyli wrażenie, jakby się w miejscu stało. Więcej nie dałem rady. Wczoraj był tour de Las Kabacki. Bardzo przyjemna pętelka, bo nie wieje i fajnie się śmiga między drzewami. A dziś pojechałem wzdłuż Wisły. Przed Mostem Północnym zawróciłem, bo rurociąg leżał. Oczyszczalnia ścieków Czajka. Zawróciłem i do domu pognałem już przez Nowe i Stare Miasto. Przy Łazienkach na Ujazdowskich zauważyłem piorun i zachmurzenie. Chyba tak szybko nie pędziłem przez miasto. Kompletnie nie widziało mi się pedałowanie w deszczu. Prawie bym zdążył. Ale na Stegnach wsiadłem już w autobus, bo zaczęło kapać dużymi kroplami. Taka to dziś przygoda była.

A zdjęć sobie przy okazji porobiłem. Widzę, że za każdym razem jak jestem na Starówce, to ludzi coraz więcej. Kiedyś w słoneczną pogodę w czerwcu było pusto. Jakby miasto wymarło. A teraz? Ludzi sporo.

Wczoraj bawiłem się u Arka-Zegarka. Ledwom się dodzwonił. Powiedziałem koledze, że albo zmieni imię, albo ja go muszę przechrzcić w swoim telefonie. Ta durna Siri nie potrafi wybrać numeru.

– hey Siri, call Arek G….

– Irek?

– no. Arek

– Jarek

– no you stupid, call Arek G….

– calling Daniel G…. (brat Arka-Zegarka)

– no. A-R-E-K

– REK?

Cierpliwość się skończyła. Umyłem ręce i zeskanowałem twarz. W kuchni akurat pracowałem i kończyny górne były w użyciu, także sterowanie głosem byłoby wybawieniem. Ale nie było.

Się szczęśliwie umówiliśmy i spotkaliśmy. Kolega zaproponował babkę ziemniaczaną, a ja boczek. Chyba Arkadiusz krokodyle łzy wylewał nad tarkowanymi bramborami, bo się okazało, że dwie blachy w piach! Jedna z cebulką, druga z boczkiem. Przesolone jak cholera. Mam wrażenie, że na kilo ziemniaków poszło kilo soli. Arek się załamał. Mówił, że pierwszy raz coś mu się tak przesoliło. Żona Urszula powiedziała, że z kapustą kiszoną i śmietaną to nawet nawet. Hmmm, kapusta kiszona? Wiadomo w naszym wieku kiszone dobre na jelita. Albo koleżanka … Choć nie słyszałem, żeby o kolejnym dziecku mówili. Czyli jednak konsumuje kapustę dla lepszej perystaltyki jelit i odporności. Jesień nadeszła. Wirusy szaleją. Trzeba się bronić i chronić.

I tak sobie siedzieliśmy. Do picia zaproponowałem rum z kolą, sokiem pomarańczowym i sokiem ananasowym. Zgodnie stwierdziliśmy, że z tym ostatnim smakowało nam najlepiej. Mlask.

A boczuś? No cóż, prosta klasyka. Kilo boczku, łyżeczka soli, pół łyżeczki cukru. Smarujemy skórę i do pieca. Na spód wkładamy blachę z wodą. Nad nią ruszt z boczkiem (skórą do góry). 180 stopni i 60 minut. Góra-dół, bez turboobiegu. Później jeszcze 15 min grzałka z góry i jest! Chrupiący boczek. Dzięki Słodkokwaśna za przepis.

Wybiliśmy z głowy małżonki programy typu Twoja Twarz Brzmi Znajomo i posłuchaliśmy radia Nowy Świat. Dużo JJ w ciągu jednej godziny leciało.

JJ? Oh, pamiętny road trip na West Coast z Państwem z Europy na K. Vegas, Wielki Kanion, Park Joshua Tree, San Diego, LA, zachód słońca w Malibu, Santa Barbara, Mojave, Vegas. Eh! W Las Vegas oczywiście wiadomo co było grane. W naszym hotelowym kasynie MGM Grand troszkę kasy puściliśmy. Ale później się przenieśliśmy do innego domu hazardu. Ja w kieszeni miałem tylko 100$, ale później los się uśmiechnął i zrobiło się 1 000. Black Jack. Przy stole siedziała para i koleś z Serbii albo z jakiegoś innego kraju post-Jugosłowiańskiego. Dziewczyna jak usłyszała, że my Polacy to zaczęła zachwyt.

– ojej. Ja jestem pół-Polką! Mój tato jest Polakiem

– a znasz Polski?

– nie.

– a tato gdzie się urodził?

– tu. Jestem Kate Kabanoski, z Orange County. A to mój chłopak JJ (czytaj: dżej dżej)

– ssup! – przywitał się JJ. Oczywiście stylówkę miał odpowiednią do inicjałów.

 

I gra się jakoś wesoło kręciła. Jak się każdy z nas dorobił, to nam stół zamknęli.

Poszliśmy z Panem z Europy na K. do knajpy/kasyna (tam wszystko ma kasyno. Nawet na lotnisku) Hooters. Eh, to już nie to samo. Z opowieści słyszeliśmy, że kelnerki powinny być inaczej ubrane. Niestety nie były eksponowane hooters.

Później wylądowaliśmy w innym kasynie i z tego 1 000$ zrobiło się dużo mniej. Dużo, dużo mniej. Miałem o 6 rano tyle w kieszeni, że w sumie, to nic nie mogłem za to kupić.

Cóż, raz się żyje. Do Vegas już nie wrócę. A przynajmniej do kasyn w Vegas. Śmierdzi i jest jakoś … smutno. Ludzie żyją nadzieją, że za chwilę wygrają milion. Złudna to nadzieja.

Co do JJ. To właśnie w radio grali pewną panią. Mówię do znajomych, że chyba rocznica śmierci była jej. I że któryś z tych dwóch jakoś niedawno obchodził też rocznicę zejścia. I faktycznie, wiki pokazała, że 4 października mija 50 lat od śmierci Janis Jolin. Parę tygodni wcześniej, 18 września, Jimmy Hendrix się pożegnał. A 3 lipca już 1971 roku – Jim Morrison. Wielka Trójka dołączyła do Klubu 27 w ciągu niecałego roku. Smutny czas.

Oh Lord, won’t you buy me a color TV?

Arek się wczoraj mnie pytał, czy nie chciałbym kupić telewizora. Nie, po co?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!