muzyka,  życie

i am a man who walks alone

Drugi wpis jednego dnia!? Koniec świata panie Popiołek.

A tknęło mnie po tym wpisie poweselnym.

Muzyka na żywo. Czy na plus, czy na minus? Miałem kiedyś kilka CD z serii live, bo słyszałem jakiś jeden utwór, albo byłem na koncercie artysty. Niestety płyt się nie dało słuchać już później w domu. To nie to samo. Albo jesteś na koncercie, albo nie słuchaj poźnej na nośnikach.

Kilka nagrań utkwiło mi w pamięci. Lubię i często słucham. Ale tylko kilka.

Pamiętam jak w 2000 albo 2001, a może 2002 kolega mi puścił DVD Metallici. Miał kino domowe. To taka nowość wtedy była. Wbiło mnie w fotel. Lubiłem wtedy Metallicę, także efekt był. Poza tym kino domowe, to nie to samo co cienkie CD, prawdaż?

Z nagrań koncertowych mogę słuchać namiętnie Toma Waitsa. Pewnie dlatego, że to jest marzenie, które się już nigdy nie zrealizuje. Dziadu już nie jeździ w trasy, a szkoda. Także słucham pana Toma i się cieszę. Mam wszystkie jego płyty studyjne, ale nie znam na pamięć dyskografii. Jak ktoś mi puści, to nie wiem co to i z jakiego albumu. Aż tak świrnięty nie jestem.

Nawet jak zajechaliśmy do San Diego, to Pan z Europy na K. puścił nam Toma i zapytał co to za melodia. Nie wiedziałem. A to było San Diego Serenade. Od tamtej pory już rozpoznaję ten kawałek. I miasto, i piosenka i wspomnienia zacne! Dzięki Marcin. Ponad 9 lat temu … time flies …

Tom waits wypuścił ostatnio kilka albumów z serii live i można się rozkoszować. Na żywo z Austin z lat 70. Na żywo z radia i tak dalej. Lubię. Pan charczy tu i tam. Śmieje się złowieszczo i chyba śpiewa. Tak po swojemu. Ale jest jedna, jedyna płyta, którą kocham. W ogóle, nie tylko jego. Najlepszejsze nagranie z serii live to Nighthawks at the Diner. Mogę słuchać zawsze i wszędzie. Pięknie, relaksująco, wspaniale.

A jeśli chodzi o pojedyncze piosenki w wersji na żywo? To właśnie weselny wpis mnie natchnął do napisania tegoż posta. Wczoraj jak chłopaki bawili się DJ-ów, to pytali każdego:

Co puścić? co puścić?

No i ja im powiedziałem. Ot tak dla żartu. Ot tak nie sądząc, że oni to puszczą i, że my nóżką potupiemy na parkiecie.

To jest piosenka, której słucham tylko w wersji na żywo. Studyjnej jakoś nie zarejestrowałem. Nie wiem czemu. Przecie zgodnie z moją polityką powinienem omijać nagrania live. A tu jednak nie.

Scream for me Brazil!

Fear of the dark, fear of the dark
I have a constant fear that somethings always near
Fear of the dark, fear of the dark
I have a phobia that someone’s always there

 

Aaaaa, bo już pewnie nie będzie wpisu kolejnego. Wspomniałem tu pewne miasto na A. Uleńko, życzę dobrego lotu do domu jutro. Jak dobrze pójdzie i zawitam w Stanach w październiku, to ja z miłą chęcią odwiedzę Austin. Po Twoich zdjęciach na insta wydaje się, że to fajne miasto. Wszyscy mówią o San Antonio, jak wspomnisz Teksas. A mnie się właśnie Twój Austin podoba. Może namówię Ulę z Niu Dżerzej? I wpadniemy większą grupką? Czas pokaże. Widzisz jak muzyka i Tom Waits zbliża?

Jeden komentarz

  • ulatx

    Ale ze mnie gapa, że tego wpisu wcześniej nie widziałam, pewnie leciałam.. Dzięki za odwiedziny, szkoda że bez Uli.
    Mój drogi, teraz ja ci życzę dobrego lotu do domu jutro!
    I biorę pastylkę na gardło żeby posłuchać Toma W. ;>))

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!