życie

nic nie może przecież wiecznie trwać

Zrzut ekranu 2019-08-24 12.34.08

Czy można trzymać laptop na jajkach? Ja trzymam, bo:

  • mogę
  • jest wygodnie
  • mam to w …

10 lat, 10 lat niech żyje, żyje nam. Mój blog ruszył w sierpniu …10 lat temu! Czas leci. Mam nadzieję, że ten będzie wiecznie trwał. Jak wiadomo, w internecie nic nie ginie. A pamiętam, jak wordpress mnie wyzywał (czelendżował znaczy). To już 12 wpis, jeszcze 8 do 20. To już 65 wpis, jeszcze 35 do 100. I tak dalej. I po tej setce jakaś cisza nastała. Zero wyzywania!

Mam koszmary ostatnio!

Śni mi się liceum. To znaczy liceum nie było straszne, bom poznał fantastycznych ludzi, z którymi się przyjaźnię od prawie 28 lat! Oj tak, we wrześniu będzie 28 lat. Jak ten czas leci.

Zakopane, Zakopane, słońce, góry i górale!

Śni mi się matura! Najpierw z matmy, a kolejnego dnia z angola!

O ile z matmy się jakoś nie bałem. Ale sam fakt tego egzaminu był, powiedzmy delikatnie, niemiły. Pamiętam, że zdałem, że nie było trudno i tak dalej. Jedyne o co się w tym śnie koszmarowało tak mi się, to to, że nie mogłem dostać 6. Co prawda zadanie rozwiązałem, ale wiedziałem, że celującego nie dostanę. Koszmar, nie?!

Ale z angola!? To dopiero był dramat. Albo pytania były takie, że ja nie rozumiałem o co kaman. Albo były banalne, a ja nie potrafiłem znaleźć odpowiedzi. A czas leciał!

Koszmary miną, bo

nic nie może przecież wiecznie trwać

Pisałem o plażkach ostatnio. Doszła nowa.

Siędzę że ja ci w domu i ktoś dzwoni. Patrzę – kobieta. Nie otwieram, gdyż w negliżu byłem. Poszedłem do kina na Tarantino…

Film słaby. Za długi. Ale dwie sceny godne mistrza – końcówka z bandą Masona i epizod z filozofem, mistrzem walk wschodu, Bruce’m Lee’m.

Wracam z kina. Dzwonek znowu. Patrzę – ta sama kobieta. Ok, ubieram się w coś, bom pod dusz szedł.

I pani mnie dobija mówiąc, że rury azbestowe będą wymieniać.

– O, widzę, że ma pan je zabudowane

Motyla noga! Czeka mnie kucie i gipsowanie. Blin!

Nic nie może przecież wiecznie trwać
Co zesłał los trzeba będzie stracić

Wczoraj spotkałem się z towarzystwem berlińskim. To znaczy z prawie całym towarzystwem. Rysiek mieszka we Wrocku, więc nawet go nie zawiadamialiśmy. A Rafał stchórzył przed samym spotkaniem. Ponoć taki zarobiony. Wyjście udane i pyszne, bo kanapki najlepsze na świecie jedlim – banh mi ze zboczkiem i wieprzowinką. Mniam, mlask! Musi ten nasz kolega otworzyć jakiś lokal na mieście, bo jak żyć bez tych pyszności?! Teraz to jakaś trójpolówka, raz na 3 tygodnie kolega piecze te bułeczki i pasztety. Ileż można czekać na akurat ten weekend? A jak nocny market się skończy na jesieni? Jak żyć?

Nic nie może przecież wiecznie trwać

No i wczoraj spotkanie było sympatyczne. Dołączyliśmy do Państwa z Europy na K. oraz Słodkokwaśnej. Były ostrygi oraz dawno niekosztowana wódka z red bullem. Oj!

Czas się wietrzyć, bo coś szumi w głowie.

Nic nie może przecież wiecznie trwać

Jeden komentarz

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!