• i cóż, że ze szwecji

      Muzykę szwedzką lubię. Od dosyć dawna. Zawsze wydawała mi się taka … skandynawska. Jakoś za norweskimi i duńskimi szlagierami nie przepadałem. Najbardziej lubiłem Roxette. Później doszedł Kent. Inni też się przewijali przez moje muzyczne fascynacje. Kent już pewnikiem nie zagra razem, więc nie ma co marzyć. The Hives widziałem w ubiegłym roku – hałaśliwe i energetyczne chłopaki. The Cardigans zauważyłem w takiej głupiutkiej pioseneczce Carnival. Głupiutkiej, ale bardzo urokliwej. Później było gorzej, bo przeboju filmowego do Romeo i Julii nie mogłem znieść. Pamiętam, jak witaliśmy 1999 rok w Żegiestowie. Często przesiadywaliśmy przed telewizorem i oglądaliśmy MTV. Polowaliśmy na Mariah Carey i jej słodki przebój „Sweetheart”. I wtedy często prezentowany był…

  • i am a man who walks alone

    Drugi wpis jednego dnia!? Koniec świata panie Popiołek. A tknęło mnie po tym wpisie poweselnym. Muzyka na żywo. Czy na plus, czy na minus? Miałem kiedyś kilka CD z serii live, bo słyszałem jakiś jeden utwór, albo byłem na koncercie artysty. Niestety płyt się nie dało słuchać już później w domu. To nie to samo. Albo jesteś na koncercie, albo nie słuchaj poźnej na nośnikach. Kilka nagrań utkwiło mi w pamięci. Lubię i często słucham. Ale tylko kilka. Pamiętam jak w 2000 albo 2001, a może 2002 kolega mi puścił DVD Metallici. Miał kino domowe. To taka nowość wtedy była. Wbiło mnie w fotel. Lubiłem wtedy Metallicę, także efekt był.…

  • czary…

    prysły.   Hejka kochani, jak się macie? Bo ja w sumie fantastico! Mi sento benissimo, fantastico – jakby to Włoch powiedział. Wczoraj byłem na pizzy, jakby kto pytał.     Nie tak dawno całkiem temu byłem na koncercie, moim ostatnim koncercie, zespołu Marillion. Kto mnie zna, ten wie, że lubię, a nawet uwielbiam. Promowali wtedy płytę pt. „Dźwięki, których nie można stworzyć”. Męczarnia dla uszu niestety. Chyba nawet do końca nie doczekałem. Czar prysł. Ale ale. W gratisie dostałem mp3 z koncertu z Kanady, bodajże. Wysłałem do kolegi, też dużego fana, który wcześniej krzyżyk na Marillion postawił. Ale przy tej właśnie płycie stwierdził, że coś tam znowu mu drgnęło. Także z…

  • brrr

    Jeden z moich pierwszych wpisów na moim już ponad ośmioletnim blogu prawił o Madonnie. A właściwie o jej pierwszym koncercie w Polsce. Był i to mój pierwszy raz z nią na żywo. Kilkukrotnie miałem szansę pójść na jej koncert będąc w Londynie. Ale jakoś funt za drogi był. I jak ją już zobaczyłem, to czar prysł. A byłem takim wielkim fanem. I od czasu tego koncertu raz na jakiś czas zdarza mi się zerkać na nowe dzieła Królowej Pop. Niektóre utwory (rzadko ale czasem) były fajne, a niektóre potwory, tzn. utwory bardzo nie były nagrane dla mnie. Nie wiem czemu ona za wszelką cenę stara się odmłodzić i tworzy takie dziwne…