muzyka,  życie

jestem zdewastowany

 

 

smutno mi Boże.

 

Usłyszałem przed chwilą w radio, że dziś premiera nastąpiła najnowszej książki Kasi Nosowskiej. Wczoraj przeczytałem kolejne 54 strony i muszę powiedzieć, że za ostro zareagowałem. Ale, bo zawsze jest jakieś „ale”, gdyby ktoś mnie wysłał na bezludną wyspę i pozwolił zabrać 1 000 książek, to nowość Kasi by została w domu. No może to nie bełkot. Kasia ładnie pisze, tylko czasem mam wrażenie, że jest za bardzo zagmatwana myśl, albo nie przystoi prawie 50-letniej pani tak pisać. Zgadzam się z pisarką w sprawie kotów sąsiadów. W punkt wyłożyła racje obu stron.

A bardzo zasmucił mnie wątek I Komunii Świętej. Czułem tę samotność małej Kasi razem z nią. Wzdrygnąłem się tą opowieścią. Także czytam dalej.

Ale nie to jest powodem dewastacji.

W ostatni piątek trenowałem do OnkoBiegu. Aha, Endomondo chyba poczuło błąd kroków (faux pas) i pokazało w końcu trasę mojego, niedzielnego biegu.

Zrobiłem sobie plejelistę o nazwie „running”. I jak wylatuję z klatki, to zwracam się do telefonu tymi o to słowami: Hey Siri, play running playlist, shuffled.

Dlaczego Siri nie nauczono jeszcze po polsku? Kolega ostatnio pokazywał swój Hujajej i po komendzie „OK gugl” telefon słuchał poleceń w języku naszym. Dziwny ten Apple.

No to biegnę. Muzyka motywująca, energetyzująca, hałas tępy, bolą zęby. Ale są też i utwory spokojniejsze. Jak The Unforgiven Metallica’y. W folderze tym są utwory polskie, rosyjskie i … zagraniczne. A tu Fieduk i Endżej śpiewa mi Różowe Wino, a tu ukraińskie Grzyby o Topniejącym Lodzie, a tu Leningrad o wystawie Van Gogha. To lecę, biegnę, trenuję. Muzyka mnie uskrzydla.

W poniedziałek poszłem się przejść, narobić brakujących kroków i stwierdziłem, że jak ten RaiM2 mi do łba wszedł, to może posłucham … Hey Siri, play rosyjskie playlist, shuffled. I skubana zrozumiała „rosyjskie”. To słucham, idę, słucham, się rozglądam, robię kroki. Jest hit „Dzwigatsja”. Nucę, macham rąsią i mi miło, очень приятно. Po jakimś czasie stwierdziłem, że na Grzyby mam ochotę. Przeskakuję utwory i nic. Otwieram aplikację, przeszukuję listę utworów. Są! Ale na szaro. Oooo – pomyślałem – pewnie się biblioteka wykrzaczyła.

W domu otwieram bibliotekę muzyczną moją na iMusic i tu też Griby są na szaro. Przechodzę do profilu artysty i … DEWASTACJA! Usunęli stare rzeczy! Jest jakiś nowy album, który brzmi jak wszystko inne teraz grane, czyli nijak! Bazaru NIET!

Wchodzę prędko na Spotify, jako gość, bo nie mam tam konta. Sprawdzę, jeśli są tam, to to właśnie będzie gwóźdź do trumny iMusic. Już od jakieś czasu, długiego czasu, ta aplikacja mnie irytuje. No i jako nie-użytkownik tej platformy streamingowej też nie widzę Gribów i ich żółtego, debiutanckiego albumu. Jest to nowe nieporozumienie.

Dziś, po kilkudniowej traumie, dzwoni do mnie największy fan Grzybów, Słodkokwaśna. Gadka-szmatka o tym i owym, przełykam ślinę, zbieram się na odwagę i się pytam, czy ma na Spotify na swoim profilu żółty album. Powiedział, że nie wie, ale sprawdzi. To było wczesnym popołudniem. Jest prawie 19.00, a kolega nadal nie dzwoni! Pewnie zdewastował się tak samo jak ja!

Smutno mi Boże.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!