kto handluje ten żyje, czyli …
teraz jest wojna!
Kochani, w końcu nabyłem TO! 3 podejścia robiłem, aż w końcu mam TO!
Za pierwszym razem wchodzę do przybytku i się pytam pani, czy można kartą płacić. Niestety nie. Ale zapytałem przy okazji, czy ma TO? Po forsę mogłem podskoczyć do mojej serdecznej koleżanki Joli, która szefuje w oddziale pewnego banku 50 metrów obok. Ale pani przekupka nie miała TEGO już.
Zachodzę wczoraj ponownie. Jest pan. Starszy panoczek w białym fartuchu. Tym razem uzbrojony byłem w dwadzieścia złociszy. Ale pan mnie zaczął przepraszać, że nie ma już TEGO.
– ależ nie ma sprawy. Przy okazji przechodziłem – uspokajam pana
– bardzo mi przykro. Proszę jutro przyjść
– a o której otwieracie państwo? – zapytuję, żeby wiedzieć jak dzień zaplanować. Jak widać TO schodzi na pniu
– o 8, ale jeśli pan chce wcześniej, to ja będę o 6 – zachęca pan sprzedawca
– nie. Spokojnie. Wpadnę za dnia
– zapraszam jutro i bardzo przepraszam
– nie ma za co przepraszać. Do jutra
Rano dziś wstałem bardzo nie rano. Wskazówki mi się coś przestawiły chyba. Byłem pewien, że jak młody Bóg zerwałem się o 6.43. Ale nie. Myślałem, że może nie 6, a 9.43 jest. Też nie. Wyszedłem zrezygnowany z domu grubo po 11. Żar już był. Po drodze kupiłem pomidory i dymkę. Myślę, że będzie pasować do TEGO.
Pan w fartuchu był. Bardzo taki zapraszający, zachęcający. Skromność i uprzejmość. Pytam się pana z czym TO ma.
– noooo, z kaszą gryczaną
– ale wie pan, niektórzy dają wątróbkę, ozory albo jakieś serca – informuję
– nie, nie. Tak bez, to dłużej świeższa będzie – odpowiada ekspedient i pakuje mi jeden kawałek TEGO do torebki foliowej
– wie pan co, skoro TO takie małe, to wezmę dwa kawałki – dodaję ze ślinką cieknącą już (tak, nie miałem maseczki)
– a uprzejmie proszę szanownemu panu
Bardzo sympatyczny pan sprzedający. Pogadaliśmy chwilkę. Powiedziałem mu, że stugębna plotka mnie tu zagnała. To znaczy ustna rekomendacja koleżanki. Pan potwierdził, że lokalizacja może być słaba, ale jak ludzie sobie przekazują informację, to wieść się niesie i handel kwtnie. Miał rację. Nie chciałem go jednak dołować, że jego sklep wygląda mało zachęcająco. I przez te 15 lat ani razu jakoś nie chciało mi się zajrzeć do niego. A wielki napis na szybie mają – CIELĘCINA.
Pan mnie ujął nie tylko skromnością i uprzejmością. Oczarował mnie jego język. Pan mówił po … warszawsku. Ale tak jakoś przedwojennie, mam wrażenie. Trochę mnie zaskoczył sposób poproszenia o zapłatę, dlatego też nie mogę sobie teraz przypomnieć. Dziwnie powiedział. 8 złoty pana? Czy jakoś tak. No aż poczułem się jakbym się w czasie cofnął. Chyba zacznę mięso znowu jeść, żeby tylko go odwiedzać. Jego żona (ta pani sprzed dwóch dni) chyba przyjezdna, bo mówiła normalnie. Eh! Najważniejsze, że mam TO!
O i bimber też mam!
2 komentarze
ulatx
apetyczna ta buźka ?
Dobra była kaszaneczka?
m
kaszanka była Uleńko PRZE-PYSZ-NA. Także jak Cię wpuszczą w lipcu do PL i odbędziesz kwarantannę, to zapraszam na kaszaneczkę