życie

żory, żary, jeden pies

W końcu sprawdziła się pogodynkowa przepowiednia. Żary nadeszły. I chyba na dłużej, niż, ostatnio, na jeden dzień.

Często wracam myślami do mojej pierwszej pracy w Auchan. Tydzień po skończeniu studiów zacząłem karierę zawodową. Jako manager działu kultura (ujmijmy to ogólnie). Francuzi nauczyli nas kultury pracy i było to szczególnie widać, jak Polak-Dyrektor ich się pozbył. Zbyt kosztowne towarzystwo. Niestety na miejsce mojego Żana-Fransua awansowali takiego ćwoka Piotrka. Koleś na swoim dziale Ogród zawsze stał jak kołek i do nikogo nie odzywał się. Miał pod sobą bodajże jednego robotnika i traktował go tak właśnie. Także czar pracy prysł.

Dyrektor-Polak też osobliwy. Nie wiem kto mu tak mózg wyprał. Auchan najwspanialsze, testuj swoich pracowników i tak dalej. Nie przepadałem za nim. On za mną chyba też nie. Pewnego razu zaszedł do mnie na dział w asyście swojego nadwornego przydupasa Darka pełniącego funkcję kontrolera kosztów. Czyli łatwo się domyślić, że drugi po Bogu. No trafili chłopaki na siebie, że lepiej nie mogli.

– Maciek, masz mapę Polski – pyta dyrektor Paweł

– mam

– wiesz, gdzie są Żory?

To akurat była kolejna inwestycja, która za chwilę miała się otworzyć.

– wiem

– to nie chciałbyś się przenieść?

Wiedziałem, że to nie żart. Jedna zła odpowiedź, złe spojrzenie i z miejsca by mnie awansował ukośnie.

To akurat moja nomenklatura – awans ukośny. To samo stanowisko, ale lokalizacja niezbyt atrakcyjna.

– nie dzięki, tu mi dobrze

Uffff. Nie było kontynuacji tematu. Na szczęście popracowałem w Auchan tylko 15 miesięcy. Z sukcesami. Na 8, a chwilę później 16 hal, mój dział bił się o czołowe miejsca w Polsce. Piaseczno było nie do przeskoczenia, ale przy ciężkiej pracy Modlińską (druga lokalizacji w Wawie) i Gdańsk można było przeskoczyć. Za naszą Wielką Piątką (Sosnowiec miał takie solidne piąte miejsce) była przepaść. Oczywiście na laurach nie mogłem siąść, bo Pan nie pozwalał wpadać w zachwyt.

– Maciek, co tak Ci słabo idzie?

– Paweł, przecie 2 lub 3 w Polsce jestem w obrotach

– no ale marża niska

 

No to pracuję nad marżą. Spotykam w kafeterii Pana mojego.

 

– no i coś Ci obroty spadły

– ale marża lepsza. Zysk dla sklepu podobny – odpowiadam z dumą, że tak wolę Pana zrealizowałem szybko

– ale obrót niższy

 

Na takie mądro-głupie gadki zawsze wspieram się w myślach i nie tylko (w zależności od sytuacji) złotą sentencją mojego białostockiego przyjaciela Radka:

A idź ty na chuj i nogami wymachuj

No bo co z idiotą dyskutować?

Ponoć Pawełek jakoś karmę spotkał na swojej drodze zawodowej. Muszę się Ewy podpytać jak on tam skończył.

Także żary nadeszły. Do Żor nigdy nie pojechałem.

 

Rower oddałem na przegląd, bo coś wczoraj zaszwankował. Tak coś trzeszczało, że aż mnie szlag trafił.

 

Kilkukrotnie chciałem poruszyć temat jeżdżenia na rowerze. Może nie „jeżdżenia rowerem” w ogóle, tylko raczej „niedzielni rowerzyści”. Ale nie wiedziałem, czy jest sens. Uważam, że policja powinna zrobić zmasowaną akcję wpieprzania mandatów pedałującym. Koszmar jak większość „jeździ”. Czasem wspominam na blogu historyjki. Dziś, biegnę pod blok, bo mnie Piotruś minął swoim autem z moim nowym kołem do roweru. Dobiegam do przejścia i słyszę pisk opon. Babka-kierowca na milimetry zatrzymała się przed dzieciakiem na pasach. Chyba go dotknęła, tak mi się wydawało. A dzieciak beztrosko przejeżdżał przez przejście z telefonem przy uchu. Chyba się nawet nie zorientował, że przed sekundą mógł mieć problem. Kobieta złożyła ręce jak do modlitwy i przepraszała dziecko. Ale tak jak mówię, młody nawet się nie przejął. Nie spojrzał nań.

Jak jadę czasem autem i podjeżdżam pod ścieżkę rowerową, to 100 razy spojrzę w lewo i 101 w prawo zanim ruszę.

Jeśli nie ma ścieżki rowerowej, to absolutnie należy schodzić z roweru. Nie po to, żeby uprzykrzyć nam rowerzystom życie, ale po to, żeby dać szansę kierowcy nas zobaczyć w porę.

Już nawet nie będę zaczynał, kto ma pierwszeństwo, jak się ścieżki krzyżują. Ja wyznaję zasadę prawej ręki, ale większość trzyma się opcji – jadę prosto, to nikt mnie nie zatrzyma i przed nikim nie staję. Ok. Jak widzę takiego, to pozwalam wymusić pierwszeństwo. Epitafium na moim grobie „Ale miał pierwszeństwo” jakoś mnie nie satysfakcjonuje.

Hitem też są pięknie wystrojone lalki na nieziemsko drogich, hipsterskich rowerach jadące Alejami Jerozolimskimi (wow. Wyedukowane poniekąd. Nie po chodniku, ale po ulicy. Brawo) z wielkimi, równie drogimi słuchawkami na uszach. Koszmar!

Jazda po chodniku też mnie mierzi. Ok. Zdarza mi się. Rzadko, ale się zdarza. Ale nigdy nie pędzę po chodniku mijając pieszych na milimetry. Parę razy cykliści już się zaczepili o moje łokcie.

Także jestem za tym, żeby policja albo te nieroby nazwane oficjalnie Straż Miejska zrobili porządek.

Zakańczam delektując się towarzystwem mojego włączonego wentylatora.

 

Nie, to nie ja się kręcę. To zawirował świat.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!