podróże

l’voof

czyli dawnej Polski uroki.

Dali długi weekend to pojechaliśmy odwiedzić dawną Polskę. Od Bałtyku po Morze Czarne. Hm, robi wrażenie ogrom Polski. Szkoda, że już tak wielce wielka nie jest. Co do pojezdki, to zacznę od końca i początku, czyli od transportu. „A idź ty na chuj i nogami wymachuj“ jak powiadał mój przyjaciel ze studiów. O ile na Ukrainę to jeszcze jeszcze ale z powrotem!? 9 godzin na granicy! Cały powrót 15 i pół godziny. Ma-sa-kra. Nie dziwię się opowieściom, że w Stanach ktoś wpada z gnatem i masakruje. Ja byłem bliski roznieść ten autokar. Dobrze, że żaru nie było, bo pan kierowca wyłączał silnik jak staliśmy.

Ale jak wiemy, podróże kształcą. Już wiem, że poza Uniję Jedyną Prawdziwą nigdy więcej autokarem nie wyjadę.

Mam takie wtrącenie jeszcze dotyczące granicy. Taki absmak mam. Faktycznie nie kojarzę, żeby na polskim o tym uczyli. Na rosyjskim tak. Jak masz czasownik ruchu, to się mówi „dokąd“, a jak ma się „statyczny“ czasownik, to „gdzie“. Np. dokąd nogi poniosą lub gdzie leży. W Polsce jakoś się utarło i zostało połączenie “gdzie” z czasownikiem “ruchu”. Ale mnie czasem to drażni. „Gdzie jedzie?“. Hm, chyba „dokąd“? „Nazwisko poda“. No nie podoba mi się sposób odnoszenia się polskich celników do Ukraińców. Mogę na usprawiedliwienie zrozumieć, że im prościej mówisz, to szybciej ktoś zrozumie. Ale Ukrainiec Polak dwa bratanki. Da się dogadać.

Ah! Teraz wtrącę moje dwa nowe, fajne powiedzenia. „Do pobaczenia“ oraz „wypapała“.

Do pobaczenia fajne jest i basta.

Koło naszego lokum, o którym nieuchronnie za chwilę, był klub. Ah, co to był za klub! Aż pod naszym nocnym kolejki się ustawiały. Na rogu naszej kamienicy był punkt z kawą i krłasantamiLviv Croissants. Pycha! Dziś w 5 punktach szukałem krłasantów! Nie było. Pech.

No i stoim na zewnątrz naszego punktu gastro i słyszę jak obok dwóch chłopców komentuje, że się jakaś dziewucha pod klubem wypapała (upadła znaczy. Albo może wypier…się…tego się?). No sprytny wyraz! Nie wulgarny.

Co do papania. No to kuda my papali?! Mieszkanie wybieraliśmy siedząc na telefonach. Słodkokwaśna podał mi namiar na mieszkanie, ja zabukowałem. Okazało się, że to co on widział i to co ja widziałem miało tylko dwie wspólne cechy: tę samą cenę oraz opis – dwa pokoje w centrum Lwowa. Dopiero na godzinę przed meldunkiem się zorientowaliśmy, że myślimy o dwóch różnych lokalach. Ale już po fakcie i jak wiemy – jak przygoda, to tylko we Lwowie, we Lwowie.

Cóż, po powrocie napisałem w recenzji na AirBnB, że mieszkanie przy Miodowej 9 powinno być natychmiast usunięte z tego serwisu. No powiedzmy, że chata jak chata. Jakie miasto, jaka cena, taki standard. Ale to co było w środku!?! Śmierdzące i brudne łóżko, sedes ustawiony tak, że bokiem trzeba było na tron siadać. Dodatkowo, po pierwszym tuszu pierwszego wycieczkowicza, cała podłoga w pokoju kąpielowym była mokra. Ręczniki po jednym użyciu śmierdziały i wyglądały jak szmaty do podłogi. Ah, wpadliśmy na genialny pomysł, żeby je wyprać. Całą noc i pół dnia się prało. O 2 nastawiliśmy. O 7.10 rano wstałem, żeby wirowanie nastawić, a tam się dalej prało. Po 8 Słodkokwaśna i jego pani nastawiali drugi raz pranie, bo się okazało, że za pierwszym razem to nie wiadomo co się stało. No chata syf. Co będę się rozwodził. Recenzja poniżej.

Zrzut ekranu 2017-08-17 22.29.05

Mam nadzieję, że mieszkanie w Rejkiawiku, które zarezerwowałem też na airBnb, będzie nie o takim standardzie.

I teraz o samym Lwowie. No co za piękne miasto! Jak się odwiedza takie miejsca, to aż żal, że Warszawa była tak zniszczona przez hitlerowców.

Lubię stare budynki, lubię kocie łby. Wszystko mi się podobało. Polecam każdemu. I do tego knajpki, knajpy, restauracje. Jak knajpa nie dowygląda, to dosmakuje. Jak smakuje, to wszystko inne też dobre. Szampaneria – hotdogi i szampan! Mnie najbardziej smakował ten z kaszanką i jajkiem. Ale i ten italiański też niczego sobie. Nowojorski najmniej się podobał. No ale kto by wpadł na taki pomysł gdzie indziej?

Sushi ze słoniny! Penis ze słoniny, serce ze słoniny! Zamówiliśmy kilka rollsów (właściwie to wszystkie, jakie mieli w karcie). Fajne to „sushi“ ze słoniną. Aż Rosjanki przychodziły robić zdjęcia naszym daniom. Żałuję teraz, że ja nie poszedłem zrobić zdjęcia ich dania – wielki biały penis ze słoniny. 4 panie raz dwa go wciągnęły. No i kto by wpadł gdzie indziej na pomysł takiej wersji japońskiego dania? A kawa parzona w piasku!?

Ukrainian state of mind! Dosłownie.

Byliśmy też w Parku Stryjskim. Duży. Pan Uber kierowca mówił, że trzeci w Jewropie. A najmłodszy syn pana kierowcy został w ubiegłym miesiącu mistrzem w arm wrestlingu podczas Igrzysk Olimpijskich sportów nieolimpijskich i za miesiąc się wybiera do Budapesztu na Czempionat Mira. Niestety Państwo Ukraina nie wsparła mistrza i wszystkie sukcesy syn odniósł za pieniądze swojej rodziny. Pan kierowca Ubera 30 lat pracował w banku i teraz sobie jeździ.

Kupiliśmy sobie wycieczkę limuzyną turystyczną po mieście. Bo już wszystko widzieliśmy i ile można chodzić i jeść. Fajna obwózka. Dosiadły się 3 dziewuszki i już gnaliśmy po Lwowie. Pan włączył przewodnika po rosyjsku, żeby wilk był syty i owca cała. O dziwo, większość zrozumiałem. Te dwie dziołchy obok mnie siedzące były z Odessy. Ale mamy podejrzenia ze Słodkokwaśną, że one chyba ten tego ze sobą. Gdzieś nam przepadły jak pan zrobił postój na zwiedzanie cerkwi. Cerkiew ładna. Z zewnątrz bardziej mnie ujęła, bo bryła taka mało cerkiewna. W środku, hm, kościoły w Białymstoku lepiej się prezentują.

Oh, tyle by tu pisać o Lwowie. I u Baczewskich na śniadaniu byliśmy. 120 hrywien (18 zł) za ile-zjesz-tyle-zjesz śniadanie. W cenie 50 gram wódki Baczewski. Wieczorem też dobrze karmili. Też pawie wszystkie przystawki przetestowaliśmy. Wódkę ciekawie podają. 200 gram dali nam w bucie kowbojskim. Ale 300 już w takiej szklanej beczuszce. Zamówiliśmy też whsiky Baczewskiego. Hm, no cóż, malczik się pytał jak nam smakuje. To odpowiedziałem mu, że to nie była whisky, na którą czekaliśmy i nie zrobili tej whisky dla nas. Zamówiliśmy szybko doń colę, a malczik kiwnął ze zrozumieniem.

No a mangalica! Ta świnia? Zamówiłem wersję z grila. Smaczna bardzo. No stek i pierożki już nie do końca.

Także jak widać moja dieta bezmięsna troszkę była przestrzegana i troszkę nie. Śledzie bardzo mi smakowały.

Ach i jeszcze jedna głupota. Przy jednej knajpie był szablon na modłę Instagrama. Że niby 5 000 lajków się ma. To oczywiście nieprawda. Wsadziłem łeb i już. Trzeba być chyba nienormalnym, żeby mnie aż 5 000 razy lubić. Raz wystarczy.

Dobra, kończę, bo zaraz lodówkę zjem. Pyszny i piękny ten Lwów. Polecam.

Do pobaczenia Lwowie.

Jak przygoda, to tylko we Lwowie, we Lwowie.

Tam zawsze i chętnie mogę papać i wypapać się.

 

 

 

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!