nie gęsi
A swój język mamy. Włoski?
Włosek to ja dziś jeden znalazłem w rogalu Marcińskim.
Sto lat naszej Polsce. 4 lipca dziś mamy.
Przejdziem Wisłę, przejdziem Wartę, będziem Polakami
Normalnie o tej porze, to ja się bawię u pewnego Marcina. Z innym Marcinem. A jak już od kilku lat wiem, dziś są jeszcze imieniny Macieja. Ale ja zimny drań jestem, to obchodzę razem z Bonifacym.
I u tego Marcina najpierw gotowi są goście, a później gęś. Bo ptak się pieczę 1 godzina na 1 kilogram, a my już od 19 za stołem.
Słuchaj jeno, pono nasi biją w tarabany
Rozmawiałem ze Słodkokwaśną ostatnio i pytam o ptaka. Mówi, że chyba nie, bo wirus szaleje. To podpowiedziałem mu, żeby zrobił, popaczkował i porozsyłał gościom. Nie będę mówił, co odrzekł kolega.
Dziś się pytam, składając życzenia, gdzie gęś. W sklepie – usłyszałem.
Czyli w tym roku nie gęsi jeść będziemy. Cholerny wirusek.
Jak Czarnecki do Poznania po szwedzkim zaborze, dla ojczyzny ratowania, wrócim się przez morze
Dziś mój, oficjalnie to mówię, najlepszy przyjaciel, Marcin, mnie zaskoczył. Zadzwonił rano i przywiózł śniadanie. Pod dom. Ciekawe czemu żona prowadziła auto. Pewnie whisky pił wczoraj. No nic. Nie o tym. Marcin był na zakupach ze swoją szanowną małżonką. Za pieczywem. Nabyli też rogala i mi sprezentowali! Dzięki Marcin!
Jadłem aż mi się uszy trzęsły. W ostatnim kęsie znalazłem … włosek. Nie powiem nic więcej, bo piekarka Mati jest fajna i sympatyczna. A może to mój włosek? Bo się ogoliłem na 9 mm i wyglądam jakbym miał 29 lat i jestem nie do poznania.
Wczoraj rozmawiałem z koleżanką z pracy z Poznania. Mówię jej, że rogale widziałem w Biedrze. Odparła, że widziała, ale się oparła. Była bliska nabycia, ale cena ją zniechęciła. 22 zł za kilogram. Ponoć w stolicy Wielkopolski są po 40, a nawet po 60 zł (cukiernia Elite). Zastanawiała się co tam Biedra dodaje, że takie tanie. Powiedziałem jej, że to mógł być efekt skali. Zamówią miliony rogali, to i cena spadnie. A taka pojedyncza cukiernia musi zarobić na kilkudziesięciu rogalach.
Rok temu koleżanka Olimpia z Poznania, wracając od rodziców przywiozła bułeczki i jeszcze świeżymi nas częstowała. Ale pycha! Jadłem po raz pierwszy i się zakochałem. Co za smak.
Sto lat Polsko!