to pierwszy taki rok …
kiedy nie zeżrę ani jednego pączka. Chyba.
No jakoś mi się nie chce. Jest już po 11, a ja nic jeszcze.
Ale faworka bym strzelił!
Ktoś mi ostatnio mówił, że ten chrust się ciężko robi. No to dzwonię ja ci wczoraj do mistrzyni od faworków i wywiaduję się co i jak. Pytam się – mamo, trudno się te faworki robi?
Okazuje się, że nie. Tylko się ciasto długo wyrabia. Jajko, mąka, sól, cukier, spirytus, coś tam jeszcze i się gniecie długo. Hmmm, chyba prędzej sobie kupię w sklepie. Wałka nawet nie mam. Ale mam dużo butelek wina, to można wałkować.
I okazało się, że mama dziś nasmażyła faworków swoim wnukom! Zazdro!
A nie tak dawno, jak z 12 dni temu, będąc w gościach, poczęstowawszy się faworkiem. No kurczaczki! Gdyby stanęły w szranki z faworkami mojej mamy, to zajęłyby wysokie, drugie miejsce.
Coś ten chrust za mną chodzi. Także postanawiam – dziś pączkom mówię NIE! Ale faworkom niekoniecznie. Jak zobaczę gdzieś w sklepie, to się może skuszę.
Miałem napisać coś wczoraj na blogu, ale miałem protest mediów.