życie

jak spędzają święta kochanki?

Hahahahaha, zobaczyłem gdzieś na necie tytuł artykułu i się rozhahałem.

No właśnie. JAK?

“Dziewczyny, uwierzcie, chciałam się zabić! Nie wytrzymam tego dłużej! Pozostaje mi nadzieja, że w święta za rok będziemy już razem” Załamana. “Tiaaa, i na dodatek na skórze z dzika przed kominkiem. Dziewczyno, przetrzyj oczy!” Racjonaliskta. (Fragment z internetowego forum).

 

No istny dramat!

 

Święta zapowiadają się chyba na spokojnie. Izolacja trwa.

 

Wczoraj poszedłem zrobić się na bóstwo. I chyba ten dowcip, że żona mówi, że była u fryzjera, a mąż się z przekąsem pyta, czy był nieczynny, się sprawdził. Jakiś taki … niedorobiony jestem.

Dałem szansę zakładowi fryzjerskiemu obok bloku. Kiedyś takie panie Krysie z PRL go prowadziły. Jedna miała minę wiecznie wkurwionej panci, a druga była całkiem sympatyczna.

Wczoraj był fryzjer. Tomek. O-MÓJ-BOŻE! Koszmar. Prawie 90 minut psychicznego znęcania się nad klientem. Srala-mądrala. Na sam przód dowiedziałem się, że pan ma lat 42, 7 dzieci z, chyba, 15 paniami. A jaki on wyuczony? Doświadczenia z lat 50 ma, bo fryzjerstwo z mlekiem matki wyssał. A jak zaczął mi wykładać o technice mycia głowy, to błagałem tylko w myślach, żeby kończył bystro. Mam nakładać szampon na dwa palce i nałożyć na włosy. Nie wcierać! Trzymamy 45 sekund, zmywamy i raz jeszcze. Po zabiegach należy palcem przejechać od czoła do tyłu i nasłuchiwać, czy piszczy. Jak tak, to włoski są dobrze namaszczone. Żadnych więcej pryszczy i plam na skórze. A ile na lokal narzekał? Że kolor pedalski, że on, gdyby mógł i chciał, to z tej budy zrobiłby Barber shop z prawdziwego zdarzenia. Ale zarazem nie byłby zakład czysto barberingowy (sic!).

Dobił mnie swoją międzynarodową karierą. Gdzie on nie pracował? Wszystkie profesjonalne firmy fryzjerskie świata zaliczył. Frank Provost? Proszę bardzo. Odwiedził wszystkie, chyba, 629 lokali. Zajęło mu to 10 lat. A w Dubaju samego Emira strzygł. I bardzo mu się w tych Indiach podobało (sic!).

A chłopiec po tylko zawodówce i taki talent! No świat się nie poznał na nim chyba jeszcze. Ten salon to taka pomoc dla jego ciotki. Bo on handluje w internecie. Ma taką firmę, co sprzedaje wszystko. Jak zapytałm go jak się nazywa, to nie umiał odpowiedzieć. Ale fotele fryzjerskie, które kosztują 2 500 zł on opyla za 700! No czysty zysk.

I tak 90 minut … pardon my french … pierdolenia.

Na koniec skasował mnie na 100 zł. I też gapa jestem, że nie oponowałem. Bo kolesia wcześniej skasował na 35 razy 2, czyli 70 (strzyżenie łba 35 i drugie tyle dół. Czyli broda, jak się domyśliłem). Nie wiem, czemu ode mnie wziął stówę? Ale i tak taniej, jak u gawędziarza i ściemniacza tureckiego, Albercika.

Także w pobliskim zakładzie golibrody byłem trzeci raz – pierwszy, ostatni i zdecydowanie o jeden raz za dużo!

 

 

A dziś wyszło słońce! Nie widziałem Gwiazdy Betlejemskiej. To znaczy widziałem. Na bazarkach, w sklepach, z salonach florystycznych. Ale tej na niebie, co widać co 800 lat, nie widziałem. Bo niebo zaciągnięte chmurami lub smogiem. Zasmożenie jekieś chyba jest spore.

A dziś wyszło słońce!

 

 

Dziś była kontynuacja poszukiwać mojego tutora języka rosyjskiego.

Rosyjski lektor rosyjskiego okazał się … chyba tym jedynym. Muszę jeszcze jedną rzecz sprawdzić z tamtym drugim, Ukraińcem.

Aleksey mieszka … koło Moskwy. 700 km na południe. Ukraina? – pytam. No jeszcze nie. Jeszcze Rosja.

I ten Aleks mieszka sobie z żoną i prawie rocznym synkiem na takim małym mieszkaniu 60-metrowym i dorabia na korepetycjach z rosyjskiego i historii Rosji. Dziś mieliśmy próbne zajęcia. Cholera, co za challenge! Kazał mi użyć szarych komórek. Myślałem, że to będzie tak, że jak on coś powie, to ja od razu sobie do głowy wbiję. No okazało się, że nie. Nie dość, że kazał mi tekst czytać, to jeszcze domyślać się czemu ta Masza to taka, a taka i dlaczego robi to, co robi.

Na sam przód naszej lekcji chciałem mu powiedzieć, że ma wielkie słuchawki (nauszniki). Gadka była taka:

– ale masz wielkie nauszniki

– garnitura? – odpowiada

– nie. Jak nazywa się to coś co masz na głowie – precyzuję slasz dopytuję

– garnitura

– nie. No … słuchawki – mówię zbity szczerze z pantałyku (Aleksey zna polski), bo korepetytor jest w t-shirt’cie

– eto garnitura. Słuchawki, to same słuchawki, a jak mam z mikrofonem, to nazywa się to garnitura

Гарнитура – Zestaw słuchawkowy

No i lekcja trwała w najlepsze. Nauczyłem się jeszcze, że каркас кровати, to nie żadne zwłoki/padlina/szkielet łóżka, a rama.

 

Na bok nauka, czas na labę i Rażdzjestwo.

Otworzyłem dziś lodówkę i się przeraziłem. Matko boska, światła nie widać! Okazało się, że doszło mi dodatkowe danie – żurek. Ale od razu zeżarłem pierogi z kurkami i liczba dań została constans.

Chaładzielnik zapchany dobrami. Jutro czeka mnie cały dzień przy garach. Mak na szczęście już ukręcony. A jeszcze 10 000 kroków czeka na zrobienie! Kiedy!? Kiedy!?

Wesołych Świąt wszystkim! Alleluja!

 

Jak spędzacie święta kochan(k)i?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!