życie

czarne dni

Thanksgiving był w Stanach w ubiegłym tygodniu, także czarny piątek nastał i ogólnie czarny weekend.

Dziś tylko 5 tys. nowych przypadków na 25 tys. testów. Ściema? Czy działania Matołuszowego rządu przynoszą skutki?

To posłanka! Nie pryskaj – tak krzyczeli ludzie do milicji, kiedy ta potraktowała gazem moją ulubienicę z 5-10-15 Barbarę Nowacką. Pokazała nawet legitymację poselską milicjantowi. Ale na nic to się zdało. Hmmm, a jak nie posłanka, to można pryskać? Nie wiem. Z jednej strony wkurzają mnie ataki w mediach na milicję, ale z drugiej organ ten też bez winy nie jest. Ale ja nie o tem.

W piątek poleciałem do mego Best Malla. Za chlebem. Już na wejściu jakoś mnie się nie spodobało. Choinki? Bombki? Światełka? Co jest!? – myślę sobie. Ale szybko skumałem, że grudzień się czai. A poza tym w Ameryce już po indykowym czwartku, Christmasowe dewocjonalia wjeżdżają do sklepów, na wystawy i … do domów. Znam jedną taką w Teksasie co już drzewko ubrała! U nas w domu zawsze w wigilię się choinkę stroi.

Oprócz tych światełek widzę jakiś ruch. Okazało się, że w końcu Rossmana otworzyli i 60+ się kłębi w kolejce, bo po 10 było. Pewnie jakieś rabaty z okazji uroczystego debiutu po remoncie. Ale ja napieram do Vincenta, po chleb. Mijam sklepy i widzę ruch. Rolety do połowy podniesione (albo opuszczone!), a w środku pracownicy układają towar.

AAAAAAAA, PRZECIE NAS JUTRO ODMRAŻAJĄ – zawołałem głośno w myślach. Obstawiłem, że ludzie nie ruszą masowo do sklepów.

W sobotę wpadam znowu po chleb. Ten z piątku na zakwasie jakiś słaby. Nie dość, że źle się kroi, to jeszcze jakiś niesmaczny i na drugi dzień stwardniał z lekka. Tym razem wziąłem mego ulubieńca – chleb z figą i orzechami. Mniam!

Rozglądam się po galerii Best Malla i się wystraszyłem. Ludzi od groma. Nawet do iSpota kolejka. A jak wiemy, tam zawsze więcej sprzedających niż klientów. Pewnie iPhone 12 się pojawił na półkach. Uciekam nad jeziorko.

I tu kolejny szok. Ludzie zniknęli! Pusto.

AAAAAAAA, PRZECIE NAS DZIŚ ROZMROZILI – zawołałem głośno w myślach, ale tym razem uśmiechając się spode wąsa.

Jako że trasa dokoła sadzawki błotnista i bardzo znajoma, to postanowiłem w krzaki dać. Fajnie się łaziło. Ja lubię takie szlajanie się. Niestety uderzył mnie śmietnik. Nie kumam, co trzeba mieć w głowie, żeby przyjechać w krzaki i wywalić odpadki? Różne. Łatwiej przecie byłoby zostawić to w śmietniku pod blokiem. No chyba, że to mieszkańcy domków. No bo jak się płaci za odbiór raz w tygodniu, to troszkę szkoda dopłacać, jak się więcej nazbiera. No to pod pachę i w krzaki.

Ogólnie zwracam uwagę śmiecącym. W ubiegłym tygodniu jacyś kolesie z napraw drogowych jedli śniadanie w swoim vanie. Jakiś kurczak z KFC. I co ja paczę!? Kierowca oblizuję kostkę i pac ją przez okno. Podchodzę i pytam, czy w domu też tak przez okno wyrzuca. Kolesiowi zrobiło się głupio. Mam nadzieję, że to była ostatnia kostka wyrzucona w ten sposób.

A już nie wspomnę o palaczach, którzy rzucają swoje pety gdzie popadnie.

Także spacer w sobotę był przyjemny, bo nie tłoczny, ale smutny przez ten bałagan.

W niedzielę poszedłem znowu robić kroki i znowu tłum zastałem. Co jest!? – pytam się.

AAAAAAAA, PRZECIE DZIŚ NIEDZIELA NIEHANDLOWA – zawołałem głośno w myślach, ale tym razem smucąc się.

Jednak ludzie rzucili się na zakupy. Ja planuję w tym roku kupować pod choinkę nic. Jakoś ten rok skutecznie zniechęcił do kupowania czegokolwiek.

Mnie najbardziej interesuje otwarcie restauracji, bo mam dosyć gotowania!

A nie! kupiłem sobie parę drobiazgów. Jakoś w weekend dałem z panią prof ze Szczecina po rozmowie. Okazało się, że sobie nowy ekspres kupili. To ja jej mówię, że mój zmartwychwstał po moich zabiegach rezurekcyjnych. Lewatywka i odkamienianie. Okazało się, że moja znajoma uczona ma łokieć tenisisty. No kto jak kto, ale ja jestem ekspert. Dwa łokcie miałem, milion różnych zabiegów, to się znam. I po tej miłej konwersacji, lecąc po chleb, zaszedłem do DUKA. Mieli takie sprytne filiżanki. Kolor transparentny. Cena czarnopiątkowa. Wziąłem. Przyznaję się. Skusiłem się na zakup. Okazało się, że mój ekspres na nowo wyzionął ducha i w sumie nie używam tych kubeczków. Kurna! Zostałem jak ta pała z nimi.

Wkręciłem się w serial Columbo (Porucznik Kolombo). Bo akurat skojarzył mi się z panią prof ze Szczecina. Po prostu Renata jest szaloną fanką. Minus serialu jest taki, że każdy odcinek ma 100 minut. A reszta to plusy. Fajna gra aktorska. Dobrze się ogląda. Intryga przednia. Nie należy jednak przesadzać z oglądaniem i trzeba robić co jakiś czas przerwy, bo schemat odcinka każdego jest taki sam, więc po kilku częściach serial po prostu może spowszednieć. Łobuz morduje, Columbo wpada na trop, a łobuz wpada przez drobny szczegół na samym końcu. Mam za sobą już 6 odcinków i przerwa teraz przede mną. Jeden z pierwszych odcinków był reżyserowany przez … Stevena Spielberga. Taka ciekawostka od pani prof ze Szczecina. Polecam. na CDA dają.

Pisałem, że po półtora rocznej diecie niskotłuszczowej (przymrużenie oczka) spadł mi cholesterol. Ale pięknie mi opadł! Poniżej górnej granicy. Bardzo się ucieszyłem.

W ubiegłym tygodniu zrobiłem sobie doroczne USG jamy brzusznej. Troszkę późno się umówiłem, bo aż na 12.30. Przygotowanie do badania wymaga niejedzenia na 6 godzin przed. Także po 15 godzinach głodówki położyłem się na kozetce. Pan bada.

Ma pan powiększoną wątrobę. Nie ma oznak stłuszczenia. Pofolgował pan sobie z jedzeniem? – pyta pan od USG.

Na sam przód się zdenerwowałem, bo rok temu było to samo. Ale na szczęście tomografia komputerowa potwierdziła, że jest cacy. Na drugi sam przód przyznałem się w myślach, że po tych moich fantastycznych wynikach z września, z mojej diety niskotłuszczowej „nisko” wyjechało na wakacje.

Nie, nie wydaje mi się. Chyba nie – odpowiadam troszeczkę nieprawdziwie.

Skończyło się badaniem moczu, krwi (cholesterol i próba wątrobowa) i konsultacją z hepatologiem. I co się okazało?

Kurna, cholesterol wrócił podwyższony. Wyniki dobre. Pan hepatolog zapytał o moje gabaryty. 186 cm i 95 kg– odpowiadam. Tak, tak, 95, a czasem nawet 94,5 kg! Sam jestem w szoku. Niedawno było 100-101. Teraz to już rozumiem, czemu mi spodnie z dupy spadają.

I pan uczony wyjaśnił, że ja kawał chłopa jestem, że wątroba wątrobie nierówna, że wyniki krwi mam dobre i mam się nie przejmować.

Ale weź się nie przejmuj, jak to cholerstwo na CeHa wraca. Chwila nieuwagi i bęc! Znowu jest powyżej kreski.

Konkluduję! Bo już czas skończyć biadolić.

Nie pijemy … dużo. Ewentualnie wino i whisky. Żadne drinki, żadne piwo, żadna wóda! I dieta niskotłuszczowa albo lekkostrawna. Muszę tylko zobaczyć, która na co pozwala. Skończyły się pyszne boczki, golonki, smażenia i inne takie. KONIEC! Sous vide chyba sobie kupię. Albo niech mi Mikołaj przyniesie. Zgrzewarkę do żywności już mam i jest fajna. Polecam.

Kiełki będę jadł. Zielone, bo zdrowe.

A taka jedna z Teksasu mi dziś wysłała żeberka w sosie własnym. Ula! Litości! Grrrr!

 

Jeden komentarz

  • ulatx

    Ależ ostatnio popularna jestem w Twoich wpisach ?
    A Moja dieta lepsza niż twoja, bo ja mam super wyniki!! Zdrowam jak “rybka” ?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!