podróże,  usa

teksańska masakra

gdzie ja byłem całe życie? Teksas jest suuuuper. Mogłem dziś skończyć marnie. Mój smok się rozpił. Wracałem sobie z parku do Austin i pomyślałem, że nie będę tankował w parku, bo drogo. Mijam pierwszą miejscowość – drożej niż w parku. Jadę dalej. No to jadę. I się zaczyna. Dodge żłopie jak opętany. Wiatr wieje nieziemski. To może dlatego zużycie spadło do poziomu 15 mil na galon? Patrzę na kalkulację – 120 mil na tym paliwie. Przede mną bezdroże. No dobra, to aż 200 km. A może tu to TYLKO 200? Panika. Co będzie jak się skończy paliwo? Nie ma zasięgu w telefonie. A jak noc nadejdzie? Nikt się nie zatrzyma pomóc. Rozdziobią mnie niedzwiedzie i tygrysy.

Właśnie. Dziś w parku podziwiałem środkową część i pojawiły się znaki odnośnie zachowania się przy spotkaniu czarnego misia lub tygryska. Hm. Żartów nie ma. Na szczęście ja nie spotkałem. A park mnie się bardzo spodobał. Ukryta stara droga. Tak się jedzie, że aż się kurzy. Kaniony, góry, ukryte kopalnie. Super. Na koniec zajechałem do miasta opuszczonego, czyli Terlingua Ghost Town. Miałem tam mieć hotel, ale opinie miał słabe i wybrałem ranczo. Hm. Ranczo miało tylko jedną zaletę – wygodne łóżko. Wszystko inne na minus – lokalizacja, warunki na ranczu, wyposażenie domku. No niby było wszystko ale jakieś takie po linii najmniejszego oporu. Zlew w łazience jest ale taki, że woda ledwo leci albo ciepłej wody żałują. Ale mieli basen, to się popluskałem.

A to wymarłe miasto super! Lokalsi są! Noszą kapelusze, buty kowbojskie i mówią jak w westernach. I wszystko na serio. Takie ich życie. Może jednak trzeba było tu mieć nocleg? Tylko chwila drogi do Parku. A z tego mojego to ho ho.

No nic. Było, minęło.

W międzyczasie znalazłem sklep z alkiem. Kupiłem małą whisky z Teksasu. Devils River Bourbon Whiskey. To chyba irlandzkie, a nie teksańskie? Już prawie miałem w ręku inną flaszkę z Teksasu, ale w ostatniej chwili zauważyłem „made in Canada”.  Pani za ladą zachwala mój wybór. No to sobie myślę, że chyba nie za dobrze. Przezornie później kupiłem colę. Warto było.

Po drodzę zatrzymałem się w sklepie Little Burro. Bardzo sympatyczny sklepik z fajną … toaletą. Jeden osiołek nawet beztrosko przeciął mi drogę. Ledwom za-(c)ham-ował. Tu kupiłem sobie colę w bardzo szczupłej butelce.

IMG_0738

No to sobie spanikowany jechałem w stronę Austin. Wiatr dmie, że aż strach i ja też zestrachany, że w polu szczerym stanę! Ale nie. Kalkulacja i zdrowy rozsądek wzięły górę.

Maciek, ale ty durny. Do najbliższej wioski ze 30 mil, a Ty masz paliwa na 97. Dojedziesz!

Jak to dobrze z kimś mądrym porozmawiać!

Wyszedłem na tankowanie i … o mój boże. Piździ nieziemsko! Kieleckie się może schować. Ale ok. Auto pełne, można ruszać.

Postanowiłem, że dziś wcześnie zjadę do hotelu, żeby w końcu odpocząć, wyspać się. Ale Teksas to nie New Jersey i Pennsylwania. Tam, to Lodging Area jedna za drugą. A tu? Jak na lekarstwo. Wściekły zatrzymałem się na poboczu, żeby sprawdzić hotele i tu zonk! Nie ma zasięgu. Ruszam i na rampie do autostrady … ta da! Ful zasięg. Jadę dalej. Picnic Area. Zjeżdżam… zero zasięgu. Noż idź ty na chuj i nogami wymachuj!

No Dobra. Miasto za 20 parę mil. Ozuna. Tam musi być życie. Udało mi się wygooglować jakiś zajazd. Nastawiam i jadę. Ale po drodze widzę jakiś szyld z nazwą nic mi niemówiącą. Pal to licho. Raz się żyje. Pan pokój ma za 74$. Wow. Tanio. Ciekawe co za standard. Pan miły bardzo i przyjacielski. Wchodzę do pokoju i … szok! Pięknie, czysto, ładnie, nowo! Zostawiłem bagaż i jadę jeść do lokalu, co pan proponuje. Teksas! W sali dla niepalących muza na żywo. Country, folk i takie tam. Ale jakoś życia nie ma. Siadam dla palących. Później się okaże, że ciuchy walą fajkami. Lalka wzięła jakieś 5$ za członkowstwo w klubie pijaków. Już raz to kiedyś widziałem. To nie knajpa, a prywatny lokal, więc muszę się zgodzić na picie i zapłacić wpisowe. Ok, no biggie. W lokalu kolesie w kapeluszach, w butach kowbojskich. Język angielski przeplatany z hiszpańskim. Nice!

Zjadłem szybko i wyszedłem.

A wiatr hula tak, że mam wrażenie, że mi drzwi do pokoju wyrwie. Eh ten Teksas!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!