podróże,  usa

nic dwa razy sie nie zdarza 8 maja 2012

Piorunie przenajswietszy, ilez mozna czekac?! Jak pisala slynna polska noblistka oraz jak spiewala Kora – nic dwa razy sie nie zdarza i nie zdarzy.

Wyszedlem z domu o 10:28, zeby zdazyc na autobus o 10:39 do Miasta. Przystanek 250 metrow od domu.

W polowie Kramer Pl zobaczylem jak beztrosko jakis autobus pomyka sobie Saddle River Road. Grrr! A moze to 175? – chwycilem sie tej mysli, jak brzytwy tonacy. 30 sekund zabraklo, a zdazylbym! Postalem jak glupi nadaremno 10 minut i wrocilem do domu. Kolejny autobus o 11:39.

Tym razem wyszedlem wczesniej. Stoje, czekam, gwizdze, spiewam i nic. O 11:48 zirytowalem sie i juz myslalem o powrocie do domu. Ale nie! Jest! Przyjechal. W autobusie tylko 4 osoby, wiec WTF?! Najwazniejsze, ze wsiadlem i jade. Usmiechamy sie.

Rano wyszedlem na rekonesans w celu sprawdzenia pogody. Wialo dosyc powaznie. Zawahalem sie nawet czy jechac na Miasto. Wahania koniec byl szybki. Jade! Co bede caly dzien siedzial w domu? Alternatywnie moglem uzyc auta i pojezdzic po sklepach. Ale nie chcialem.

Dziwnie, przez ta wilgotnosc, wlosy mi schna. Jakies kolduny mi sie robia. Szkoda, ze w Polsce moje wlosy po wyschnieciu wygladaja jak … no nienajlepiej – stwierdze grzecznie i lagodnie.

Dzis w planach:

+ B+H Photo – 9 aleja – okladka na tableta

+ Famous Footwear – miedzy 8 a 9 aleja na wysokosci Madison Sq Garden i Empire State Building – buty pracowe kupic

+ China Town – zobaczyc czy sprzedaja jeszcze te czapki, ktora kupilem 5 lat temu.

Poza tym wiecej nic. Pojde tam gdzie nogi poniosa. Moze jakas pizza w Little Italy, bo to po sasiedzku z chinskim dystryktem? A moze wroce na gore, do Hell’s Kitchen na Clinton Burger w moim ulubionym Rouge Irish Pub’ie? A moze przedrepcze przez zbudowany w 1875 roku Brooklyn Bridge i siade w parku jakims po drugiej stronie East River? Nie, chyba nie. Pogoda slaba na widoki – Sza-Bu-Po.

Juz dwie kartki wysmarowalem? Koncze zatem bo i trzesie, i nie mam o czym pisac.

OK, pare slow o muzyce. Kompletnie nie smakuje mi tu wiekszosc amerykanskiej muzyki. Brzmi dziwnie. Pobudzam sie przy brytyjskich rytmach. Gotye tu jeszcze nie slyszalem. Za to prawie kilka razy dziennie – Fun. “Tonight We Are Young”. Pewnie sie zaraz okaze, ze z Kanady zespol jest.

Mam poza tym mnostwo polskiej muzy.

Gdyby mama miala fiuta, to by byla ojcem (???)

Slucham tej piosenki od dosyc dawna i dopiero teraz dociera do mnie co Kazik spiewa w “Plamach na Sloncu“. I Trojka to tak puszcza? Musze przysluchac sie pilniej podczas kolejnej listy przebojow. Pamietam jak w 1990 roku zbulwersowani sluchacze dzwonili do radia z pretensjami o “zielony Zoliborz, pieprzony Zoliborz” grupy T’Love.

Na koniec dodam, ze lunch dzis bedzie w Subway‘u. Zawsze to zdrowo i pewnie.

Wczoraj na jakims Late Show widzialem rozmowe z jedna splukana dziewczyna z “2 Broke Girls“. Nie pamietam czy to byl David Letterman, Conan O’Brien, Jey Leno, czy Jimmy Kimmel. Late Sholow jak psow w amerykanskiej TV.

Smieszna ta dziewczyna. Zachowanie prawie identyczne jak w serialu. Sympatyczna bardzo rozmowa i krotka zarazem. Niestety zakonczyli pierwszy sezon. Mam nadzieje, ze serial wroci w drugim.

Byla jezszcze Michelle Pfeifer reklamowac Dark Shadows. Na Miescie pelno billboardow. I jeszcze w Imaxie graja. Potrojna radosc i przyjemnosc. Puscili fragment. Ide na 100%. Aha, dzis na ulicy widzialem Johnny’ego Deppa, Koby Bryant’a i Bena Stiller’a. No podobni jak dwie krople wody!

Z kolei rano sporo sniadaniowek. Czesc z nich ma studia na parterze, wiec ludzie moga sie gapic w witryny i bedzie ich widac w TV. Kiedys tez tak sie gapilem. Na wschodnio-poludniowym rogu Central Parku jest chyba siedziba CBS. Obok jest Apple Store. Ale byly to czasy kiedy jak szalony przed 9 do Miasta jezdzilem. Mlody, to i glupi.

W Polsce oba programy sniadaniowe sa albo w studiu na wysokim pietrze (TVN) albo w jakims zabunkrowanym miejscu (TVP obie). Pewnie wola uniknac blamazu, ze nawet pies z kulawa noga nie stanie przed oknem studia. Choc pogode zapowiadaja z Marszalkowskiej i codziennie rano widze jak sie rozkladaja ze sprzetem. Prognoza pogody w polskiej TV to porazka. Wiecej lansu pogodynek i pogodynkow niz pogody. (Nazwisko dluzsze od wiadomosci – parafraza “Baby sa jakies dziwne, czy tez inne”).

A propos genderyzmu. Znajomy Panstwa mowi, ze teraz sie mowi post person, a nie postman. Bo to i kobieta moze list i paczke przyniesc. Pewnie pani inz ze Szczecina dumna teraz z tej Ameryki.

Dwa punkty z mego 3-punktowego planu niezrealizowane. W B+H Photo mieli tylko jeden rodzaj pochewki na tableta (?Pochewki? Moze lepiej powiedziec: ochronki na tableta?). Nie przypadl mi do gustu. Sklepu z butami nie znalazlem. A bylem pewien, ze na 34 ulicy miedzy 8 i 9 aleja byl. Moze David Coperfield go przeniosl?

Siedze teraz miedzy 8 a 7 aleja na 34 ulicy i dopijam kawe ze Starbucksa, o ktora musialem sie przypomniec, bo pani zapomniala najwyrazniej. Czas na chinska dzielnice.

Misunderstanding Day, czy co? powinni wolne dni za to dawac. Najpierw nieporozumienie w kawiarni, a pozniej w sklepie obuwniczym.

Pani w sklepie obuwniczym miala taki ruch, ze az sie jej buty rozeszly

Poprosilem pana o rozmiar 11,5 brazowych butow. Pan zeskanowal model, zniknal na chwile na zapleczu i wrocil z pudelkiem. Nie ten model! Poprosilem o ponowne sprawdzenie. Pan przepadl. Kupilem wiec czarne.

Sklep z butami byl budynek obok gdzie pisalem poprzednia mysl. Gapa!

Wszedzie daja dyskonty i znizki. Zapamietaj kto cie obslugiwal. Albo i nie. I tak kasjer przypomni. Wypelnij ankiete on-line i juz masz 10$ off albo jakis %. To juz chyba trzeci sklep, gdzie mi to proponuja. Oczywiscie sieciowki maja jeszcze karty lojalnosciowe – kolejny bonus. Ciekawe kiedy w Polsce to zaimplementuja.

Ludzie na ulicy ubieraja sie roznie. Najwazniejsze, zeby wygladac dobrze. Jednoczesnie nie przeszkadza im czapka baseball’owa do garnituru, czy tez koszula, czy t’shirt w spodniach. O za krotkich spodniach do marynarek nie wspomne i o mankietach w spodniach tez nie.

Odesski, czy tez Odeszczanki by tego nie zrozumialy. Nie pisalem wczesniej, ze w Odessie mlodziez zna najnowsze trendy, nie tylko w modzie? O pol kroku sa przed Polska.

Jako, ze kupilem buty, musze przepakowac plecak. Moze sie jakos wszystko zmiesci. O, znowu Madison Sq Park, ale tym razem od strony polnocnej. Geeez, po co ja tyle gratow nabralem?

– aprat niemaly

– mp3 z wielkimi sluchawkami

– koszula

– kurtka p-deszcz

– picie

– okulary w pudelku

– ksiazka

– sudoku

Aparat nie wszedl. Czas najwyzszy zaczac pstrykac.

Ulazilem sie jak nigdy. Z tego wyjazdu zapamietam uchodzenie sie. Nogi bola.

Do China Town doszedlem przez Union Square, Noho i Soho. Union Sq jakis slumsowy sie zrobil. I do tego zadnych targow owocow i warzyw. Ale i tak miejsce fajne. Obok skwerku slon na trabie stanal. Nie powiem co na zdjeciu znacza te cyfry. Kiedys zaplacilem jakiemus biednemu afryko-amerykanowi jeden banknot, to mi opowiedzial co to jest. Mam nadziej, ze to byl 1$.

Chinska dzielnice oblecialem w te i nazad. Nie znalazlem fajnych czapek. Ale za to zjadlem lunch w wietnamskiej restauracji.

4 spring rolls’y mialy rozmiar maminych golabkow! 2 byly z krewetkami z gestym sosem z orzechami, a 2 z takim jakims niezidentyfikowanym nadzieniem. Sos juz byl normalny, taki jak chlopaki na Brackiej podaja. Zjadlem 2 i 3/4 sajgonek. Bun cha podana odwrotnie niz zawsze. Pozycja 48 na menu. Mala miseczka z zupa i dodatkowo wielka micha makaronu, nemow, boczku i odrobiny zieleniny. Boczek byl monstrualny. Musialem go pokroic nozem. Nemy smakowaly ciastem smazonym w glebokim oleju. Calosc miala intensywny smak pachnotki i … swiezego ogorka. No coz, podroze ksztalca. Poznalem nowojorska kuchnie wietnamska. Ciekawe przezycie ale wole bun cha z Brackiej 18.

Pan dzis na kolacje przywiozl chinszczyzne. Wczoraj Japonia, dzis Chiny i Wietnam. Na jutro zakomunikowal, ze mnie zabiera do wietnamskiej restauracji w Ridgewood kolo nas. Poznam nowodzerzejski smak Sajgonu.

Do PABT dojechalem metrem linia A z Canal St Station. Na dworcu ludzi prze-masa. Ledwo wsiadlem do autobusu, upuszczajac po kolei: rozklad jazdy, mp3 i telefon. Wgramolilem sie i nawet bylo jeszcze gdzie usiasc. 3 rzad, czyli widze gdzie jestem. Jakis starszy wazon obok czyta gazete. Chyba tez nie rozumie z tego co pisze, bo sie za wazona nie obrazil. Ja sam moge ledwo siebie rozczytac.

Ciekawe czy wsiadlem w odpowiedni autobus? Mam nadzieje, ze z bramki 53 nic innego oprocz 164 nie jezdzi. Zonk?

10 km, o kaloriach nie wspomne.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!