blue monday
Pewien mędrzec rzekł, że wszystko można wytłumaczyć za pomocą matematyki.
gdzie:
- W– pogoda (ang. weather)
- D– miesięczne wynagrodzenie
- d– dług, debet (ang. debt)
- T– czas od Bożego Narodzenia (ang. time)
- Q– niedotrzymanie postanowień noworocznych
- M– poziom motywacji (ang. motivational)
- Na– poczucie konieczności podjęcia działań (ang. a need to take action)
I tak się to właśnie wylicza! Kochani, najbardziej depresyjny dzień w roku mamy. Blue Monday.
Ten czas, który minął od Bożego Narodzenia jest istotny, gdyż to jest czas spłaty kredytów zaciągniętych z okazji zakupu prezentów pod choinkę.
Na szczęście termin ten uznawany jest za pseudonaukę. Zgadzam się, gdyż ja dziś czuję się wspaniale!
Stoję, stoję, stoję! Nie muszę siedzieć, nie muszę leżeć. Czuję się świetnie, ach jak przyjemnie!
Ja nie przepadam za niedzielami. Bo przez pół dnia błąkam się i marudzę jak mantra – jesssu, jutro poniedziałek.
Wczoraj przeszedłem się nad Jeziorko Czerniakowskie. Tłumy! Ten hashtag morsowanie działa. Ruch jak na Marszałkowskiej! Ale ja trzymam się od tego z daleka. Strasznie niefajnie to wygląda.
Dziś w radio słyszałem rozmowę z ratownikiem górskim, co brał udział w akcji na Babiej Górze. Akcja Zdobywanie Szczytu Bez Ubrań. Pani została uratowana w ostatniej chwili. Ponoć biegli z nią co sił do jakiegoś miejsca, żeby ją ogrzać. Wszystko działo się na granicy życia i śmierci. Pan ratownik po części „zawdzięcza” tego typu wyczyny telewizji śniadaniowej, która jakiś czas temu zrobiła reportaż o tym. Może trzeba cofnąć się do czasów MTV i umieszczać tabliczkę „Don’t try this at home”.
A jakiegoś morsa nie udało się wyciągnąć spod lodu. Smutne …
To może o pociesznych sprawach?
W radio 357 trąbią, że ten rok stoi pod znakiem celebracji 30-lecia genialnych albumów! Tak, rok 1991 to był jeden z najlepszych … roków (?) w dziejach muzyki. Początek lat 90. w ogóle był jakiś powiew wolności, świeżości. Ostatnia dekada przed nowym milenium. To i może dlatego artyści czuli wenę? Wydaje mi się, że i ten rok będzie dobry muzycznie. Bo artyści przez prawie cały 2020 rok siedzieli w domu. Jestem pod wrażeniem Taylor Swift i jej drugiego albumu wydanego w ubiegłym roku. No nie mogę się uwolnić!
A co wydało się w 1991?
U2 – Achtung Baby – uważam, że najlepszy concept album ever (PS. Nie, nie jestem fanem Pink Floyd)
Powstał zespół Hey
Metallica wydaje cudeńko. Album z wężem, czarny album, Metallica – nazywajcie to jak chcecie – tak mówił Lars Urlich.
No i Pearl Jam debiutuje! Pamiętam, jak myłem naczynia w kuchni. Włączam sobie nowy zakup na kasecie. Rączki w bąbelkach i pianie. Nie pamiętam, kiedy i jak sprzątnąłem kuchnię. Byłem zahipnotyzowany! Może to dlatego zawsze wolałem Pearl Jam od Nirvany i Soundgarden.
Michael Jackson i jego Dangerous – trzeba przyznać, że jak Król Popu coś wtedy robił, to robił to na światowym poziomie.
Nirvana i ich Nevermind
Blood Sugar Sex Magic Red Hotów! Miałem to na dwóch kasetach. I książeczka z tekstami (bo na piratach nie było tekstów).
Use Your Illusion I & II ukazuje się. Początek końca Guns ‘n Roses.
I na koniec koszmar 1991 – Queen wydał Innuendo. Oops.