życie

to do list

Zawsze chciałem zrobić „to do list”. No to robię.

Po raz pierwszy pogoda mnie dobija. Popadam w depresję i żądam słońca. Nie będę wybredny, może sobie walić śnieg, może się palić i walić. Ale ja żądam słońca!

Uwaga nie gryzę … mocno!

Postanowiłem zdołowany porzucić depresyjne stany i skupić się na pozytywnych emocjach. O czymś fajnym myśleć zacząłem.

Jako, że liczba dnia to 16, to zbieram się do kupy z tym moim wyjazdem.

  1. Wyrobić międzynarodowe prawo jazdy –  Checked!

Zaskoczonym przez Urząd Miasta, że od ręki dokument wydali.

Poczytałem sobie w Internecie, znowu, jak co wyjazd, o respektowaniu polskiego prawa jazdy. Bla, bla, bla, wszystko zależy od stanu. To akurat wiem, że każdy stan ma własne prawo. Generalnie można jeździć na polskim dokumencie przez miesiąc, no biggie. Drudzy piszą, że na podstawie Konwencji Genewskiej Ameryka może jeździć po Uniji, a Unija po Ameryce. Ponoć. Kilka osób napisało, że wszystko  to prawda, dopóki policyja amerykańska nie zatrzyma. Polskie prawo jazdy jest po prostu dokumentem napisanym po polsku, więc skąd biedny amerykański stróż prawa ma wiedzieć co to! Co prawda kary nie będzie, ale sytuację trzeba rozstrzygnąć w sądzie. Szkoda czasu, lepiej mieć to międzynarodowe prawo jazdy.

Odradzane też jest korzystanie z usług różnych amerykańskich organizacji, które niby zapewniają wydawanie amerykańskich papierów na jeżdżenie. Jest to przede wszystkim łamanie prawa, bo posługiwanie się fałszywym dokumentem jest przestępstwem.

To na wszelki wypadek przeszedłem się do urzędu. 35 zł i 30 minut pobytu zaowocowało wydaniem książeczki. Pani na koniec włożyła ją do koszulki biurowej i poprosiła by być ostrożnym, bo się tusz zmywa z okładek, czyli z miejsca, gdzie jest napisany numer prawa jazdy oraz data ważności. Ciekawe czy 3 lata międzynarodowe prawo jazdy przetrzyma.

Pani urzędniczka przyczepiła się też do zdjęcia, bo powinno być jak najbardziej aktualne. Próbowałem wcisnąć fotkę sprzed lat, na której miałem włosy o długości 1 cm. Przyrzekłem jej, że obetnę się na krótko niedługo i fotka będzie aktualna. Nie wspominałem jej, że zdjęcie jest sprzed lat, ale każdy mądry jakby spojrzał i tu, i tam, to by zorientował się, że moja kolekcja włosów na głowie, to hodowla przynajmniej 18 miesięczna. Czyli nie takie to najnowsze zdjęcie. Ale pani dała się przekonać.

Zapytałem się czy nowe prawa jazdy są dwujęzyczne, tak jak nasze dowody osobiste. Powiedziała, że nie, ale za to są w pięknej konwencji unijnej. Przestrzegła mnie, że jeśli chciałbym wymienić, to nowy standard jest ważny 15 lat, a ten co mam – bezterminowo. Sami zgadnijcie, czy się skusiłem.

Miłe, że dla osób niepełnosprawnych zrobiono tuż za wejściem pokój obsługi. Skandalicznie głupim znajduję fakt, że wejście do budynku wymaga wspięcia się po 3 schodkach. Podjazdów żadnych nie było w pobliżu.

  1. Wziąć paszport

Najważniejsza rzecz wyjazdu. Nie zapomnieć, nie zapomnieć. 100 razy sprawdzałem do kiedy jest ważny. Do lutego 2014 roku, czyli do końca sierpnia mogę wyjeżdżać za strefę Szengen. Uf.

  1. Wziąć kasę papierową i plastikową

To może nie najważniejsze, bo w razie gdyby co, to mam nadzieję, że Ula pomoże. Poza tym, ja się nigdy z portfelem nie rozstaję, także plastik jest.

  1. Kupić nizoral 2% w szamponie

Pan ma jakieś zachcianki. Byle czym nie chce głowy myć. To mu kupię. Mam nadzieję, że po przyjeździe nie pomylimy butelek.

  1. Czy brać tableta?

Z jednej strony przydałby się, bo mały i można sobie na mieście wi-fi złapać i poskajpować. A przede wszystkim można zadzwonić z Penn Station do Uli, że się już jest w sercu Manhattanu, a ta już sprytnie wyliczy, kiedy na Radburn stację nadjechać. Z drugiej strony zamierzam kupić ultrabook’a, więc nie chce mi się ciągać z powrotem z dwiema zabawkami w plecaku.

  1. Pożyczyć od Słodkokwaśnej rybie oko

Tyle mam tych zdjęć, że postanowiłem zrobić Miasto w krzywym obiektywie dla odmiany. Ale normalny obiektyw i tak muszę zabrać, bo jak do Bostonu lub do DC zajadę, to przydałoby się jakieś proste fotki zrobić.

  1. Zabrać wszelkie oryginalne ładowarki

O dziwo prawie wszystko za oceanem kupowane, więc w końcu mogę zainstalować oryginalne końcówki. Najważniejszy będzie do mp3, bo Sansa jakieś wyjątkowe dziwactwo zrobiło.

  1. Kupić jakąś rozrywkę do samolotu

Pewnie jakiś kolejny magazyn krzyżówek oraz najnowszy numer „Expert Su-do-ku”. Kilka magazynów dla Uli. Nie jakaś tam „Pani Domu”, czy też „Główna Księgowa”, ale jakaś „Wiedza i Życie”.

  1. Zapakować mało rzeczy

Zabrać rzeczy na 2, góra 3 dni. Bielizna się kupi na miejscu, najnowsze t’shirty oraz spodnie też.

  1. Dobrze się bawić i cieszyć się widokiem Państwa
  2. Najważniejsze! Zabrać przepisy kulinarne z serii „Co jeść jak nic nie można jeść przez ten post”.

Coś na pewno wymyślę.

  1. Zgrać fajną muzykę na mp3

Wydawało mi się, że jak jechałem na święta, to zgrałem sobie fajne dźwięki. Niestety nie. Często wciskałem „następny”. Na pewno muszę przetestować pod rzeką Hudson River najnowsze dzieło Bowiego. Aha, nadal uważam, ze nowa płyta Depechów ssie.

  1. Nie spóźnić się na samolot
  2. Nie wstawiać do wpisu zdjęć z wyjazdu z 2008 roku

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!