o essu!
2015 się skrada za rogiem. Czas leci szybciej, gdy się starzejemy. Przecie nie dawniej jak wczoraj zakładałem swój blog! A to był sierpień 2009. 5 lat temu. Ah yo! – jakby to powiedział krecik.
Co w tym mijającym roku było? Psychologowie mówią, że pamięta się pierwsze i ostatnie. Ostatnio byliśmy na nartach w Czechach. Śmieszny język. Fajny kraj. Palić można … tzn. można słuchać płyt winylowych.
Dialog taki mi utkwił w mej pamięci. Zawsze jak go przypomnę, to się uśmiecham.
Wyszliśmy posłuchać płyt winylowych na zewnątrz lokalu. Wychodzą dwie lalki czeskie.
Lalka czeska nr 1 podpala papierosa i przy okazji koleżankę i krzyczy: Co ja sem tebe udzielała!
Adam (nasz ziom komentuje od czapy): la la la la
Marcin w śmiech
Lalka czeska nr 2: moje skurzone szaty
Jejks, po raz drugi w radio słyszę dziś IRA’ę. Matko, ale się muzyka zestarzała. Nie da się słuchać. Nową stację odkryłem – Muzo.FM. Inaczej. Trójki nie da się słuchać od dawna ale nie ma żadnej alternatywy. Do dziś. Damy szansę Muzie.FM. Mały minusi na początek – zagrali Queen. A jak wiemy, Queen u mnie w domu nie grał, nie gra i grać nie będzie.
Dużo Republiki ostatnio. No ale wiadomo – rocznica śmierci Obywatela GC. Ponoć jest taka historia, że ktoś kompilował kalendarz i zaprosił doń artystów, żeby dali swoją twarz. Każdy chciał wybrać swój dzień urodzin. No i pan Grzegorz Ciechowski odstąpił swój dzień i wybrał, ot tak, 22 grudnia. Jak się okazało, był to dzień jego odejścia z tego świata. Prawie jak legenda miejska to brzmi.
W Antyradio jakieś audycje o AA. Grobowy nastrój i muzyka jak do tanga. Czy mam se żyły podciąć? Nie. Wyłączam stacyję.
Czeski jest fajny, idzie się dogadać, mimo, że to kompletnie inny język. Ale można sobie rękoma dopomóc. I nauczyłem się, że wszystkie sklepy w Czechach nazywają się Lidl. Jedziemy po robocie na południe. Auto nr 1 jest przed nami o 30 km. Dzwonią koledzy i mówią, że pani tylko gotówkę przyjmuje. No to szukamy bankomatu. Zajeżdżamy na stację paliw i pytam się pana, czy mówi po angielsku, czy może rozumie polski. A ten mi mówi, że tylko germański. Poległem. Niby znam trochę język ale nie pamiętam jak jest „gdzie“ po niemiecku. No i pan po czesku mówi, że 300 metrów stąd po lewej jest Lidl i tam bankomat. No dobra, jedziemy i po 300 metrach po lewo jest … Kaufland. Czyli sklepy po czesku do Lidly. Podróże kształcą.
Domek wynajeliśmy fajny. Duży, przestronny apartament – sypialnia, salon, jadalnia i aneks kuchenny. Fajnie.
W sobotę się najeździliśmy. Wieczorem poszliśmy jeść. Zamówiłem golonkę, jak i inni dwaj współtowarzysze wycieczki. Pozostali też jakieś przysmaki wzięli. Niestety trzeby było popchnąć jadło wódką. Co za porcje! Iście amerykańskie. W ogóle Czesi dziwnie jedzą. Rano, na stoku zajeżdżamy na śniadanie na stoku i mówimy „jajecznica“. Pan się dziwi w niezrozumieniu i mówi „kwaśna polewka“. No dobra, może być i obiad na śniadanie.
W innej knajpie, w nocy, zamówiliśmy deskę wędlin-serów. Śmiszna. Parmezan był podany w klockach. Ale lokal fajny – pinda bar. Czyli jesz fistaszki stojące na stole i rzucasz łupiny na ziemię. Zapoznałem się z takim barem w Holandii w 1996 roku. Fajnie.
Jedyny minus czeski – można palić wszędzie. Szkoda.
Z kulturalnych atrakcji, uczęściliśmy (?) na koncert Edith Piaf Stylo. Niestety nikt nie pamięta imienia artysty tego. Jakiś czeski hipster śiewający po angielsku. Sądząc po tłumie – gwiazda. Tylko nie wiem jakiego formatu. Koncert muzycznie i wizualnie – dramat! Ale wyjście udane na miasto.
A co było pierwsze w roku? Proste. 2014 rok witałem w Ameryce. Już nikt nawet nie wspomina tego, jak Państwo na K z Europy przebukowali swój bilet, żeby z nami rok przywitać.
A później mrozy nastały w Ameryce i kupiłem sobie ciuchy w Uniqlo.
Czyli to prawda, pamiętamy pierwsze i ostatnie!
Ale ale. Nie byłbym sobą, gdybym nie zaburzył teorii. Pamiętam jeszcze jedną rzecz – remont. Ale to trauma, więc każdy by pamiętał. O remoncie, który zacząłem w maju pisałem w osobních wpisach. Dodam tyle, że może do końca roku uda się zakończyć dzieło. Kolega od mebli był w piątek i zamontował, a właściwie wymienił pewną rzecz. Tylko, że przy okazji zabrał dwa fronty do poprawy. No cóż, odgrażał się, że 28 grudnia wróci. Pożyjemy, zobaczymy.
Co jeszcze ciekawego wydarzyło się? Chyba nic. No może wspomnę o pewnym fakcie. Jest taka aplikacja/gra na necie – QuizUp. Tysiące kategorii, miliony pytań. I jestem w kategorii „Muzyka lat 2000“ oraz „Hity lat 90“ pierwszy na świecie. W kategorii „Muzyka lat 90“ jestem numerem 2. Bo polubiłem numer 1 i obiecałem jej, że nie zabiorę jej tytułu, choć mnie kusi. Ale słowo się rzekło. Na polskim podwórku jestem najlepszy jeszcze w wielu innych kategoriach ale nie ma o czym mówić. Widzę, że oprócz mnie jest jeszcze dwóch Polaków, którzy są w TOP20 na świecie w jakichś kategoriach. Ciekawe, czy w kategorii „Manchester United“ w końcu się jakiś Polak obajwi w rankingu światowym. Czekamy na cud i objawienie. Szkoda tylko, że pan K. z Europy znudzuł się grą.
Na tej grze poznałem Akashę, czyli Janell o korzeniach serbskich. Dziewczyna lat 34 z dwójką córek w wieku 16 i 12. Okazało się, że jej nigdy-nie-palący mąż zmarł ostanio na raka krtani. Dziewczyna sobie radzi, kończy się edukować pracując w dziwnych porach dnia, a właściwie nocy.
Jak to na internecie, oszołomów i debili pełno. Dostajemy sobie co jakiś czas wiadomości od innych graczy, których ograliśmy. Cóż, jeśli ja w kategorii „muzyka lat 90“ rozegrałem ponad 11 000 gier, przegrywając tylko 30 kilka, to przegrywający może się zadziwić i powiedzieć „o-o, koleś jest niezły“. No ale jak to w internecie bywa, bezanonimowość wyzwal w nas prawdzie „ja“. Mnie obelgi śmieszą i zawsze jak ktoś mnie zaczepi, to odpowiadam na dwa sposoby:
1 – przepraszam ale nie mówię po angielsku
2 – Oh, and one more thing – wal się na ryj stary/a – don’t bother, google translator won’t handle this
Bo o cóż można debilom pisać?
Odnośnie QuizUpa, wspomnę o koledze z Ukrainy mieszkającym ze swoim mężem w Norwegii. Koleś mnie challenguje cały czas i jakoś wygrać nie może. Statystyka jest okrutna – 133 moje zwycięstwa i 4 remisy. Chłopak chyba czeka na swoje pierwsze zwycięstwo. No niedoczekanie jego.
Lecę zapalić bo po 1 rano i czas na publikację.
O essu, przypomniało mi się coś. Niech nikt mnie nie pyta o czas po rosyjsku! Toż to jakiś dramat! O ile przed pełną godziną czas się podaje łatwo, to po pełnej godzinie trzeba się skupić.
9:55 – bez piati 10
01:10 – dzesiat minut wtoroje albo wtorowo (bo nie obczaiłem jeszcze przypadku gramatycznego w podawaniu czasu. Hm, stawiam chyba na wtoroje)
Najprostsza jest 01:00 albo 13:00 – czas noczi albo czas dnia.
Święta za rogiem, czas do Białego ruszyć. Nie mogę doczekać się … aż wrócę do Wawy.