podróże,  życie

w dobrą stronę

„Czuję jak serce rwie się do Ciebie.

Jak mam bronić, kiedy ich jest więcej?

Czuję, że to już koniec, to już koniec…“

 

Właśniem wrócili z Austrii. Doroczny wyjazd narciarski zakończony. Rok temu słoneczna Italia, teraz padło na południowych sąsiadów Germanów. Mowa ta sama, więc jeden pies. Potrenowałem sobie język ale wielki szacun dla Olimpii, która wymiatała jak stara rodowita Germanka (niektórych przymiotników nie używamy w tym roku). Ja przy niej, to tylko kiwałem głową i mówiłem „ja, ja, naturlich“.

Klaus nie był skory do szekspirowskich rozmówek, więc nasza koleżanka ogarniała temat komunikacyjny.

Moje jedyne sensowne konwersatorium wyglądało tak:

„Zamówiłem 4 pizze przez telefon. House, Vegetarianische, Tyrolische, Capriciosa. Czy macie piwo w butelkach? Tak? 6 proszę“. I tyle. Pizzeria pełna lokalsów. Jak usłyszeli nie gęsi język, to od razu zrobiła się cisza. Folklorystyczne wyjście. Na szczęście nie było za bardzo dobrze widać, bo było ciemno od dymu.

Już kilkukrotnie pisałem o wspaniałomyślnym i oszczędnym germańskim języku. Wracamy sobie z lodowca i dziewczyny zapragnęły suszarki. Ale jak jest suszarka po germańsku?! Od razu podpowiedziałem, że „haare cośtam. Jak jest suszyć po niemiecku?“ Olimpia odpowiedziała, że“trocken“. To już mieliśmy – Haaretrockener!

Bravo MY!

Zanim wyjazd nastał, to stała się rzecz straszna. Umierający byłem. We wtorek walił deszcz ze śniegiem. Wróciłem do domu w mokrych butach. W środę otwieram oczęta i patrzę – leci mi z nosa! Ale jak. Dramat. Szybki strzał na stronę www luxmedu i pach! Jest wizyta w czwartek przed południem. Pani opukała, obadała, pozaglądała. Nic w sercu, nic w płucach, nic w oskrzelach. Czyli umieram, czyli facet ma katar. Profilaktycznie jak mi zaczęło lecieć, zakupiłem piguły i chyba niechcący obniżyłem sobie tempraturę ciała do 36,2C. No czułem się fatalnie. W czwartek wygonili mnie z biura, bo nie chcieli epidemii. I poleciałem umierający do Austrii. Wziąłem ze sobą termometr. Jak ja się bałem, że ten termometr pęknie w torbie i ta rtęć się rozleje!! No ale jak?! Nic się na szczęście nie stało. Podróż taka sobie. Samopoczucie fatalne. Ale jak w apartamencie Klausa zmierzyłem sobie temperaturę, to od razu stwierdziłem, że odstawiam pigułki i przyłączam się do towarzystaa i zczynam przyjmować antybiotyk w płynie. I od razu na nogi mnie postawiło! Wydrowiałszy.

Dawid Podsiadło i jego „W Dobrą Stronę“ był naszym wyjazdowym hymnem! Codziennie rano go słuchaliśmy. No dobra, raz nie posłuchaliśmy i nam lodowca zamknęli!

Zestawiam sobie Italię z Austrią i jednak wygrywa południe Europy, słońce, radość.

  • lepsza kawa – Italia
  • lepsze trasy – Italia
  • fajniejsze widoki – Austria
  • lepiej oznakowane trasy – Austria
  • mniejszy tłok na wyciągach – Italia
  • niższy koszt – Italia
  • milszy język – Italia
  • lepsze jedzenie – Italia
  • Italia czy Austria? – Italia

 

Kupiliśmy jak głupi skipasy 3-dniowe. W piątek pojeździliśmy. Zimno jak diabli. W sobotę wiało – lodowiec zakryty. O, przepraszam, wiać to może halny w Tatrach. Tu na serio piździło! Z soboty na niedzielę tak nasypało przez noc śniegu, że zamknęli znowu lodowca z powodu zagrożenia lawinowego. A jak wiemy, z naturą nie zadzieramy. Także byliśmy dobrze w plecy, bo kasy nie zwrócili, tylko dali nam voucher na dwa lata. Ale jak wszyscy wiemy, byliśmy w Stubaier Glacier 3 razy – pierwszy, ostatni i o jeden raz za dużo. Żartuję. Fajnie było. Ale Italia jednak wygrywa.

Zrezygnowani w sobotę, ale jakże pomysłowi i kreatywni, wynleźliśmy Bakugany, czyli sanki! Tak naprawdę sanki nazywały się Topagany, ale kto by to zapamiętał. Bakugana zna każdy! 6 km zjeżdżania. Fajnie, pysznie, niesamowicie. Pysie nam sięcieszyły. A trasa nie taka znowu bezpieczna. Można było się stoczyć w liczne przepaście!

A właśnie! Jak jest smaczny po niemiecku! Ha! Schmackhaft! Jak to Marcin powiedział – jeść tak pysznie, aż się porzygać. No pisałem, że ten niemiecki strasznym językiem jest.

Jeździliśmy na nie lodowcu. Było fajnie. Fajna pogoda, fajne towarzystwo. Wyjazd udany. Mieliśmy nawet jedno bliskie spotkanie śmierci – zakołysała nam się gondola! Ale nie piszmy o takich rzeczach.

Panie nam robiły pyszne śniadania (a propos zbliżającego się Dnia Kobiet). Ja z kolei robiłem smaczną kawę z ekspressu przelewowego (kawa w Austrii może konkurować z kawą w Stanach). Chatę mieliśmy dobrze uposażoną. Brakowało tylko pralki i zmywarki do naczyń.

O mam! Co ja jeszcze po niemiecku powiedziałem?

  • Czy można palić na balkonie?
  • Na balkonie? Można palić tutaj – rzekł Klaus

U nas na szczęście był balkon slash taras, więc nie śmierdziało ale w apartamencie numer dwa, który nie miał tarasu śmierdziało fajkami. Jarać można w Austrii. Przy odbieraniu wspomnianych wcześniej pizz myślałem, że uduszę się od tego dymu. Jak to dobrze, że w Polsce cywilizacja w tej kwestii.

Narty bardzo udane. Nie będę pisał i donosił kto ile razy upadł. Ale uśmiecham się na akcję Basi. Koleżanka nam upadła na trasie. Podjeżdża Olimpia pomóc, a ta do niej „Nie podejżdżaj, jestem poza trasą“. Gwoli wyjaśnienia – nie była. Próbowała nasza koleżanka powstać. Chyba nie ustawia się nart wzdłuż stoku, jak chce się wstać, nie? Lekka komedia. Ponoć krzyczała do męża „Nie filmuj, nie filmuj“. No czekaliśmy na nią kilkanaście metrów niżej ale ubaw mieliśmy przedni.

To, żeby nie być wrednym, opowiem o moim upadku. Stoję sobie, rozmawiam z towarzystwem i bęc! Leżę. Sam się uśmiałem jak głupi. Ale to już nie pierwszy raz zdażyło mi się upaść stojąc na nartach. Głupi ja.

Poprosiliśmy Klausa o możliwość przedłużenia wymeldowania. Obiecaliśmy apartamenty zwolnić normalnie rano ale chcieliśmy wrócić z nart i około 13.00 przebrać się w mniejszym apartamencie, żeby stara mogła sprzątnąć ten większy. Nie było problemu. Ale w dniu wyjazdu Frau się wyleczyła (bo była ponoć chora) i wygnała nas do garażu. Podejrzewamy, że Klaus powiedział jej o naszej prośbie i jego decyzji, a ta go obtańcowała. Na szczęście dziewczynom zaproponowała przebranie się w sieni slash wykuszu. My zmienialiśmy ciuchy w garażu oraz w aucie. Raz się żyje. Fajny wyjazd. Danke.

 

Jutro Dzień Kobiet!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!