-
home alone, czyli …
Maciek sam w domu. No cóż kochani. Wygląda na to, że nie trzeba mieć telewizora, ani Polsatu, żeby doświadczyć kultowego już hitu – Kevin sam w domu. W związku z różnymi okolicznościami, postanowiłem dmuchać na zimne i oszczędzić respiratora rodzicom pod choinkę. Zostaję na święta w domu. Izoluję się. Także takiego sobie Kevina robię. Musze tylko wyglądać, czy bandyty jakie mnie nie chcą okraść. Może smołę rozlać pod drzwiami? Butelki nań potłuc? A i jeszcze na okno jakieś zasieki dać, bo to 1 piętro i można się w sumie wdrapać. No i co z klasycznym trikiem z rozgrzanym żelazkiem przymocowanym do sufitu? Ktoś otwiera drzwi i bęc! Oooo, grzałkę…
-
a-psik-us
Jakiś pogubiony jestem. Ni to mam maseczkę nosić cały czas, ni to w parku jestem. Ni to Haloween nadciąga, ni to czas zmieniamy na zimowy. Pogubionym. I na dodatek nie zdążyłem pożegnać się z towarzystwami w moich dwóch ulubionych miejscach. Matołusz w panice znowu nas zamknął. Ciekawe czy na wiosnę będzie co zbierać w tej gospodarce? A do kościoła można chodzić? Bo jakoś w orędziu nie usłyszałem. Na domiar złego, mały wredny wirusek chciał mnie zaatakować. Wedrzeć się chciał. Pewnego wtorku robiłem kroki i mnie deszcz złapał. Wróciłem do domu cały przemoknięty. Nogi, spodnie. Już wtedy wiedziałem, że to się źle skończy. I się źle skończyło. Od środy temperatura spadła.…
-
wszyscy Maję znają i kochają?
Nienawidzę żółto-czarnej bladzi. Ukąsła mnie, jak wracałem na rowerze od towarzystwa. W 2007 roku jak jeździliśmy szukać miejsca na regaty o Puchar Prezesa, to byliśmy tu i tam na Mazurach i Warmii. Teraz widzę, że pamiętam te miejsca! Te skrzyżowania. Uktę pamiętam! Dzień zaczął się pysznie! Państwo G. sprezentowało mi pomidorki z własnej plantacji. Jednak potrafią złapać aluzję. Py-szo-ta! Kanapków se narobiłem. Dziękuję i się upominam o więcej. Pan podjechał z opóźnieniem przed 11 pod blok i podstawił mi auto. Rower wszedł cały. Bez rozkręcania. Swego czasu Ula z Teksasu mnie atakowała, że jej pięknie Disturbed gra. Cover Simona i Garfankela The Sound of Silence. Piękna wersja. Powiedziałem jej, że…
-
królowa i król
dzisiejsza data jest znamienna w historii muzyki. 16 sierpnia 1958 roku na świat przyszła Królowa. 16 sierpnia 1977 roku ze świata żywych odszedł Król. Choć tak naprawdę to nie wiadomo. Wielu go widziało później. Byłem w Graceland w ubiegłym roku i byłem pod olbrzymim wrażeniem posiadłości Króla. Widziałem Królową na żywo w sierpniu 2009 roku i byłem olbrzymie rozczarowany. Ale wielkim fanem byłem. Teraz raczej z przyzwoitości zerknę, co ta pani nagrywa. Ale niestety bez szału. Fanem Króla nie byłem nigdy, ale jak słyszę w radio, to doceniam. W 1992 roku usłyszałem „Fever” w wykonaniu Królowej. Stwierdziłem, że beznadziejna piosenka. Później usłyszałem tę gorączkę w innej wersji i dopiero wtedy…
-
rozebrać się do rosołu
Po ponad 4 godzinach bulgotania słońce zajrzało przez okno. Szybko pogasiłem palniki, zasłoniłem rolety i włączyłem wiatrak. Nalałem sobie talerz zupy i siadłem do stołu. Uf, jak gorąco. Pot mnie zlał. Takżem rozebrał się do rosołu. Ale bez sensacji proszę mi tu. Żadnych bezeceństw. Przyzwoity byłem. Nie do takiego rosołu. Rosół na kaczce okazał się pyszny. Aż sam się dziwię, bom zawsze sceptyczny jest wobec swoich dań. Pozwoliłem sobie na dwa talerze. Ryba w sosie też niczego sobie. Ale czuję, że to chyba koniec pichcenia w tym tygodniu. Za gorąco będzie. Włączam internety i widzę, że ktoś śmiał zażartować sobie z naszego Sebastiana, prezydenta Wolski. Po angielsku ponoć rozmawiali. No…
-
wyginam śmiało ciało
Czyli coś mnie łupie. Żem się wczoraj zawziął. Środa, wiadomo, dzień … badmintona. W parze byłem z panem G. Zawsze jak z nim gram, to jest kupa śmiechu, no bo sukcesów sportowych jakoś nie za bardzo. Ale ostatnio, jak byłem sparowany z Panem z Europy na K., to coś nam szło ciężko. Jak po grudzie, ale wygraliśmy. Wczoraj pomyślałem sobie, że tanio skóry nie sprzedamy. Szalałem, biegałem od lewej do prawej. Czasem się udało trafić w lotkę, częściej nie. Atutem był serwis kolegi. Wygraliśmy 4-2 w setach! Ostatni był gorący. Prowadziliśmy 20-10, do wiktorii brakowało nam 1 punktu. Felipe zdobył 10 punktów z rzędu. Kurczaczki, 20-20. Zrobiło się nerwowo. W…
-
too funky
Hey, you’re just too funky for me, czyli hej, jesteście tylko moimi dwiema fankami dla mnie (jak ja tom maturę zdałem?). Czyli stary dobry Dżordż Majkel z 1992 roku. Szkoda chłopa. too funky, czyli dwie fanki. Jedna zawsze jak dzwoni, to mówi, żebym pisał. Zachęca mnie. A druga się odezwała wczoraj i pokazała mi pozycję! Szkoda, że już miałem i urodziny, i imieniny. 7 milionów piechotą nie chodzi. Już nawet więcej zaraziło się koronką na całym świecie. Także dziewczyny, bardzo dziękuję za saport (po ang. support). Będę gryzmolić nadal. Dla Was. A jak się dołączy która tam jeszcze, to będę miał funky tree, czyli fanki trzy. Dziś wybrałem…
-
o, po żarach
“9 czerwca obchodzimy Dzień Przyjaciela. W tym dniu można podziękować przyjacielowi za to, że zawsze jest tuż obok”. No nie wiem. Gdybym teraz zobaczył mojego przyjaciela obok, to bym chyba zszedł na zawał! Ale wszystkim przyjaciołom mówię krótkie „dzięki, że jesteście”. Choć w radio dziś mówią o psach, a nie o ludziach jako przyjaciołach. Na psa urok! Kolejne dni wyglądają ciekawie. Rower, Wujek Dobra Rada. Heh! Dziś chyba nastąpi oficjalne i uroczyste schowanie wentylatora. Szybko jakoś. Półtorej dnia stał wystawiony tylko. Żary jakoś odeszły. Po żarach już jakby jest. Wczoraj, na ten przykład, spaceruję za dnia ze sklepu do domu. Krótkie wszystko – włosy, koszulka, spodenki. Dzwoni…
-
ja chcę do ludzi!
izolacja jakoś idzie, ale najbardziej brakuje mi kontaktów międzyludzkich i spotkań. Wczoraj miałem kilka „widzeń”. Najpierw zawiozłem Słodkokwaśnej torbę z rzeczami. Oczywiście nie było mowy o wchodzeniu do domu. Przez bramkę się widzieliśmy. Nawet pani Słodkokwaśnej wyszła na mnie popatrzeć. Nie widziałem się z koleżeństwem już z 10 lat chyba. Pamiętam, że 13 marca byłem u nich – pojedliśmy i pooglądaliśmy (tzw. Walenie Konia było, czyli oglądanie ciągiem serialu o koniu zwanym BoJack). Muszelki wtedy jedliśmy? Czy to nie wtedy? Napożyczyłem wtedy od pani Słodkowaśnej książek o losach (nad)komisarza Adama Nowaka autorstwa Tomasza Konatkowskiego. Bo jeszcze wcześniej, przypadkiem dostałem jedną książkę tego pana. Wziąłem sobie Olgę noblistkę Tokarczuk i właśnie…
-
wzdrygłem się
wiem, nie ma takiego słowa. Ale w dupie mam poprawność lingwistyczną w obliczu zagłady ludzkości. Z przerażeniem patrzę na liczby. Ale też jakoś spokojny jestem. Wychodzę z założenia, żeby myśleć pozytywnie i zachować zdrowy rozsądek. Szansa na zarażenie się nie jest duża. Ja wolę mówić, że szansa na niezłapanie tego gówna jest duża. Godzina 19.03, ostatnia sobota … marca Zakażonych 645 606 Ofiar 29 971 Ozdrowionych 139 552 Dziś na świecie przybyło już prawie 50 000 nowych zakażonych. Czyli coś około 83 osoby na milion to ma. Czyli prawie milion na milion ludzie tego nie ma. W ciekawych czasach żyjemy. Wzdrygnąłem się ostatnio wchodziwszy do mojego budynku. Przed wejściem już w zastanowienie…