• ostatnie dni 2013

    Do Clubu 55 podeszliśmy żwawo. Miejsce dosyć ciasne i wąskie. Ensamble już grał jazz ale nie było gdzie się wcisnąć. Wróciliśmy na Bleecker Street. Pokręciliśmy się po kwartale i zmarznięci weszliśmy do piwnicy do Zinc Club. Ciemno jak w …. Ale okazało się, że scena jest i czeka. Grać miał kwartet Misha Piatigorsky. Okazało się po chwili, że kwartet jest w składzie … pięcioosobowym. Trąbonista-puzonista Andy Hunter był w Mieście, więc Misha go prędko zwerbował. Nie przekonywała nas tylko saxofonistka ale występ bardzo fajny. Jak się okazało klub wysoko oceniany przez odwiedzających. Na wszelki wypadek nie płaciliśmy kartą, bo ponoć doliczają po 15$ od głowy za wejście. W sylwestra umówiliśmy…

  • Taka jestem nieubrana, czyli packen machen

      Trafiłem z tym „Misiem”. Chyba w poniedziałek była premiera odrestaurowanej wersji tego polskiego szlagieru. Cyfrowali go czy coś takiego. Real wczoraj odpadł, a dzień wcześniej przereklamowana Barcelona z jeszcze bardziej przereklamowanym Messim. Czyli finału Ligii Mistrzów nie będziemy musieli oglądać. Co za oszczędność czasu. Tylko niech C-Hell-Sea zmasakruje germańską drużynę. Tym razem jakoś wyjątkowo strasznie się guzdram z pakowaniem. Dzień wolny przed wyjazdem wyjątkowo wziąłem na właśnie takie ostatnie guzdrania i zakupy. Weekend niestety był pracowity, więc trzeba było nadrobić organizacyjne zaległości. A zawsze pakowanie zajmowało mi 10 minut. Pewnie czegoś zapomnę. Wykupiłem w banku cały dzienny limit dolarów. Niestety nie zaspokoili mojej potrzeby, więc poszedłem poszukać innego miejsca…