-
chyba się pogryzę z żabką
Z tym sklepem. Bardzo nie lubię, jak ktoś próbuje mnie oszukać. W takiej quasi piekarni/lodziarni obok domu moja noga już nie postanie. A taka ładna była. 400 kroków od domu. Ale nie! Nie daję się oszukiwać. Strasznie mnie mierzi takie głupie podejście do klienta. A łatwiej byłoby pójść na rękę i klient wyszedłby zadowolony. Jakiś czas temu kupowałem sobie lody w tym wspomnianym przybytku. Dobre, craftowe (modne słowo ostatnio). Zauważyłem, że w środy (wiadomix: środa – dzień loda, a czwartek – dzień bez majtek) mają promo: kup 3 a dostaniesz 2. A może odwrotnie? Kup 2 porcje, a trzecia gratis? Brzmi logiczniej. I ostatniego razu skusiłem się na promo. Gałka…
-
hipochondriusz
lubię się bawić języ(cz)kiem, słowem, literkami. Lubię sobie wymyślać imiona różne. Raz dzieciom Państwa z Europy na K. próbowałem wmówić, że mam na imię tak naprawdę Ambrozjusz. Małe wtedy były, więc chyba uwierzyły. Podoba mi się również Klaustrofobiusz. Za Genitaliuszem nie przepadałem, bo jakieś takie … *ujowe było. Ale Hipochondriusz brzmi pysznie! I tak … esencjonalnie. Ogólnie lata mi koło nosa, jak się coś ze mną dzieje. Na początku oczywiście atak paniki, jak coś łupnie, zgrzytnie i zaboli. Najgorsze scenariusze przed oczami mi stają. Przecie pisałem, jak po dostaniu bomem w głowę, biegłem na … jezzzu, chciałem napisać na trepanację czaszki! Nie, nie. Zapisałem się na takie badanie, co się…
-
twindemia
Świat nie przestaje mnie zadziwiać. Ostatnio tak sobie gaworzyłem z kimś, że cisza w sprawie pandemii w mediach. A dwa lata temu i w ubiegłym roku zamknięci byliśmy i bombardowani zatrważającą liczbą nowych przypadków. Strach blady! Ale po dwóch latach to już nudno było mówić o zarazie. Na nikim liczby już nie robiły wrażenia. Maski tylko uwierały, a nie chroniły. Poza tym ludzie się zaszczepili i … nastała wojna. Kolejny gorący temat. Ale ile można pisać i o czym przez te 8 miesięcy? Wiadomo – Putin chuj. Tak nawet stoi na pewnym stoisku w Food Town’ie w Fabryce Norblina. Przypadki covidowe już nie robią wrażenia i już nie są nawet…
-
ding dong
– a po chuj ci dzwonek? – rzekł, czy też quasi filozoficznie zapytał szwagier – no masz w sumie rację – odparłem zaskoczony błyskotliwym, ale jakże mądrym ni to stwierdzeniem, ni to zapytaniem Moja administracja dała znać o sobie. Rency opadają. Ale chyba się starzeję, bo ani nie napisałem, ani nie zaszedłem do urzędu co by obtańcować. Już wolałem zlikwidować dzwonek. Nie dalej jak kilka lat temu, ale kilka, ze trzy może, moja mądralińska administracyja wymyśliła ulepszenie – światło zapalające się na klatce dopiero jak staniesz twarzą w twarz z foto komórką. Wcześniej wystarczyło lekutko wrota uchylić i już nastawała jasność. A teraz trzeba w ciemność wejść. Bałem się…
-
latka lecą
dziś sobie pogmerałem w intranecie pracowym. Jest tam taka zakładka „twój profil”. Wszystko jest. Ile zarabiam (rubin 13 złotych brutto), ile lat stażu, jakie szkolenia mam, szczeble kariery. Ale uderzyła mnie jedna informacja: Data wejścia w wiek ochronny: 07 marca 2037 rok Data nabycia praw emerytalnych: 07 marca 2041 rok Szok! Emerytura to taka odległa wizja, ale te 15 lat, to takie szast-prast! Za niespełna 15 lat będą mogli mi naskoczyć. Trzeba tylko prześlizgnąć się jakoś przez ten czas. Oczywiście pracując. Cholera, ja i emerytura!? I to już całkiem, całkiem za rogiem. Przecie na Sadybie mieszkam 17 lat! 1 września mi strzelił kolejny rok w tym magicznym miejscu Mokotowa. Aha,…
-
zupa mi się upiekła
I popcorn mi padł. Nie mam ręki do zielska! No nie mam. Ukatrupiłem chyba popcorn. I ktoś się rzucił chyba z okna koło mojego biura. Wyjrzałem sobie dziś zza biurka w świat i zobaczyłem … Eh. Dzięki bogu, nie widziałem tego wszystkiego. A mogłem, bo przez okno chętnie zerkam. Obok biura mam Filharmonię Narodową i często słychać, jak mają próby. Taka dygresja do tego smutnego wydarzenia. Kiedyś wynajmowałem fajną chatkę na Madala/Olesińskiej. Blok w takie U jest, więc można było wejść i od tej i od tej ulicy. Oficjalnie chyba to Olesińska była. To były Andrzejki, mieszkałem tam krótko, czyli to musiał być 2004 rok. Pamiętam, że wróciłem późno i…
-
szukam chaty
jakby ktoś coś słyszał o dobrej miejscówce do zamieszkania, to ja chętny. Bo mnie chyba z tej Sadyby eksmitują! Drę koty a Administracyją. Pamiętny rok 2014, kiedy napisawszy do urzędu, że będę stukał, będę pukał, bo remont zaplanowałem i potrzebuję zakręcić piony oraz koloru farby, co by lamperię odmalować przy wymianie drzwi wyjściowych i zawory w kaloryferze na srebrne zamienić, bo nie wszystko złoto, co się świeci. Piorunem mi nasmarowali, że zgodę dają na modernizację, że mam myć podłogę po każdym zakończonym dniu robót, że zgodę dają na usunięcie ściany. Odpisałem im zgrabnie, że chyba czytać nie „umio”, bo ja nie o akceptację wnosiłem, tylko informacyjnie pisałem i prosiłem o…
-
fem myror är fler än fyra elefanter
czyli 5 mrówek to więcej niż 4 słonie. Prosta matematyka. Szwecja dla mnie też jest jakaś prosta. Choć niektórzy Szwedzi życzyliby sobie więcej stanowczości ze strony policji. Jakiś pan spalił książkę religijną, Koran bodajże. Ponoć można w Szwecji różne tomiska niszczyć. No i lokalni wyznawcy islamu wszczęli zamieszki. Policja bezradna, bo nie można uchodźców i innych nacji atakować. Część szwedzkiego społeczeństwa domagało się choć armatek wodnych użycia. No cóż, polska milicja też do światowej czołówki nie należy. Kompromitujące filmiki polskiej policji za czasów PO krążą po sieci. A dzisiejsza milicja tylko domku na Żoliborzu umie pilnować. Zaczynam poznawać Szwecję i Skandynawię ogólnie. Już niejeden rytuał przeżyłem i doświadczyłem. Picie tego…
-
jak o mały włos nie zdobyłem medalu olimpijskiego
hejka kochani. Zapewne większość wie, że ze mną nie zawsze wszystko w porządku jest, że nie wszyscy w domu. Ale naprawdę o mały włos, a miałbym brązowy medal Igrzysk Olimpijskich! W wyścigu rowerowym. Bo chyba kolarstwo to nie było. Każdy jechał na swoich sprzętach. Otóż wystartowaliśmy żwawo. Dwa Ryszardy Szurkowskie wystrzeliły tak, że już po sekundzie nie było ich widać. Rachu-ciachu i już tylko się ich koszulki na horyzoncie bieliły. Ja sobie jechałem nie za specjalnie pośpiesznie. Jakaś niewiasta o włosach w brąz kręciła się koło mnie. Po jakimś czasie zerknąłem sobie za się i … jaka siurpryza! Osłupiłem się lekko, bo okazało się, że i my wcale nie taką…
-
hejdå sverige [czyt. hejdo swerie]
czyli do widzenia Szwecjo! Czyli mamy Katar!!! Wczoraj miałem podejść do Segmentu na przy okazji pizzę i zimnego Pilsnera Urquella i przede wszystkim na popatrzenie na naszych jak (nie) radzą sobie z awansowaniem na Mistrzostwa Świata w Katarze. Ale jakoś odechciało się. Siurpryza taka, że awansowaliśmy. W radio 357 dziś panowie deliberowali o tym, na kogo możemy trafić w grupie i na kogo wolelibyśmy nie trafić, bo napsuli nam już dużo krwi we wcześniejszych czempionatach. No i wyliczali, że Senegal nie, Ekwador nie, Niemcy wiadomo, że nie. I tak dalej. W końcu jeden pan radiowiec zapytał rezolutnie, że może lepiej wymienić reprezentacje, które nam nie pokrzyżowały szyków. I nastała cisza.…