dziś do tyłu mokre …
… włosy zaczesałem i dałem im schnąć pod czapką.
Stopy se zdarłem i udeptałem się.
O 9 włączyłem nowe radio 357, żeby zacząć słuchać polskiego topu wszech czasów. Drzewiej kompilację najlepszych piosenek krajowych artystów można było podziwiać w Trujce, ale jak wiemy to już inna cywilizacja i wymiar.
A kilka razy udawało mi się słuchać topu w Stanach:
O polskim topie pisałem 3 maja 2016. Trzy razy aż. Ale to w Polsce było.
Dziwnie się człowiek czuje słuchając radio w innej strefie czasowej. Pan w pudełku mówi, że minęła 21, a świat za oknem mówi, że nie. Tak samo jest teraz w Polsce będąc, kiedy słucham podcastów. Też się udało mi wzdrygnąć, jak wybiła w audycji 20, a ja wystraszony, że tak późno zrywam się na nogi.
W tygodniu jakiś pan napisał do radio, że zamierza pobić ubiegłoroczny rekord robienia kroków podczas słuchania listy polskich przebojów. 53 tysiące z groszem wydeptał wtedy. No pomyślałem sobie, że dobry pomysł. Wyruszyłem po 10. Na Stare i Nowe Miasto mnie zaniosło. Przez Łazienki. Wróciwszy do domu, opadłem bez sił na sofę. Na liczniku bez mała 25 000 kroków. A pan z radio donosi, że rekord już pobity – 53 500. Kurczaczki. To ten pan musiał równo od 9 iść i to prędko! Dobra, ja jeszcze może pójdę. Ale blisko. 30 000 może złamię?
Ah, a propos 50 000 kroków i więcej. Raz mi się przytrafiło to. Zakopane 2016. Maciuś wybrał się nad Morskie Oko. A tam na Czarny Staw. No widok piękny. Później przedarłem się do Doliny 5 Stawów. No bajka! Dech zapierające widoki. Później głuptasek Maciuś wymyślił, że przejdzie górą na Kasprowy i zjedzie kolejką. Nie wiedział wtedy głuptasek Maciuś, że ta trasa to Orla Perć, jeden z najbardziej niebezpiecznych szlaków górskich w Polsce. No to Maciuś się wdrapuje. Coś ciężko mu idzie. Kolanko zaczyna się odzywać. Te półmaratony odcisnęły piętno. No ale jak Maciuś sobie do łba wbije, to nie ma zmiłuj. Trzeba iść. Niestety, za każdym razem jak stawiałem prawą nogę, to czułem przykry ból w kolanie. Zerkam ja ci w niebo, ku słońcu i widzę ścianę, z której schodzą prawie pionowo ludzie. O o – pomyślałem – nie wdrapię się. Nie dam rady. I zawróciłem. Chyba po raz pierwszy podjąłem słuszną decyzję.
Ja już chyba dziś nie idę więcej. Na lewej stopie mam takiego bąbelka i na małym paluszku u prawej też.
Ale nie! 30 000 kroków do łba wbite. Odpocznę troszkę. Pyzy mamine odmroziłem. Posilę się i idę.
Na mieście sporo psiarni. Na każdym rogu stoją. Nie wiadomo czego. Może konstytucji bronią? 3 maja dziś. Pierwsza na świecie, druga w Europie (mrugnięcie oczkiem) ta nasza ustawa zasadnicza. Także policji od groma dziś. A ulice puste. Ludzi też jakoś nie za wiele.
Fajne stare tramwaje puścili na miasto. Zielony i czerwony szynowóz widziałem.
Coś opowieści z zach-pomu nie chcą się jednak napisać. Może będę wrzucał wstawki z tegoż wojażu? Już dawno nauczyłem się, że ja nie umiem przewodników pisać.
Połczyn-Zdrój/Oycowizna
Byliśmy w Połczynie Zdroju. Nie mam żadnego zdjęcia stamtąd. Park zdrojowy wygląda blado, ale ponoć i tak lepiej niż kiedyś. Ale tym NFZ zarządza, więc się wodotrysków nie spodziewałem. Stara część “miasta”, nazwijmy to ryneczek, nawet nawet. Uliczka-deptak Grunwaldzka taka urokliwa. Pysznego loda własnej roboty i kawę spałaszowaliśmy tam. I już. Po wycieczce po tym uzdrowisku. Gdyby ktoś mnie wywiózł to Połczyna-Zdrój na godzinę lub dwie, to bym się obraził. Byłem, nie wrócę. Niby kobiety tam często wysyłane były na kurację borowiną. Że niby bezpłodność leczyli tym zielskiem. Mhm, takie podśmiechujki są, że to niby zasługa młodych pielęgniarzy.
Wielki Pe, winiarz nad winiarze, umówił nas na spotkanie z lokalnym winiarzem od napitków sygnowanych etykietą Oycowizna. Panowie sobie porozmawiali jak fachowiec z fachowcem. Ja spojrzałem na butelkę pod kątem estetycznym, marketingowym. Ładne, pomysłowe, proste, nie za krzykliwe. Córka pana winiarza ponoć się zajmuje opakowaniem i lansem produktu na insta i fejsie. Wzięliśmy dwie butelki.
Pan winiarz mówił, że tego Marszałka z 6 tygodni trzyma. Wielki Pe stwierdził, że długo. I wino dzięki temu ma ładny kolor. I … to tyle dobrego o tym napitku – bardzo ładna, głęboka barwa. A tak to ocet w gębie. Stwierdziliśmy, że można by ostawić resztkę na marynowanie mięsa. Później się okazało, że ktoś się połasił na tego niedobrego Marszałka. Bo zdziwiłem się wielce, jak pustą butlę do kontenera “szkło” wynosiłem. Kilka dni później spróbowaliśmy tegoż wina w wykonaniu winiarni kwakowskiej. Faktycznie kolor blady, ale smak zupełnie inny. Tzn. smak jest. Także Kvakovo vs Oycowizna 1-0.
Cabernet Cortis otworzyliśmy kilka dni po Marszałku. Nic dobrego nie mogę powiedzieć. Zapach nieprzyjemny uderza w nos i tam zostaje. Smak niewykrywalny. 90 zł za dwie butelki poszły w piach. Szkoda. Ale już wiem, że wino Oycowizna z Ojcowizny będę omijał.
A niby pan tylu powracających klientów ma. Hmm.
Podczas obecnego urlopu zawitaliśmy też w Gorzowie Wielkopolskim. Wiem, wiem, to nie zach-pom. Ale cóż, zajechaliśmy tam. Województwo lubuskie zawsze mnie zastanawiało. Po cóż je stworzono? – często się zastanawiam. A opolskie? To samo. Po co?
Gdyby ktoś mnie wywiózł do Gorzowa na kilka godzin, lub powiedzmy pół dnia z opcją spanie i kolacja, to bym się … nie obraził. Przyjemna miejscowość. Czułem się tam jak … nie w Polsce. Zaszedłem na pocztę (w sumie to nie wiedziałem, że to poczta, budynek zwrócił moją uwagę. Jak już zacząłem go obfotografowywać, to zorientowałem się co jest w środku) po kartki, bo jeden znajomy historyk ma hobby zbierania widokówek. Kolekcjonuje kolega wszystko jak leci, ale oprócz tego co wychodzi spod szyldu wydawnictwa DDK. Ponoć kiepskie kartki robią. Znajomość z historykiem nauczyła mnie, że miasta, miasteczka mają w swoich urzędach dział promocji, która często ma takie widokówki i rozdaje je za darmo. Tako promocja miasta. Tym razem, jak już byłem na poczcie, to stwierdziłem, że kupię ze 2-3 widokówki. Przy okazji zapytuję lokalne panie gdzie tu rynek jest.
– ??? – minuje się panienka z okienka skonfundowana
– no rynek – powtarzam
– rynek? – zapytuje inna kolejkowiczka
– no miejsce, które się odwiedza. Do którego turyści najczęściej chodzą – wyjaśniam
– aaa. To pójdzie pan tam, gdzie katedra jest. Tam jest wszystko – usłyszałem w odpowiedzi
No rynek to to może nie jest, ale wycieczka mi się podobała. Także Gorzów Wielkopolski (FG) na plus. Gdyby ktoś mnie chciał zapytać z kolei o Koszalin (ZK), to odpowiadam, że nie ma o czym mówić. Nie podoba mi się to miasto. Jakoś dziwnie się po nim autem jeździ. Mają jakieś dziwne skrzyżowania i wielkie ronda. Nic mnie tam nie zaciekawiło, urzekło, oczarowało. Dział rybny w Makro Cash and Carry ssie!
To na razie tyle o wycieczce po zach-pomie i nie tylko. W kolejnym odcinku m.in. opowiem o Słupsku.
Może następnym razem trzeba będzie wziąć misia w teczkę? Będzie ciekawej na wycieczce. Może zrobi fiku miku. Albo siku? A pan doktor będzie pijany? I przyklei się do okna, bo ściana będzie mokra? Chyba „misiek strasznie pierdzi, i mówię, że to śmierdzi”.
2 komentarze
ulatx
latem 2016 też się było w Zakopanem!
a te stare tramwaje są super! ale, ale 4 i 36 często stare się trafiają ( trafiały w 2019 ) tylko nie pojedyncze 🚋
m
i się nie odezwałaś!? Mogłaś była mnie zanieść na barana przez te górki. A tak to sam z bolącym kolanem wracałem. Bad Ula 🙂