życie

kontrowersyjnie srał na to pies

Nie, że pies sra jakoś ekstraordynaryjnie, że aż kontrowersja powstaje. Nie. Po prostu ulewa mi się i daję taki kontrowersyjny tytuł – srał na to pies.

To z resztą częste powiedzenie Słodkokwaśnej, który będzie wspomniany poniżej.

Mam już serdecznie dosyć słowa Narodowy w powiązaniu z pandemią, z naszą władzą. Narodowy Program Szczepień, Narodowy Spis Powszechny, narodowy lockdown, …

Odnośnie władzy, to powiem krótko – srał na was pies. Nie mogę na was patrzeć, nie mogę was słuchać. Czy my mamy prezydenta? Bo od wyborów słyszałem o nim dwa razy – choinkę przyozdobił z tą swoją i na nartach był. Na niego też czworonóg może zrobić …

Jak słyszę o tym, że konferencję zwołują, żeby powiedzieć co dalej z naszym zamknięciem, to wzruszam ramionami. Jak słyszę, że o dwa tygodnie przedłużają lockdown, to kompletnie to po mnie spływa – srał na was pies.

Co do spisu, to jestem wściekły. Musiałem podać adres domowy, gdyby ktoś 31 marca przebywał w moim lokalu, to musiałbym sprzedać pesel gościa. A co na to RODO? A co jeśli to była przygodnie spotkana osoba i pani się nie wylegitymowała mi się? Pytanie o pracę mnie zastrzeliło – czy pracujesz pod adresem zamieszkania – jakoś tak sformułowano pytanie. Klikam, że „nie”, no bo normalnie miejsce pracy mam w biurze. I w konsekwencji się rozwija dalsza część pytania. Adres chcieli.

A srał na was pies. W sumie to ja z domu pracuję, więc przeklikałem odpowiedź na „tak”. Tak durnej ankiety nie widziałem. I jeszcze ponoć 100 lat będą dane przechowywać. Na koniec, jak niby zakończyć miałem samospis, to dostałem komunikat, że jest błąd. Grrr. W tym przypadku samospis kojarzy mi się z samogwałtem. Nie wiem czemu.

Nie podoba mi się, że Państwo ingeruje tak mocno, że chce wiedzieć dokładne rzeczy o mnie. Na przykład mam odpowiedzieć, czy jestem wdowa, rozwodnik, sam, czy cośtam. Ale już w pytaniu czy jestem z kimś związany pojawiła się opcja „wolę nie odpowiadać na to pytanie”. Szkoda, że przy każdym pytaniu nie było takiego wyboru.

Co do pandemii i szczepień, to mam dość już tego. Ja chcę gdzieś wyjść, pojechać, odetchnąć. A Narodowy Program Szczepień wlecze się jak ślimak. Choć obiecują jakieś kosmiczne przyspieszenie w niedługim czasie.

Rozmawiam z Ulą z Nowego Dżerzeja i jej się udało już jakiś czas temu. Ale też na zasadzie – klikam, odświeżam, klikam, odświeżam, i po 4 godzinach zapisuję się.

Ula z Texasu, co niby nie jest Ulą, bo zadeklarowała, że jednak nie zna się na autach nie gorzej od Marisy Tomei z filmu „Mój Kuzyn Vinnie”, też uprzejmie doniosła, że dała się już raz dziabnąć w ramię.

Kolega z LA/SF/Chicago Michael też szczęśliwie ma pierwszy etap za sobą. A to są osoby prawie wszystkie młodsze ode mnie. Czyli lepsza ta Ameryka. Ten Trump to jednak dobry prezydent był. Nie wiem po co tyle było psioczyć.

Podczas burdelu związanego z Narodowym Programem Szczepień na początku kwietnia udało mi się zapisać na 28, czyli dosyć szybko. Na szczęście w marcu, niezawodna Monia, wraz z życzeniami nakazała mi zapisać się na jakiejś stronie i wyrazić chęć zaszczepienia się. Dzięki temu mogłem wziąć udział w Narodowym Bałaganie Szczepień. Dzięki Monia!

Następnego dnia, 2 kwietnia, jeszcze raz się zapisałem na szczepienie, bo Narodowa Banda Idiotów odwołała wszystko – błąd systemu. Dostałem termin 15 maja. I znowu Monia mi mówi – dzwoń, przekładaj. I tak kilka razy dzwoniłem pod 989 i finalnie mam wizytę na 11 maja, czyli najwcześniejszy termin dla mojego rocznika. Dzięki Monia raz jeszcze.

I od tego momentu się zaczęły porady od znajomych. Słodkokwaśna mi donosi, że na Grzybowskiej można się zapisać. Dzwonię. Zajęte z 5 razy. Nieodbierany telefon z 10 razy. No szkoda. Słodkokwaśna doniósł, że jego pani się dodzwoniła i w najbliższy piątek ma szczepionkę. Mimo wszystko dzięki Słodkokwaśna za namiar. Dobrze, że choć jedna osoba skorzystała na tym. Nie będę już przynajmniej u was w domu musiał nosić maseczki i zachowywać dystansu (przymrużenie oczka).

I tak kilka razy, kilka rad od znajomych. Bezskutecznie. Stwierdziłem w końcu, że srał na to pies. 11 maja za mniej niż miesiąc – zaczekam, nic mi się nie stanie – myślę sobie.

Dziś Monia wysyła info, że w Białym można się zapisać. No dzwonię bez przekonania. Za czwartym razem dodzwaniam się!!! Po 10 minutach słuchania muzyczki rozłączam się. W międzyczasie koleżanka sugeruje jeszcze wysłanie maila, bo ponoć, zgodnie z informacją zamieszczoną na ulotce, odpowiadają w ciągu godziny. No to piszę liścik elektroniczny. Podaję co trzeba (pesel, pasujący termin) i … zapominam o wszystkim. Nie wierzę. Srał na to pies.

Po niecałej godzinie dostaję niemal jednocześnie odpowiedź-mail od salonu szczepień oraz SMS od e-zdrowie, Narodowego Oficjalnego Informatora Szczepień. Czyli takie podwójne potwierdzenie.

Jutro o 11.00 zapraszają mnie na modernę. Dzięki Monia po raz ostatni w tym wpisie!

Na dodatek, ku memu szczęściu, szczepię się z 300 metrów od mojej starej pracy i … Mamusi i Tatusia. Czyli obiad dostanę domowy! Wyjazd się opłaci. Mam nadzieję, że nie pokręci mnie od tej szczepionki, bo weekend się tylko zmarnuje.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!