życie

ludzie to som jednak takie interesowne

I jakie zachłanne.

Nie dalej jak tydzień temu, a właściwie dokładnie tydzień temu, zawiozłem na spotkanie grillowe sernik. Mojej roboty.

Spotkanie bardzo fajne. Pod względem towarzyskim i smakowym. Przed podaniem płaszcza wyjechał na stół sernik mój wraz z kawą (dla chętnych). Mlask i mniam był. Pomruk tu i tam przeszedł. Smakowało znaczy.

I tak po, w poniedziałek, czy kiedy, rozmawiam z Piotrkiem i się pytam, czy dużo tego sernika zostało. I dlaczego nie dostaliśmy na drogę. I w ogóle, dlaczego nie oddano mi blachy z pozostałością. Olimpia co prawda mówiła przy bramce, że blacha trafi do mnie na kometce, ale hello! Musiało coś zostać. Piotruś tak łakomliwie mi powiedział, że dwa kawałki jeszcze zjadł! Co za ludzie. Jakie zachłanne! I chyba żonie kolegi zrobiło się głupio, bo zapytała mnie w ajMasażu:

– czy lubi Pan cukinię

– lubi – odpowiedziałem

– dobrze 😉

– z góry dziękuję

 

Tak jak mi się wydawało, w środę wraz z blachą dostałem zielonego stwora. 950 gram! W nagrodę, wraz z Piotrusiem zmasakrowaliśmy Pana z Europy na K. i Felipe w kometkę. 6-1 dla nas. Takiego pogromu jeszcze nie było w historii naszych batalii. Piotruś się strasznie wyrobił w tę grę. To było w środę. W czwartek pojechałem do Białego.

Zabrałem cukinię do rodziców, bom nie chciał, żeby się na Sadybie sama zanudziła i zepsuła. Na placki padło, że będziemy robić. I dzięki Bogu, że wcześniej oddałem rodzicielom moją maszynę do mielenia mięsa, którego za bardzo nie jem, wraz z różnymi końcówkami. Dziś wytłumaczyłem im do czego służą poszczególne metalowe nasadki. To do ziemniaków, to nie wiem, to może do cukinii, a może to, a to do szatkowania kapusty? Sam w sumie nie wiem do czego to było. Ale po okach w tych końcówkach można mniej więcej było wydedukować.

Cukinia ma strasznie twardą skórę, także ręczne tarkowanie byłoby udręką albo karą boską. Miąższ też taki jakiś inny niż u tych sklepowych. Nie wróżyłem sukcesu tym plackom.

Ale po kolei:

– zetrzyj cukinię i 1 cebulę na grubych okach

– posól (1,5 łyżeczki) i na durszlaku zostaw na kwadrans. Po tym czasie jeszcze łyżką przejedź po tej papce, żeby odcisnąć i docisnąć

– pieprz, 1 jajo, 5-6 łyżek mąki pszennej, 3 łyżki bułki tartej. No dodajemy tej bułki, żeby zagęścić ciasto. Także może być mniej lub więcej, czyli mniej więcej 3 łyżki

– można dodać koperku albo natki pietruszki.

I smaż radośnie i beztrosko.

To nasmażyliśmy. Oczywiście cały proces obfotografowałem i wysłałem do pani Ogrodniczki. Ta już się oblizuje i mi tu mlaszcze. Że już w drodze do Białego są i się zastanawiają, czy nie zajechać do mnie. Ludzie to są takie interesowne! Za późno – odpisałem szybko.

Mamie smakowały bardzo, a Tato rzekł „prawie jak kartoflane”. Czyli też posmakowały. Ale żem se smaka narobił na nowo. Ciekawe czy obsmarowane, i zachłanne, i interesowne Państwo G. zrewanżuje mi się znowu jakimś zielonym potworem? Choć nie. Lepiej nie. Przecie to by była kara boska! Udręka jakaś. Pomidor!

2 komentarze

Skomentuj m Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!