życie

w moim magicznym domku

W moim magicznym domu
Wszystko się zdarzyć może.
Same zmyślają się historie,
Sam się rozgryza orzech

Orzechy same się nigdy nie rozgryzały. Ale reszta to sama prawda! A kot Maciej całymi dniami w fotelu nie siedział. I nie lekceważył żadnej pracy. Ale czy fascynujący z niego facet?

Nie wiem, czy już się domyśliliście wszyscy, ale tak, odwiedzam stolicę Podlasia. WhiteStock. Mój serdeczny przyjaciel Radzio wracał z firmy do Biełago, to się zabrałem. Państwo z Europy na K. będzie wracało w sobotę lub w niedzielę, to mnie zgarnie.

Na sam przód Mama mnie załamała. Bo będzie głosować na … No źle będzie głosować. I weź jej wytłumacz – mówi mój kochany Tato. Ale czy Trzaskowski jest dobrym prezydentem Warszawy? – pyta rodzicielka. No tak, ten trochę młodszy, to może i lepiej – kontynuuje. Mamo, oni są w jednym wieku! – informuję uprzejmie. Powiedziałem później siostrze i jej bąbelkom, że ich babcia zwariowała. Także jak wygra Budyń, to wszystko dzięki mojej Mamusi. Eh, ten Białystok. Nigdy nie wiesz, co cię tam czeka.

A przyjechałem, bo ciągło. Od Bożego Narodzenia żem nie był, bo wiadomo co. W pociąg nie wsiądę, w autobus tez nie. Także przyjechałem okazją.

U siostry bąbelki knuły jakąś akcję – namówić matkę na podanie karty kredytowej w Uber, żeby można było hambuksy zamówić. Finalnie skończyło się na tym, że poszliśmy we 4 do Sztuki Mięsa koło naszego liceum (mojego i mojej siostry). Wiadomix, wszystko co dobre mieści się koło najlepszej szkoły na świecie – I LO w Białym im. Adasia tego od „a imię jego 44”. Szwagier jakiś niewyjściowy był i został w domu, co go pewnie ucieszyło.

Jedzenie dobre. Wystrój jakiś taki nijaki. Ja zamówiłem kalmary, bo nie mieli vege burgerów. W menu, w sekcji steki opisali jak można je zamówić. I na końcu, przy wysmażonym napisali po opisie „Szef kuchni nie poleca!”. Hehehehe. Ale serio. Kto by chciał wołową podeszwę jeść? Kiedyś ze Słodkokwaśnymi jak byliśmy we Lwowie w knajpie na mangalicy, to obok jakieś ruskie brały wysmażone na wiór mięso wołowe. Ok, kwestia gustu.

Po jedzeniu przeszliśmy się brodłejem, tzn. najgłówniejszą ulica miasta – Lipową przechodzącą w Rynek Kościuszki. Albo odwrotnie, w zależności od którego kościoła się startuje.

Jadąc do domu, na rogatkach miasta, rozpościerała się panorama stolicy Podlasia. Co było widać? Wieże cerkwi, wieże kościołów, Castorama, logo Makro Cash & Carry. Także jak ktoś chce zwiedzić centrum Białego, to zaczyna albo od białego kościoła św. Rocha i kończy na czerwonym Farnym. Albo odwrotnie. Przy Ratuszu, który nigdy nie pełnił funkcji administracyjnych od groma ludzi. To taki nasz Rynek Starego Miasta. Knajpa na knajpie. Social distancing w Białym chyba wyjechał już na wakacje, bo beztroska olbrzymia.

Pod domem popatrzyłem na trawnik między parkingiem i blokiem i łza na rzęsie mnie się zatrzęsła. Kurczaczki, ale zarosło. Przecie 30 lat temu ja na kocyku, podczas wakacji rżnąłem w karciochy! 3-5-8, brydż, pan i inne takie.

Eh. Kupiłem kilka bronksów, żeby z Papą wypić, ale rodzice już kończyli dzień. Mama jakieś bzdury propagandowe na TVPiS, a Tato jakieś paradokumenty na Polsacie.

Mój pokój jakiś taki malutki. Skurczył się. Kiedyś mieszkaliśmy w nim we dwójkę, z siostrą. Tapczan-półka i rozkładane łóżko. Później nas rozdzielili. Ale w tym pokoju prawie zawsze wisiał ten obrazek. Jakiś Da Vinci chyba.

Dobra, czas jakiegoś horrora odpalić na Feflixie.

Fajnie jest w domu. Fajnie tu wrócić.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!