życie

podaruj mi trochę słońca

 

wczoraj żem się ostrzygł i ogolił. Samodzielne dzieło numer 3. Hmm, za drugim razem jednak poszło mi znakomicie. Wczoraj tylko dobrze. Nastawiam ja ci lustereczka w pokoju kąpielowym, żeby się zobaczyć dookoła. Żeby sprawdzić czy do ludzi można wyjść, czy kapelusza szukać. Kręcę sobie główką we wszystkie strony i co ja paczę! Biały pasek na karku! Ale wioska. O dziwoto, nie przejąłem się tym zbytnio. Opali się – pomyślałem. Podbijam do okna zobaczyć jak świat wygląda. Okazało się, że słońce zaszło. Ooo. A do sklepu miałem iść.

Poszedłem więc, rozglądając się wokół, czy nikt mnie palcami nie pokazuje i się nie śmieje. Ale nie. Wszystko w porządku. Także fryzura krótka jest i jest mi z tym dobrze.

4 lipca pożyczyłem kilku amerykańskim znajomym wszystkiego dobrego, pojeździłem z Panem z Europy na K. na rowerze (każdy na swoim) i pojechaliśmy do Państwa G. Na labę, na picie, na jedzenie, na popatrzenie na siebie z bliska. Ostatni raz się widzieliśmy w większym gronie 7 marca u mnie. Także po prawie 4 miesiącach nadszedł czas na rewizytę.

Spotkanie udane. Troszkę marketingu i PR sobie porobiłem. Pozyskałem 2 followersów mojego bloga! Także sobota owocna.

Sernik ponoć palce lizać. Delikatny, smaczny, puszysty. No mi też smakował, ale ja zawsze krytyczny wobec siebie jestem. Mam jednak nadzieję, że ludzie prawdę mówili i chwalili szczerze.

Jestem pod ogromnym wrażeniem ogrodnika Państwa G.! Pięknie wszystko wygląda. Trawa jak na murawie boiska piłkarskiego. Kołysząca się ławka wygodna, ognisko ładnie ukamieniowane, tzn. otoczone kostką. Szklarenka niczego sobie. Tu porzeczka, tam porzeczka. Tylko zrywać i zjadać. Ciekawym jest pomidorów. Te sklepowe są kompletnie bez smaku. Kiedyś znajomi dali mi kilka domowych pomidorów i smak dzieciństwa wrócił. Mam nadzieje, że Państwo G. coś mi sprezentują.

Wczoraj to ja zachowałem się jak Pan z Europy na K. u mnie w marcu. Już na rowerach prosiłem go, że gdzieś zajechać i coś przetrącić, bom głodny był. Ale nie. Kazał się powstrzymać.

– wieczorem zjesz – mówił

– Ale to wieczorem dopiero za 5 godzin. Z głodu zdechnę

– arbuza zjedz

– mam arbuza!

 

W tym sklepie, com był były takie mini arbuzy. Kupiłem jednego i wsadziłem do lodówki. Po rowerze był jak zbawienie. Ni to jedzenie, ni to picie. Albo to i to zarazem.

 

No i pojechaliśmy do Państwa G., i tak jak pan z Europy na K. u mnie, komunikuję na wstępie, żem głodny jest. I się rzuciłem na talerze. Najpyszniejsze ze stołu były liście cykorii z wkładką mięsno-zielono-śmietanową. Muszę zapytać Olimpii jak to zrobiła. Zeżarłem połowę na dzień dobry. Oliwki z czosnkiem też szybko schodziły. Na szczęście Piotruś nastawił grilla i się zajadaliśmy warzywami, serem, mięskiem i pyszną kaszaneczką. A ta kaszanka chodziła za mną od jakiegoś czasu. Nawet jak jechałem do Państwa G. to się zastanawiałem, czy będzie ta czarna kiełbaska. Ale żem się głodny zrobił, jak tom pisał.

Bobu sobie chyba zaraz zadam. W końcu potaniał i można było kupić. Chore są ceny w tym roku.

 

I na rower! Ku słońcu. Pasek na karku dopalić!

4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!