życie

nie ma to jak starsza siostra

zanim zacznę, to uprzejmie doniosę jaki jest status mojego mandatu. Chciałem zanieść do delegatury. Okazało się, że cwane gapy nie mają jej w Warszawie. Raszyn najbliżej. Fashion from Raszyn – taki kiedyś szyld widziałem w tej miejscowości. Musi ciuchy sprzedawali.

Także wypełniłem formularze czarnym długopisem i … dopisałem na górze „nie mam niebieskiego”, bo się okazało, że w pierwszym zdaniu wyboldowali pouczenie, że trzeba na niebiesko. Hmm może mandat anulują, jak się okaże, że źle coś zrobiłem? Oby.

Na poczcie mówię do pani, że nadać chcę list polecony.

– priorytet?

– nie. Polecony wystarczy

– 5,90

– ile? Drogo! – mówię

– bo polecony

– do Ameryki pocztówkę za 6 zł wysyłałem

– ale nie poleconym

– ale za 6 zł

– ale nie poleconym

 

Widzę, że gadka jak do Władka. Płacę i wychodzę. Pani kazała dopisać z tyłu koperty adres nadawcy. Dopisałem … niebieskim długopisem pocztowym. Teraz to w tej mandatowni nie uwierzą, że nie miałem niebieskiego. Do więzienia mnie wezmo. Jak nic.

 

Co do oddawania krwi, to … krew mnie zalewa. Musiałem kupić czekoladę do sernika, bo mnie znowu pogonili. Ale przynajmniej widok ładny miałem idąc.

Dziś pomyślałem, że pójdę na wysysanie krwi na Nowogrodzką (centrum miasta). Zachodzę i wychodzę po 5 minutach. Od groma ludzi i kolejka w słońcu. A dopiero przed 9 rano jest. Wygoogle’owałem gdzie są jakieś ambulanse. Był jeden na Ursynowie. Dojazd prosty – metro i autobus. Na miejscu okazało się, że jestem 2 w kolejce. Moszczę się, wypełniam surweje i inne ankiety. Wchodzę do pani lekarz i ta mówi, że niestety, w związku z tym, że 15 dni temu mnie zdyskwalifikowali za niski poziom białych krwinek, to nie mogą oni przyjąć krwi ode mnie, bo nie mają tu laboratorium i nie mogą sprawdzić, czy coś mi podskoczyło. Gdybym przyszedł po miesiącu, to inna gadka. No to mówię, że w takim razie pojadę na Saską. I tu pani mnie dobija mówiąc, że musi dać mi dyskwalifikację, bo zarejestrowałem się, a krwi nie oddałem. No musi. Poprosiłem, żeby dała choć na 1 dzień tego bana. Jutro pojadę na Saską. A miałem tam jechać od razu, ale zachciało mi się zmiany i wymyśliłem tę Nowogrodzką. Eh. 5 zł w plecy za czekoladę. Plus bilet 4,40. Metrem jechałem i tam kanary już u dołu schodów czyhają. Nie dało się na gapę jechać. No nic. Co się odwlecze, to nie …

Wracam do tematu.

No i idąc z powrotem z tej poczty dzwonię do dawno niesłyszanej siostry (nazwijmy ją Kasia). A mówię, że sernik robię. Oczywiście ciekawska Kasia nie byłaby sobą, jakby nie wywiedziała się wszystkiego o placku. To mówię, że figa pokrojona na dno, a do ciasta żurawiny.

– suszone? – pyta pani z policji

– tak

– obtocz mąką albo budyniem, bo opadną na dno

– ooo. Właśnie. Bo wtedy jak robiłem, to wszystko na dno poszło w jedno miejsce.

 

I od tego się ma starszą siostrę. Poradzi, podpowie. Wszystko wie. A jak byliśmy mali, to moja siostra, już wtedy była starsza ode mnie, mnie wykorzystywała. Mama mówiła jej, że ma zrobić to i tamto, i szła do pracy. A cwana siostrzyczka, jak się tylko drzwi zamykały wołała mnie i wydawała polecenia. Że niby mama mówiła, że ja mam zrobić to i tamto. Ja do garów i do sprzątania, a Kasia do swoich lalek. Cóż. Okazuje się po tylu latach, że umiem i wiem jak zrobić to i tamto. Dzięki siostra.

 

Kiedyś zapytałem się małego siostrzeńca Bąbelka od czego ma starszego brata, jak mi przyszedł głowę zawracać z jakimś problemem. Mały rezolutnie rzekł:

Wujku. Starszego brata mam od obrony mnie przed kolegami

 

No fakt. Szczególnie jak starszy brat judo trenował w dzieciństwie przez kilka lat. Mądry bąbelek.

 

A taka ciekawostka z naszego życia rodzinnego. Moja siostra, jak wyszła za mąż, to przestała być Kasią D. Ale wtedy mój cioteczny brat, też mdobrogov, tyle że Marcin, ożenił się z jakąś inną Katarzyną i na nowo mamy Kasię D. w rodzinie. Ciekawe, czy tak samo umie poradzić i podpowiedzieć. I czy wie wszystko?

4 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!