życie

wyginam śmiało ciało

Czyli coś mnie łupie. Żem się wczoraj zawziął.

Środa, wiadomo, dzień … badmintona. W parze byłem z panem G. Zawsze jak z nim gram, to jest kupa śmiechu, no bo sukcesów sportowych jakoś nie za bardzo. Ale ostatnio, jak byłem sparowany z Panem z Europy na K., to coś nam szło ciężko. Jak po grudzie, ale wygraliśmy. Wczoraj pomyślałem sobie, że tanio skóry nie sprzedamy. Szalałem, biegałem od lewej do prawej. Czasem się udało trafić w lotkę, częściej nie. Atutem był serwis kolegi. Wygraliśmy 4-2 w setach! Ostatni był gorący. Prowadziliśmy 20-10, do wiktorii brakowało nam 1 punktu. Felipe zdobył 10 punktów z rzędu. Kurczaczki, 20-20. Zrobiło się nerwowo. W międzyczasie pan G. odebrał serwis, który ewidentnie szedł na aut. Ale w przyrodzie nic nie ginie. Felipe wyciągnął moje zagranie, które wylądowałoby kilometr za linią boczną. Fajna ta kometka. Śmiech i radość. Jeszcze gdybyśmy umieli w to grać jakoś dobrze.

Mokry jak świnia, ale szczęśliwy jak głupi. Widomo, endorfiny.

No i przed snem stwierdzam, że

  1. plecki pobolewają
  2. coś prawa rąsią daje znać, że jest (trzeba chyba opaskę ortopedyczną odnaleźć. Ponowna (ewentualna) rehabilitacja łokcia tenisisty nie za bardzo mi się widzi)

Starość albo nierozgrzanie. Ale zaparłem się, do łba wbiłem. Nie chciałem sprzedawać tanio swojej skóry. Wyginałem się, rąsią wybierałem lotki zza pleców, siła uderzeń była piorunująca. To teraz mam. Na szczęście za tydzień gram w parze z Felipe, to będę mógł odpocząć. Kolega zagra za dwóch. (łatwe) Zwycięstwo w kieszeni(?)

I tak się czuję taki zrelaksowany z rana. Wysportowany. Rześki. Lecę do pokoju kąpielowego, wskakuję na wagę … i się okazuje, że tylko 1 kg schudłem od wczoraj wieczora. Słabo.

A propos sprawdzania ile jest Maćka na świecie, to raz się wystraszyłem strasznie. Przesuwałem wagę jakoś nienaturalnie. Rękami tym razem, nie nogą. Staję nań i patrzę, że ważę grubo ponad 230! O matko co to? – krzyczę w niedowierzaniu.

 

UFO, pewnie UFO mnie porwało. Abdukcja jakaś była, wszczepili mi coś! – ja to zawsze na wszystko mam prawdopodobną odpowiedź, c’nie? Alien abduction na Sadybie? Zagadka się szybko rozwiązała. Okazało się, że jakoś niechcący i nieświadomie rąsią przełączyłem kilogramy na funty. Uffff. A ile się później naszukałem, żeby to odczynić! Ale w końcu udało się i maszyna pokazuje kilogramy. I znowu jest mniej niż 100! Człowiek to naprawdę może wyzionąć ducha w swoim domu na zawał. Nawet durna waga może tak (śmiertelnie prawie) nastraszyć.

Dziś idę wyssać swoją krew. 8 tygodni minęło, czekolada mi się skończyła, a podatki same się nie zapłacą. Ciekawe ile waży prawie pół litra krwi? Pół człowiek, pół litra!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!