muzyka,  życie

jest taki samotny dom

czy po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój?

 

 

 

Czasem tak, czasem nie.

 

Ekspres mój zionie ducha. Pisałem już o jego marnym końcu. Pogodziłem się już z tym faktem. Będzie mniej gratów na blacie kuchennym. Ale jednak taka strata boli. Wczoraj znowu mi zakaszlał, poburczał i nic. Myślałem, że może kawa znowu źle zmielona w Czibo i się zatkał. Puściłem na pusto i dalej nic. Ze spieniacza do mleka leci. Ale z głównej dziury nie. Eh. Postanowiłem go naprawić … znowu. Czyli wyłączyłem go z zasilania. Ty poczywaj, a daj ać ja pobruszę – tak pomyślałem po staropolsku.

 

Dziś nadszedł dzień! Spokój!

Piję właśnie. Nie! Delektuję się właśnie trzecią kawą. Czyli zdrowa dawka osiągnięta (ponoć od 3 do 5 filiżanek, to zdrowo).

 

Z samego rana poleciałem do sklepu. Oj Noc i burza. Ceny z kosmosu. U pana Rybki śledzie litewskie, które z 2 lata temu kupowałem po 13 złociszy, kosztują 21,90 z! Koniec świata panie Popiołek.

Na szczęście młoda kapusta po 2,99. Także się właśnie dusi w saganie.

 

Z krzątania się w kuchni dorzucam jeszcze robienie ogórków małosolnych samemu. No niby się opłaca o ciut, ale lubię je pakować do słoika (kamionka mi pękła z rok temu i poszła do krainy Wiecznego Szczęścia). Kilogram ogórków kosztuje koło 8 zł, zestaw do kiszenia z 5 zł. A na straganach kilogram gotowych ogóreczków coś z kilkanaście złotych. No nie do końca się opyla. Ale lubię, to sam robię.

A tak w ogóle się żachnąłem, że ceny poszły ścichapęk w górę, a pensje nie (jak nie w dół u niektórych). Jak żyć?

Przeanalizowałem też ceny w pewnej knajpie na dzielni. W ciągu niespełna 15 miesięcy cena lunchu skoczyła z 19 na 24. Pyszne piwo za 9,90 teraz po 12 stoi. A ossobuco z 49 na 52 się zamieniło. Toż to ponad 20% w większości przypadków.

 

Z tydzień temu postanowiłem być super ekstra użytkownik gazu i wypełniłem on line zużycie tegoż produktu. Okazało się, że zużyłem o 50% gazu więcej, a rachunek przyszedł o ponad 100% wyższy. Burza i noc!

 

Nakupiłem sobie więcej logicznych obrazków. Przestrzegam! Nie kupujcież tego. To cholerstwo wciąga! Sobie tak siedzę i se mażę te kratki. Wczoraj przyszły wersje XXL.

A propos Ameryki. Kartki doń posłałem. Jakoś tak nie przemyślałem tematu. No bo skoro nie lata nic, to jak one dolecą? Raz pani w okienku obiecała w 6 dni dostarczenie. Reklamację nawet składałem. Po miesiącu Ula z TX dostała dar. Okazało się, że drogą … morską barany nadały. A teraz? Po wyjściu z urzędu nastawiłem się na najgorsze. Ale w sumie coś tam powinno latać, nie? – tak pomyślałem optymistycznie. Ponoć na pusto się teraz fruwa, żeby nie stracić miejsca na lotnisku. 6 dni – powiedziała znowu panienka z okienka. Po ponad 2 tygodniach Teksas donosi, że jest. Tatar doszedł! Empik ma taką fajną serię kartek o Polsce i tam był między innymi schaboszczak. Wziąłem dla Uleńki. Ale patrzę dalej! Jest Tatar! Przecie wiadomo, że koleżanka uwielbia. To podmieniłem. Po tygodniu Chicago komunikuje, że dziękuje za kartkę (o Warszawie widokówka). Napisałem do kumpla po polsku. A niech się męczy z translacją. Teraz tak sobie myślę, że trzeba było napisać coś w stylu „Żółć włóż żółw szczęście dżdżu” i tak dalej. Ale nie bądźmyż złośliwi. Język polski jest trudny. Teraz czekam, aż Ulcia z NJ napisze coś o jej pocztówce z grzybkami. Napisałem jej, że po jakiego grzyba można chodzić w Stanach do lasu? Przecie u nich to wszystko nazywa się maszrum. Uważam, że Post Office w Polsce powinien się nazywać chyba Lost Office. Mam nadzieję, że jak Czaskoski zostanie prezydentem, to zlikwiduje i TVP i Pocztę Polską przy okazji. Ale wybory dopiero za … ho ho ho ho ho.

 

Wracając jeszcze do Stanów. Mam nadzieję, że i tam nadejdzie spokój. Wspomniany kolega z Chicago pracuje w PółnocTwarz (taki sklep z ciuchami). Zarządza siecią sklepów bodajże. Podesłał mi fotkę, jak ich sklepy są splądrowane. Jeden manekin się jeno ostał. Czyste skurwysyństwo. Ludzie demonstrują domagając się PiS-u (prawa i sprawiedliwości), a sami ja łamią (prawo) i mają w nosie (sprawiedliwość). Także jestem pewien, że nadejdzie spokój. Coś Uleńka z TX nie pisze jak tam w Austin awantury.

Zastanawiam się, jak szybko ubiją tych 4 policjantów w więzieniu (oczywiście, jeśli ich skażą). Temu jednemu grozi ponoć ze 40 lat. Niedawno Netflix przypomniał żywot Jeffreya Epsteina. Niby się powiesił, niby nie. Więzienie niedofinansowane, to nie miał za bardzo kto doglądać skazanych. Akurat ten dokument o nim, pod tytułem „Jeffrey Epstein: Filthy Rich”, jakoś bardziej mną wstrząsnął niż te dwa filmy braci Sekielskich. Polecam.

Szalenie uwielbiam konwersować z moją koleżanką z pracy – z Ewą z Poznania. Opowiadała mi ostatnio o pysznym i, co najważniejsze, tanim daniu (Poznań, wiadomix) – śledź z pyrami.

Rybkę robi się tak:

Cienko pokrojona cebula w plasterki

Na to śledź w oleju pokrojony w kawałki według zachcianki

Na to jabłko obrane i pokrojone w kosteczkę

Śmietana 18% wymieszana z jogurtem naturalnym

Bubki i te listki

Można popieprzyć

Mieszamy i do lodówki

Ta-da!

Dziś robię. Zobaczymy jak posmakuje.

 

Wiem, że niektórzy się mogą dziwić. Że co ja tu robię? Że przecie poddałem się i wróciłem na stare śmieci. Otóż, przyszedł dzień. Nadszedł spokój. Przecie jak ja do łba coś sobie wbije, to nie ma zmiłuj. Przemyślałem wszystko raz jeszcze. Opracowałem krok po kroku i zacząłem działać. I słońce wyszło! I wszystko się okazało proste. Jeszcze kilka szczególików zostało do opanowania i wgrania. Najważniejsze, że działa. Stary blog jest wyłączony. Moich followersów zmigrowałem na nową stronę. Także powinno być ok. Mam teraz nadzieję, że trafię do milionów, że w końcu świat mnie zauważy. Tylko pytanie, czy chcę tego.

 

Dorzucam drew, bo ogień zgasł, ciągle burza trwa

Nagle feria barw i mnóstwo świec, ktoś na skrzypcach gra

2 komentarze

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!