muzyka,  życie

the end

Kurczaczki, ciasto francuskie mi nie wyszło, a widelec spadł z talerza do kosza!

Wnioski?

– schować kosz z powrotem do szafki 

– nie rozciągać tak ciasta, bo się podziurawi

– duchy wróciły i czegoś chcą

Wpis miał się nazywać „nic nie może przecież wiecznie trwać”, ale coś mi zaświtało, że już coś takiego popełniłem. O tu jest.

Tych wpisów mam ze 40, a jednak wiem, co się w nich mieści. Właśnie. Ile ja mam tych wpisów. Adnu sekundeczku. Bzzz pii uuuu grrr brrr, mam już. To jest 360 post.

To jest the end, czyli koniec.

Rozmawiałem 21 maja z moim serdecznym kolegą ze studiów, którego nazwę tu, hmmm, Arek-Zegarek (sorki Arek). Szalenie dawno się nie słyszeliśmy i nie widzieliśmy. Pamiętam jak dziś, że w jakimś biurze przy ul. Sienkiewicza opijaliśmy zdrowie pierworodnej. Ciekawe czy pamiętasz Arek czego wtedy słuchaliśmy … często. Starsailor i ich „Love Is Here”.

Don’t you know you’ve got your Daddy’s eyes 
And your Daddy was an alcoholic

Nie, niczego nie insynuuję. Ta piosenka była po prostu przez nas katowana. No może nie katowana, ale często grana.

Ja uwielbiam z kolei tytułową piosenkę. Smutna taka.

A chciałem na wesoło, ale przypomniałem, że to koniec, koniec pewnej ery, to na smutno chyba powinno być, także smutna piosenka jest na miejscu.

No i wyobraźcie sobie, że wczoraj pępkowe, a dziś matura u córki! Jak ten czas leci? A mamy tylko … 29 lat (Arek-Zegarek jest mój rocznik, jak się łatwo domyślić, skoro na studiach się poznaliśmy. No dobra, mógł być po technikum, a ja przecie 7 lat grałem w licealnej drużynie koszykówki).

Arek załamany sytuacją w Trójce. Jak szybko można tak radio rozpierdolić? (chyba tego wyrazu użył? Albo ja to chyba powiedziałem, a on przytaknął). Ale sami przyznajcie, że ten wyraz jest na miejscu. Jeśli czytają to nieletni, to tu jest komunikat:

Drogie dzieci, tak, w języku polskim występują wyrazy zakwalifikowane do wyrazów „nienamiejscu” lub po prostu wulgarnych.

Synku, to ty przeklinasz? – tak kiedyś retorycznie zapytała mnie mama, jak w zdenerwowaniu zakląłem jadąc autem.

Trójki już nie ma. Jest za to Trujka. Powiedziałem koledze, że ja jeszcze słucham i będę słuchać. Dziś otwieram me niebieskie oczy, klikam na ramówkę radia, a tam … Wojciech Cejrowski. Brrr. Nie, nie słucham już tego programu.

Kolega zaangażował się w finansowanie nowego projektu zwanego Radio Nowy Świat. Myślę i ja o tym. Ale wpierw niech ruszą, zobaczymy. Na razie dla mnie to nie wygląda za atrakcyjnie. Czas pokaże.

Listy przebojów już nie będę słuchać, bo jakoś mnie odrzuciło. 

I kończąc wątek kolegi Arka-Zegarka. Mam nadzieję, że pojechałeś na te Mazury, czy Warmię, bo ja dziś jednak wpaść nie mogę. Umówionym.

Ale co za akcja z tym umówieniem się. Jakiś czas temu zadzwoniłem do kumpla i mu mówię:

– stary, odmrażają gospodarkę, to się musimy w końcu spotkać. Piątek sobie zarezerwuj. Kolega się nazywa Piątek. Ale nie Krzysiek, to nie ten od futbolu.

– ok, postaram się

I słuch zaginął po koledze. Standard w jego wykonaniu. Dzwonię na przykład w poniedziałek, a ten mówi „oddzwonię do Ciebie za chwilę”. Mhm. Czekaj tatka latka.

Jest piątek, dzwoni Piątek.

– cześć … – zagaja

– to Ty teraz do mnie dzwonisz?! Toż mieliśmy się spotkać tydzień temu w piątek. Zapomniałeś?! – zaczynam swoją nie do końca passive ale na pewno aggressive narrację

– no dziś nie mogę, ale w sobotę możemy gdzieś wyskoczyć – kontynuuje kolega.

Zaczyna do mnie docierać, że zachowałem się jak pałka i to jest teraz ten piątek, bo tydzień wcześniej nie było nawet gdzie się spotkać. Mea culpa. Kacze pióro, czas leci szybko, jak nam knajpy odmrozili.

Dobra, koniec z tym wątkiem. Jest sobota, to nie gadamy o Piątku.

O kurczaczki! Teraz dopiero widzę w górnym rogu arkusza WORD, że jest opcja dyktuj. To po ki czort ja stukam w tę klawiaturę!!! Yuppie.

Ostatnio ni to z nudów, ni to z ciekawości zacząłem eksplorować świat blogów. Nie czytałem nigdy, z wyjątkiem Słodkokwaśnej, którego blog szalenie polecam, innych stron, bo uważałem, że to nuda i nie da się tego czytać. Kto by chciał zagłębiać się w świat innej osoby i zapoznawać się z dziwnymi przemyśleniami na stronach www?

Ale dałem szansę i obserwuję kilka blogów. Z jedną osobą wdałem się w wymianę opinii. Trochę mi łyso, bo ja mam bloga od 11 lat, a kolega z rok. Ale potwierdził mi to, czego się obawiałem. Chcesz sukces, to się staraj. To jest czas i praca. Samo się nic nie zrobi. Nawet jeśli napiszę najwspanialszy wpis, to świat przede mną na kolana nie padnie.

Działa to wszystko podobnie, jak znam to z instagrama (tak, konto skasowałem na IG). Like4like, follow4follow. Zaczynasz coś komentować, to ta druga osoba wróci do ciebie i jeszcze inni jego „czytacze”. 

Istotnym faktorem jest posiadanie jednak MordoKsiążki. 

Ja mam/miałem kilka przemyśleń na temat prowadzenia bloga:

– nie zakładam FB

– nie płacę

– nie nastawiam się na zarobek

Ale pogadałem jeszcze z inną osobą i się poważnie zastanawiam, czy nie kupić jednak czegoś na tym WordPressie. Ale nie pakiet premium za 33 zł/miesięcznie. Ale ten niższy za 14 zł. Poczekam tylko na jakieś flashowe wyprzedaże, bo mają czasem. Zobaczymy.

No i z tą drugą osobą sobie konwersuję i pytam się go jak to jest z tym pisaniem, bo on ma bloga od 1999 roku. Toż to inna epoka, inne milenium. Mówił mi, że zaczynał na blog.pl ale się po jakimś czasie zwinęli, bo wordpress nadchodził. 

Także zaczynam coś z moim blogiem zrobić. Muszę się jeszcze do Słodkowaśnej na korepetycje wybrać.

Podczas tych rozmów padł temat, że nic w internecie nie ginie. 

Dziś miałem koszmar.

Ten wpis miał być krótki, jedno- lub góra dwuzdaniowy. A znowu wyszło czort wie co.

Śniło mi się, że skasowali mi wpisy na wordpressie! The end! Naprawdę się wystraszyłem. 

Od dłuższego czasu piszę moje posty w word-zie, a później je wklejam na blog. Ale ten plik to takie demo, często, a właściwie prawie zawsze, mi się zdarza poprawiać później to co napisałem. Także jakby skasowali, to byłby to dla mnie dramat. 11 lat w piach by poszło. Może ktoś ma radę, albo wie, jak się przed taką sytuacją ustrzec (gdyby sen zaczął się urzeczywistniać)?

This is the end
Beautiful friend
This is the end
My only friend, the end

Jeden komentarz

Skomentuj saberblog Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!