życie

mirakl

Matko Boska! Ojcze wybacz, bo zgrzeszyłem.

Nie wiem czy pisałem, bo dawno nie pisałem ale dietuję się. Długa historia krótko:

– nie smażymy

– nie używamy żółtek

– nie ma słodyczy

– nie ma wypieków

– unikamy mięsa czerwonego. A jak już mięso, to drób. A każdy wie, że drób…

…to nie mięso!

No i dietetuję się.

Wczoraj byłem na wycieczce w fabryce czekolady E.Wedel założonej w 1851 roku przez Karla Wedla.

Słodka przyjemność. Oczywiście częstowali nas różnymi precozjami. Byłem tam z dziećmi i księdzem. Dzieci ani nie moje, ani nie księdza. Choć tak w przenośni to one jego były. Służbowo byłem. A wspieramy taki sympatyczny projekt dla dzieciaków, prowadzony przez książęta. Jeden książę Piotr i drugi książę Mariusz. Ten pierwszy to ksiądz dyrektor, który zarządza i kieruje, a ksiądz Mariusz wspiera. I się okazuje, że książę Mariusz jest dokładnie urodzony w dniu narodzin pana od Państwa z Europy na K. To już trzeci taki dublet. Znam dwóch Marcinów, fotografów urodzonych w dniu zburzenia Bastylii (ale oczywiście kilka lat później, nie w 1789). W bloku, w którym mieszkałem przez 24 lata, dwie klatki na lewo i też na ostatnim piętrze mieszkała sobie Monika, narodzona w dniu mego przyjścia na świat. Ale koleżanka wyjechała do USA, bo zieloną kartę wygrali. Się czubiliśmy, więc się lubiliśmy.

No i w tym Wedlu jak zobaczyłem te smakołyki, to powiedziałem, że nie jem, bo dieta. Na szczęście ksiądz Piotr powiedział, że mnie rozgrzesza! Na coś się przydała w końcu ta moja praca w marketingu. Troszkę się zgapiłem, bo mogłem jeszcze dorzucić parę występków i hurtowo załatwić sobie rozgrzeszenie? No nic. Następnym razem. Ale kończąc wątek księżycowy stwierdzam, że książę Piotr i książę Mariusz bardzo fajne chłopaki. Przede wszystkim z poczuciem humoru. Mam nadzieję, że anatemą wieczną mnie nie obłożą za ten wpis! 

I tak najlepszej prasy KK nie ma ostatnio. Choć dwa filmy nakręcono o nim. Czyli aforyzm 

nie ważne jak mówią, ważne żeby mówili 

nie sprawdza się w tym przypadku. No cóż, porzućmyż ten wątek.

Także zgrzeszyłem. Dieta zaczęła się w niefortunnym momencie, bo tuż przed Wialkanocą. Mama to myślała, że ja pewnikiem jakiś chory jestem, bo nie chcę jeść przepysznych wędlin i pieczeni. A najlepszy sernik na świecie? Na pewno chorym jest.

Daję sobie 6 miesięcy z tą dietą. Tak zaproponował pan doktór. No dobra, niech będzie. Zgadzam się. Jak wypali, to super, jak nie, to jak mówi mój serdeczny kolega:

Idź ty na *huj i nogami wymachuj

 Dodam, że w tej diecie niskotłuszczowej mam dwa wyjątki:

– czasem piję alkohol (w weekendy znaczy)

– raz w tygodniu pałaszuję mięso. Ale nie jest smażone!

Tak się zastanawiam, jak ktoś serio wie, to niech proszę powie. Smażony tłuszcz jest dobrym przenośnikiem smaku z potraw. Temu tak go zawsze lubiłem. Ale jak mam embargo na smażone mięso, to na inne smażone rzeczy też? Na ten przykład podam falafele. Najpyszniejsze są w Falafel Bejrut przy Narodowym. Przecie te kotleciki są smażone w głębokim tłuszczu? A jak chcę zrobić zapiekankę z bakłażana i w przepisie stoi „obsmaż bakłażan w panierce”, to mam smażyć? Tego nie wiem. Pómóżcież mądrzy ludzie.

Zakańczając wątek diety:

Ta da! Mam już tyle, co przed ubiegłorocznym wylotem do jU-eS-eJ!

Tydzień temu poszedłem na koncert Jacka Savorettiego. Mam jego trzy płyty. Dwie fajne, ostatnia słaba. Bilet kupiłem w ciemno, przed premierą „Singing to Strangers”. Myślałem sobie

Eh, 2 płyty na 3 mi się podobają, to nie będzie źle

Później nauczyłem się, że pan wydał już …6 płyt! Brawo ja.

Ale ale. Koncert rewelacja! Nie nudziłem się ani minuty. Muzyka na żywo zagrana pierwsza klasa! Przyjemność słuchania była ogromna. Nakręciłem jedną piosenkę i zrobiłem dwa zdjęcia. Sporo ludzi oglądało cały koncert na ekranach swoich smerfonów. Dziwne.

Wrzuciłem filmik na YouTube i czekam, aż dobije miliona odsłon! Będę znanym JuTiuberem! Zarobię krocie! Na dzień dzisiejszy brakuje mi jeszcze 999 884 wyświetleń. Nieźle jak na jeden, NIECAŁY jeszcze tydzień udostępniania!

https://www.youtube.com/watch?v=S40CIfVq7_0&feature=youtu.be

Zupa mi dochodzi, czas na drugie espresso i czas łapać dzień. Deszcze mi nie straszne.

 

Dziś z Państwem z Europy na K. idziemy na jakiś dokument w ramach (chyba) Docs Against Gravity. Basia się wkręciła w te dokumenty. Dziś chyba o jakimś robocie. No to do roboty Maciek!

Dobrego dnia wszystkim!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!