życie

the doors

Nie, to nie będzie o zespole The Doors. Choć może wspomnę, że lubię bardziej niż Queen. Miałem nawet ich platynową kolekcję. Nie złotą, a platynową właśnie. Złotą kolekcję to może mieć Queen. A jak wiemy Queen u mnie nie grał, nie gra i grać nie będzie. Dorsi mają platynową!

Widziałem nawet kiedyś film o Dorsach. 1990 rok? 1991? Val Kilmer łudząco podobny do Jima Morrisona. A jego muzę chyba grała młoda i piękna Meg Ryan. Film mi się bardzo podobał. Singiel promujący i film, i muzykę z filmu, i zespół również mi się podobał. 

You know the day destroys the night

Night divides the day

Eh, lubiło się.

A film o Freddy’im Mercurym u mnie nie leciał, nie leci i lecieć nie będzie! Choć kilka osób zachwalało dzieło i nawet chciało pożyczyć film. Krucafiksy i czosnek mam w domu. Żadne kłiny nie znajdą u mnie miejsca! I uważam, że to przesada, że ten REM Malik (czy jak on się zwie) dostał Oskara za to! Brrr. Krucafiks.

Ja o drzwiach.

Kiedyś, dawno temu, ale już na Sadybie, chciałem sobie wynieść śmieci. A tu obok mam zsyp, kilka kroczków. Akurat przebywałem w lokalu swym mieszkalnym i pomyślałem, że wyrzucę śmieci. A że miałem na sobie jedynie majtki i kapcie, to zarzuciłem sobie jeszcze ti szert. Ale pomyślałem sobie:

Ale ty durny Maciek! Będziesz w samych gaciach szedł śmieci wynieść? A jak spotkasz przyszłą żonę?

No to nie poszłem, tylko otworzyłem drzwi i wystawiłem śmieci za drzwi. Zadowolnym, że nie śmierdzi już na kwadracie, moszczę się i robię toalety. Po wypięknieniu się szykuję się do wyjścia. Łapię za klamkę i ZONK! Drzwi nie puszczają! Jak to?! co to!?

Się okazało się, że języczek w zamku zastrajkował. Wygoogolowałem szybko ślusarza i czekam. Rzuciłem panu klucz przez okno. No ale na nic to. Pan musiał wykuć dziurę przy zamku i młotkiem wytłuc języczek. 

Podczas całej tej akcji pani sąsidka się zainteresowała, co to za walenie. Przez drzwi ją uspakajałem, że to ja, że uwięzionym, że wszystko OK.

Po uwolnieniu poszliśmy z panem ślusarzem do bankomatu po 100 zł. 

Po jakimś czasie, we wrześniu, przy kolejnym haraczu za ubezpieczenie mieszkania, rozmawiam ja ci sobię z moją PZU-agentką i opowiadam tę zabawną historię. Jak to prawie w majtkach nie zostałem pod drzwiami. No bo co to by było, gdybym poszedł wyrzucić te śmieci do zsypu?! Bez telefonu, bez przyzwoitych ubrań! Umarłbym z głodu. I jak zaalarmowałbym ślusarza i wezwał go do pomocy?! Głupi to ma zawsze szczęście. Powiadam Wam.

No i pani PZU-agentka, bardzo sympatyczna pani Tamara, mówi:

Ależ panie Maćku, ma pan to w swoim pakiecie. Następnym razem proszę dzwonić.

Pardon my french ale motyla noga, stówa w plecy!

W 2014 podczas remontu drzwi wymieniłem na jakieś solidne.

Z miesiąc temu otwieram ja ci drzwi i wyciągając klucz z górnego zamka dziurka mi się przekręciła o 180 stopni. I się już nie chciała odkręcić. Grrrr!

Próbowałem namierzyć panią Ewelinę, która mi drzwi sprzedawała. Na szczęście biuro mają 50 metrów od bloku mego. Na nieszczęście biznes się chyba nie kręci jak kiedyś i nikogo w lokalu. A jak kogoś już spotkałem, to panoczek powiedział, że on tu inny biznes prowadzi i nie ma nic wspólnego z drzwiami. Eh PiS i ta dobra zmiana. Na szczęście telefon pani Ewelina odbiera. Mieli przyjechać fachowcy. Po 10 dniach zniecierpliwiłem się i dzwonię znowu. No dobra, będą jeszcze tego samego dnia. Przychodzi dwóch Ziutków. Po 10 sekundach pan starszy mówi:

Jak pracuję, to w życiu mi się to nie przytrafiło.

Super, dzięki. Pocieszyło mnie to – pomyślałem.

Rozwiązanie było banalne – wymiana zamka. Dzwonię zatem do blondwłosej pani Eweliny i się pytam co i jak w tej sprawie. 250 zł i za 3 dni zameczek będzie nowy. – odpowiada pani kierownik. No to poprosiłem o zamówienie zamka i działanie.

Ależ panie Maćku, ma pan to w swoim pakiecie. Następnym razem proszę dzwonić

Wspomniały mi się słowa pani Tamary. To dzwonię. Wywiedziałem się wszystkiego. 

Zadzwoniłem na infolinię PZU. W ciągu kwadransa od zgłoszenia szkody skontaktował się ze mną pan ślusarz. O 14 umówiliśmy się u mnie. Przyjechali we dwóch wcześniej. Panowie mocno śmierdzący potem. Ale cóż – pomoc to w końcu. Wybawienie. Nie narzekajmy.

Panowie opukali, obstukali, opryskali. I stwierdzili, że trzeba zamek wymienić. Wykręcili stary, bo powiedzieli, że zamek zamkowi nie równy i muszą mieć do porównania. Po lekko ponad godzinie panowie wrócili. Koszt 46 zł za nowe zamknięcie (ale to nie ja już płaciłem, tylko PZU). Pan podsunął mi na koniec protokół z taką krótką ankietą, opinią, jak bardzo, w skali od 1 do 5, profesjonalna była pomoc i jak kontent jestem. Pan kierownik brygady sam zaznaczył, że 5. No to 5, co będę polemizował. Zamek mam nowy. My home is my castle!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!