życie

pułapka

Dziś nie będę zapytywał „hejka kochani, jak się macie? Bo ja …”

Bo nie chce mi się nawet zaczynać.

Prądy dostałem i RTG kręgosłupa na odcinku szyjnym. Byłem u znachorki-ortopedożki. Wizyta koszmarna, bo od pani śmierdziało fajkami i była taka  … „srala-mądrala”. Ledwom wysiedział wizytę. Ale 10 zabiegów prądowych przepisała na łokieć i 3 na szyjkę.

Oznajmili, kto nominowany do Oskara. Kurna! Naszej Joanny nie docenili. Uważam, że to duże niedpatrzenie i niesprawiedliwość. Film – historia banalna. Reżyseria? Nie znam się. Ale kreacja Joanny Kulig!? Eh. Dawno z taką przyjemnością nie patrzyłem na ekran. Dawno nie widziałem filmu dwa razy w krótkim odstępie czasu. Pierwszy i do niedawna jedyny raz, to było gdzieś w zamierzchłych latach 90. ubiegłego wieku. „Fargo” braci Cohen. Pierwszy raz oglądałem normalnie. W towarzystwie i z atencją. A drugi, to znajomi przyjechali do Białego i kumpel zadzwonił, żeby się spotkać i zabrać ze sobą dziewczyny (te, które też przyjechały). Okazało się, że koleżanki poszły do kina na „Fargo”. To my spóźnieni o 30 minut dołączyliśmy doń i przegadaliśmy resztę filmu. W sumie to aż się dziwię, że w ciemnościach odnaleźliśmy się. Eh, stare, dobre czasy.

Dostałem kilka odcinków Herculesa Poirota. Gra ten łysy, przysadzisty pan z dziwnym wąsikiem. Zawsze mi się wydawało, że to belgijska produkcja, bo pan detektyw mówił po francusku. I się po latach okazało, że film brytyjski, a pan Poirot tylko kilka zwrotów ma w języku … no właśnie w jakim? Nie Szekspira, nie Puszkina? Jak się mówi na francuski? W języku żabojadów? 

Cała prawda wyszła teraz o detektywie Poirot! To oszust! Bo jak w Anglii się akcja dzieje i on mówi po francusku, to wszystko jest niby ok. No bo przecie pan z Belgii i tam, któraś część kraju – albo Walońska, albo Frankońska mówi po francusku. Ale patrzę ja ci na któryś epizod, w którym akcja dzieje się we Francji i pan Hercules ni chu chu po francusku, tylko po angielsku mówi. Oszust! Pułapka!

Chodziło za mną od dłuższego czasu „A Star is Born/Narodziny Gwiazdy” z Lady Gagą i Bradleyem Cooperem. Nie wiem, coś Gaga w sobie ma, że im mniej popularna, tym bardziej mnie się podoba. Sam film? Cóż, historia banalna. Kreacje aktorskie – szału nie ma. Te nominacje do Oskarów, to takie chyba na siłę. No może jeszcze ona tak. Ale on? Hm. No ale dobra, nie znam się. Nie jestem kapituła. Żal mi Joanny Kulig.

Wtrącenie – Lady Gaga jest pierwszą artystką nominowaną w tym samym roku za piosenkę i aktorstwo. Ciekawostka.

„Narodziny Gwiazdy” ogląda się świetnie! I ta muzyka brzmi rewelacyjnie. Tak, nominacja w kategorii „Najlepszy film” zasłużona. Czyli też taka pułapka, ale w drugą stronę. Nie żal! Warto popatrzeć.

Wtrącenie numer 2 – ten aktor, co gra brata Bradleya Coopera od przynajmniej 20 kilku lat wygląda tak samo. Spostrzeżenie.

Ostatnio przechodziłem sobie w pięknej scenerii od Centrum Handlowego Arcadia do stacji metro Dworzec Gdański. Piękna aura. Śnieg skrzypi, słońce skrzy się. No piękna, biała zima. I patrzę ja ci na billboard wzdłuż drogi. Zapowiedź nowej płyty Dody pod tytułem „Dorota”. Aż zaśmiałem się pod wąsem, bo Doda od zawsze na wszystkich krzyczała, jak ktoś do niej mówił po imieniu. „Doda jestem!”- tak odpowiadała. I tu teraz widzę, że artystka zminiła zdanie. Widać z wiekiem człowiek mądrzeje. 40 za rogiem paniu Dodu. Plakat fajny dla oka. Piękna sceneria w jakimś opuszczonym parku. Liście na ziemi, piękna polska jesień. Fortepian przykryty gałęziami i pani siedząca tyłem ale odwracająca się do mnie. Plastik tu, botoks tam. A może to dieta zmieniająca rysy twarzy? Tak się to ponoć nazywa. W każdym bądź razie zwróciła reklama moją uwagę. Ale jako, że Doda nigdy u mnie nie grała, nie gra i grać nie będzie, to sobie do głowy nie brałem. Uważałem zawsze, że dziewczyna ma dobry głos. Jednakże nie nagrywa ona swych piosenek dla mnie. To nie są albumy, na które czekam.

W ostatni weekend patrzę na internety i widzę tytuł artykułu, w którym stoi, że Doda się mierzy z hitami Maryli Rodowicz („Niech Żyje Bal”) i Maanamu („Krakowski Spleen”). Pomyślałem sobie, że „a co mi tam”. Postanowiłem dać szansę. Tylko krowa nie zmienia poglądów.

Na iMusic chwalą – Dojrzałe oblicze gwiazdy na tle symfonicznego pop-rocka.

Zaglądam na płytę i widzę, że są jeszcze inne znane hity – Miley Cyrus („Wrecking Ball”), Harry Styles („Sign of the Times”), Anna Maria Jopek („Ale Jestem”), Avril Lavigne („I’m with You), Anna Jurksztowicz („Stan Pogody). 

Posłuchałem to za dużo powiedziane. Oczy miałem wielkie z niedowierzenia, że coś takiego powstało i ktoś to upublicznił. To strasznie niedobre wersje. Fatalne aranżacje. Jej głos drażni. Nic nie jest na miejscu na tej płycie. Kora się chyba w grobie przewraca! Straszna płyta. Do jej wersji szlagieru Maryli Rodowicz nawet nie zajrzałem. Brr. Pułapka!!! Brr!

Także z tym moim łokciem to nie jest jednak aż tak źle. Są gorsze rzeczy na tym świecie!

„In the shallow, shallow
We’re far from the shallow now“

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!