podróże,  usa

utah saints

Pictures/Zdjęcia

W latach 90. A dokładnie na ich samym początku dostaliśmy do domu TV kablową. Stałem się fanem MTV. Oglądałem wszystko jak leci.

Były to szalone czasy rave i techno music. I taka piosenka się pojawiła. Chamski beat, ambient. Ale pan krzyczał „Utah saints. Utah Saints“. Podobało mi się.

2002 rok Igrzyska Olimpijskie w Salt Lake City.

2015 rok wybrałem się na najdłuższe (wtedy) wakacje. I między innymi namówiłem Państwo na pojezdkę. Padło na Arches National Park. Można się tam dostać albo z Salt Lake City albo z Las Vegas. Jeden pies, ważna cena biletów. To padło na mormonów. Na JFK już na dzień dobry 3 godzinne opóźnienie. Coś nie dobrze było z wlewem do paliwa na skrzydle. Także późno dolecieliśmy. Nie ważne. Wycieczka niesamowita.

I teraz też padło na SLC. Vegas dużo droższe, także mormony znowu.

Zabukowaliśmy auto na Thrifty. Według planu lądujemy o 23.59. Tak się Ula zapytała mnie w międzyczasie „A do której czynna nasza wypożyczalnia?“.

– według google do 1 rano

Ale w mailu potwierdzającym wypożyczenie wychodziło, że od 00.00 do 23.59, czyli prawie całą dobę. Zadzwoniłem do wypożyczalni i pani beznamiętnym głosem oświadczyła

– zamykamy o 1, otwieramy o 7

– a co jeśli mój samolot się spóźni? Mamy przechlapane?

– wypożyczalnia jest czynna do 1, otwieramy o 7

 

Lekka panika. Stwierdziłem, że zobaczymy co będzie na lotnisku.

I się okazało, że pani pilot doleciała o prawie godzinę wcześniej!

Ale bagaże nam kazali nadać, niestety! Także czekanie przy taśmie nas czekało. Szybko poszło. Delta jakoś szybko wypluwa.

Wpadamy na Car Rental sekcję i oczywiście kolejka tylko do naszej firmy! BLIN!

Ula zaproponowała, żebym obszedł inne, puste firmy. Jako, że Ula jest stąd, to nie musimy płacić za ubezpieczenie, więc wypożyczenie nie jest aż takie drogie. Zapłaciliśmy już w sumie 79 dolarów za 3 dni.

Dochodzę do Enterprise i rozmawiam z panem ile kosztuje niemałe auto. „129$ bez podatku“. Poprosiłem o zwłokę i pobiegłem do Uli. Okazało się, że Dolar Car cośtam też ogarnia Thrifty klientów. To ja do Dolara, Ula w Thrifty. Ale ni *uja kolejka się posuwa. Powiedziałem, że pal licho te 79$, i idźmy, i weźmy nowe auto. Te 129$ plus podatek to było za SUV, pogadaliśmy z panem, żeby coś mniejszego dał. Jak to w Ameryce – let me see what i can do for you. Nissan Rogue w cenie mniejszego auta, czyli 94$. Od ręki. W Thrifty nadal nic się nie ruszyło. Wzielim!

Po drodze zaproponowałem, że zadzwonię do Thrifty i anuluję rezerwację.

No bo jeśli w mailu piszą, że całodobowa, a w życiu, że do 1 rano, to niestety nie zdążyliśmy i pech. Anulacja. Udało się.

Co mam mówić o Utah i ich parkach?

Przepraszam za mój francuski/pardon my french – prze-kurwa-pięknie!

Zion, Bryce, Antilope – te parki chodziły za mną od dawna. Myślałem, że Zion będzie bardziej jak Arches – górzyste, pustynne. Ale nie, okazało się miksem Yosemite i Arches. Czyli skały czerowne i jednak wspinaczki, drzewa, małe lasy.

Springdale – miasteczko piękne, zielone, tętniące życiem. Moab przy Arches większe było, bo miało skrzyżowania. Springdale nie. Ale bogata gmina, bo autobusy za darmo po mieście. I park dziś też za darmo, bo cośtam.

Wg mapy przeszliśmy większość łatwych tras, średnich w ogóle, a z trudnych też z kilka.

Przy Visitor Center zgodnie stwierdziliśmy, że wybieramy Hidden Canyon. 3 godziny w dwie strony.

Oj było pod górkę! Zadyszani doszliśmy. Pięknie na każdym kroku. Różnorodność. Po lewej masz ściany czerwone od żelaza, a po lewej zielone, zamszone. Tu skałka taka, tam piasek. Tu się musisz wspinać po drzewie, tam po skałkach. A po przysypanych piaskach skałkach ślisko. Dużo ludzi spotkaliśmy. Para z North Carolina była najfajniesza, bo zrobili nam zdjęcia, a my im.

Tak teraz sobie myślę. Miasta mi się podobają. Dają energię do działania, do aktywności. Ale natura? Ładuje baterie. Poznajesz swoje miejsce na Ziemi. Jesteśmy mali. W drodze powrotnej, zszedłem ze szlaku i odkryłem dużą skałę, na której się mogliśmy położyć, poczuć się jak w niebie (przynajmniej ja).

W drodze powrotnej oblecieliśmy jeszcze małe szlaczki i wróciliśmy do wsi.

W knajpie zamówiliśmy sałatki, bo nadal po pysznym burgerze na lancz byliśmy pełni.

Mormońska ciekawostka. Już w 2015 roku nauczyliśmy się, że do sklepu monopolowego lepiej zdążyć. Bo jak zamkną, to szukaj wiatru w polu. Ale dziś nowinka – pytam się pani jakie ma piwo. A ta, że nie może rozmawiać z nami o alkoholu. Ale była tak miła, że podała nam kartkę z listą win i piw. Pytam się, które piwo rekomenduje.

– nie mogę rozmawiać o tym

– ? To poproszę Amber Ale

– bardzo popularny wybór

Hm, siki. Woda, a nie piwo. Ale cóż, podróże kształcą.

Przyznaję uczciwie, sałatka z krewetkami była dobra.

Co do Zion. Przepiękna, soczysta zieleń. Co chwilę byłem pod dużym wrażeniem. A biorąc pod uwagę brąz gór? Niesamowite zestawienie. 22 000 kroków zrobione. Prawie na WTC w Nowym Jorku się wdrapałem, bo mówi apka na telefonie, że ponad 105 pięter.

Zion polecam. Arches też. Ciekawe co jutro w Bryce!

Pogoda świetna! Na dwa dni przed Ula komunikuje:

– sprawdzałeś pogodę na nasz wyjazd?

– nie. Jeszcze nie

– minus 2 stopnie!

– ooo

Ale na szczęście dziś było ponad 20. Tylko nie wiem po co te kurtki brałem!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Leave the field below empty!